Awaria na Woronicza 17. To dlatego część Polaków nie widziało orędzia premier Beaty Szydło
17 grudnia podczas orędzia premier Beaty Szydło część Polaków, którzy zasiedli przed telewizorami, utraciła w swoich odbiornikach sygnał TVP. Z powodu awarii orędzie powtórzono następnego dnia. TVP w "Wiadomościach" relacjonowała, że sygnał publicznej telewizji nie dociera do większości Polaków. Sugerowano wręcz, że to celowe działanie. Według członka Rady Mediów Narodowych, Juliusza Brauna, była to zwykła awaria. Co ciekawe nawaliło urządzenie w jednym z budynków przy Woronicza 17 w Warszawie, w siedzibie TVP.
O awarii na swoim Twitterze pisał wiceszef publicystyki TVP Info Samuel Pereira.
Dziennikarze TVP wklejali na swoich profilach screeny swoich skrzynek e-mailowych, zapełnionych rzekomymi skargami widzów, którzy nie nie mogą oglądać programów telewizji publicznej.
Komunikat wydał EmiTel, spółka, która odpowiada za nadajniki naziemnej telewizji cyfrowej. Wynikało z niego, że „problemy techniczne dotyczyły 11 spośród 137 obiektów nadających sygnał, w ramach których nastąpiły kilkuminutowe zakłócenia w prawidłowych emisjach spowodowane błędami synchronizacji". Bez sygnału było więc najwyżej 10-12 proc. widzów. TVP uparcie jednak twierdziło, że problem dotyczy większości kraju.
Prawicowe media rozpisywały się o „wojnie hybrydowej". Na portalu wPolityce.pl można było przeczytać, że „od momentu rozpoczęcia siłowej próby przejęcia władzy przez opozycję do milionów Polaków nie dociera albo dociera z zakłóceniami sygnał TVP. A więc jedynego masowego źródła informacji, które nie bierze udziału w medialnej nagonce na rząd i prezydenta, ale prezentuje obiektywny obraz sytuacji".
Zareagował także prezes TVP Jacek Kurski, prosząc o sprawdzenie powodu usterki Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Okazuje się tymczasem, że już dzień po awarii, czyli 18 grudnia, wiadomo było, że co i gdzie nawaliło.
- Bardzo szybko, już następnego dnia, okazało się, że do awarii doszło w budynku TVP. I to w jedynym obiekcie, do którego dostęp mają nie tylko pracownicy EmiTela, ale i TVP - mówi portalowi wyborcza.pl Juliusz Braun, b. prezes TVP, a obecnie członek Rady Mediów Narodowych (z rekomendacji PO).
Braun jako jedyny członek RMN skorzystał z zaproszenia EmiTel- na spotkanie w sprawie awarii. Dostali je - jak ujawnia portal wyborcza.pl - wszyscy członkowie Rady pod koniec grudnia ubiegłego roku.
- Nie o wszystkim mogę mówić, bo podpisałem klauzulę poufności - powiedział portalowi wyborcza.pl Juliusz Braun. - System nadawania naziemnej telewizji cyfrowej jest bardzo skomplikowany, ale już następnego dnia wszystko było jasne. To była awaria urządzenia, nic nie wskazuje na spisek - dodał.
TVP nie przeszkadza to jednak nadal sugerować widzom, że awaria była częścią "spisku opozycji". Można było się o tym przekonać oglądając w niedzielę wieczorem w TVP 1 dokument pt. „Pucz”. Wedle jego autorów awaria nadajników ma być jedną z poszlak, że za „puczem” opozycji w Sejmie stały świetnie przygotowane i zorganizowane siły. Być może nawet rosyjskie.
" W dokumencie TVP 1 nikt nie wspomniał, że awaria miała miejsce na Woronicza. Ani że umowę na nadawanie sygnału między EmiTelem a TVP podpisał w 2010 r. Romuald Orzeł, prezes TVP z nadania PiS, związany ze SKOK" - przypomina portal wyborcza.pl.