Awaria Jaka: premier wierzący, Oleksy zaniepokojony
Rządowy Jak-40
Premier Leszek Miller ma nadzieję, że awarie polskich samolotów specjalnych nie będą zdarzały się w każdym locie. Może w co dziesiątym - żartował na lotnisku w Norymberdze.
19.11.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Pytany, czy w związku z poniedziałkową awarią samolotu Jak-40 na lotnisku w Norymberdze ograniczy liczbę podróży zagranicznych, powiedział: Nie. Wierzę, że Opatrzność sprzyja naszemu rządowi. Natomiast minister Tadeusz Iwiński oraz Józef Oleksy, którzy towarzyszyli premierowi, uważają, że czas najwyższy na zakup nowych samolotów rządowych, które zastąpią wysłużone Jaki.
Mam o tych samolotach bardzo złą opinię. Uważam, że czas skończyć z tym dziadostwem, bo to jest po prostu groźne - powiedział dziennikarzom Oleksy. Jego zdaniem, osoby na najwyższym szczeblu w państwie powinny być bezpieczne w pracy, udając się w imieniu Polski za granicę. Oleksy podkreślił, że poniedziałkowy wypadek mógł się skończyć tragicznie. Przypomniał, że przed sześcioma laty wydał decyzję o zmianie co najmniej dwóch samolotów rządowych. Jak dodał, nie zostało to do dziś dnia wykonane, bo - jak mówił - wszyscy się boją opinii publicznej: co kto powie, że rząd zakupił nowy sprzęt.
Również według Iwińskiego, pora już na zakup nowych samolotów: bo nie dobrze byłoby, gdyby opowiadano dowcipy na temat polskich samolotów, którymi mamy wlecieć do UE. Iwiński boi się, że po poniedziałkowym incydencie będzie się opowiadało anegdoty, że polski premier nie jest w stanie opuścić lotniska w Norymberdze. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale z tego trzeba wyciągnąć jakieś wnioski - podkreślił Iwiński.
Ambasador RP w Berlinie Jerzy Kranz był na płycie lotniska, kiedy samolot włączał silnik. Jak powiedział dziennikarzom, nie było słychać wybuchu. Jak dodał, potem piloci jakby odcięli dopływ paliwa i to wygasili.
Poniedziałkowe zdarzenie na lotnisku w Norymberdze to kolejna awaria jednego z rządowych Jaków, które mają ponad 25 lat. Polskie władze dysponują kilkunastoma kilkunastoosobowymi Jakami-40 (tylko część z nich była remontowana) oraz dwoma dużymi, kilkudziesięcioosobowymi Tu-154. Samoloty - wszystkie wyprodukowane w ZSRR - są własnością MON i wchodzą w skład 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.
O konieczności wymiany rządowej flotylli powietrznej, a przynajmniej Jaków mówi się od kilku lat. Potrzeby polskich elit władzy w tej dziedzinie ocenia się na 4-8 samolotów zdolnych do przewiezienia 20 osób na trasach międzykontynentalnych.(ck)