27 nauczycieli się zwolniło, w akcji policja. Ogromny konflikt w szkole

Konflikt pomiędzy nauczycielami, rodzicami a dyrekcją w Szkole Podstawowej numer 31 w Warszawie. Od początku kadencji dyrektorki ze szkoły odeszło 27 nauczycieli, wypowiedzenia złożyło 15 kolejnych. W sprawę zaangażowano urzędników i policję.

Szkoła Podstawowa numer 31
Szkoła Podstawowa numer 31
Źródło zdjęć: © SP31
Mateusz Dolak

Do reportera Wirtualnej Polski zgłosiła się osoba z informacją o konflikcie, jaki powstał w szkole przy ulicy Kobiałka na warszawskiej Białołęce. "Pani dyrektor prowadzi działania zahaczające o mobbing pracowniczy. 800 osób podpisało petycje o odwołanie jej" - przeczytaliśmy w wiadomości.

Dotarliśmy do pisma, które rodzice zaadresowali do burmistrza dzielnicy nadzorującego placówkę. Rodzice w dokumencie przedstawiają szereg wątpliwości co do sposobu zarządzania szkołą przez panią Beatę Bieryło.

"Polityka kadrowa opiera się na zatrudnianiu osób niedoświadczonych i nierzadko kontrowersyjnych (np. używających wulgaryzmów wobec uczniów) i jednoczesnym odwoływaniu bądź doprowadzaniu do rezygnacji wieloletnich nauczycieli. [...] Forma prowadzenia polityki kadrowej wprowadziła poczucie frustracji, lęku i nieufności do nieprawdopodobnego stopnia" - czytamy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rodzice i nauczyciele, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, twierdzą, że powyższe ma bardzo duży wpływ na poziom edukacji uczniów.

- Dyrektor objęła stanowisko około trzech lat temu. Nasza szkoła była wówczas bardzo wysoko w rankingach. Za jej kadencji jakość edukacji bardzo się pogorszyła. Dzieci, które teraz kończą naukę, zaczynały ją na zupełnie innym poziomie - mówi jeden z rodziców, który woli pozostać anonimowy. Ten sam argument pojawił się w piśmie do burmistrza.

- Do tej pory ze szkoły odeszło ponad 20 nauczycieli. Duża część jest na zwolnieniach rocznych. Wiemy, że niektórzy wypowiedzieli umowy z powodu złego stanu psychicznego - żalą się opiekunowie. WP ustaliła, że łącznie odeszło 27 nauczycieli, a w tym roku wypowiedzenie z pracy złożyło kolejnych 15 pracowników.

- O problemie, który od lat funkcjonuje w szkole, dowiedzieliśmy się po tym, jak bez zgody rady pedagogicznej próbowano odwołać zasłużoną wicedyrektor. Nauczyciele wtedy pękli i na zebraniach opowiedzieli nam o fatalnej sytuacji. Połączyliśmy wszystkie kropki i od razu się zmobilizowaliśmy, by działać - opowiada jeden z naszych rozmówców.

Nauczyciele z SP31 ujawniają

Nauczyciele, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, podają szereg przykładów zachowań pani dyrektor Bieryło.

Nauczyciel 1: zacznijmy od tego, że pani dyrektor wielokrotnie zwraca się do nas słowami: "jak się nie podoba, proszę znaleźć nową pracę". Dzieje się tak m.in. w stosunku do osób, które proszą o edycję grafiku, by np. połączyć dyżury w innej szkole. Powszechną jest też praktyka proponowania gorszych warunków finansowych lub zmiana stanowisk. Błahe sprawy, które można wyjaśniać od razu, urastają z kolei do rangi "wyjaśnień przed komisją". Jesteśmy wzywani na "spowiedź i tłumaczenia", a rozmowy te toczą się w nieodpowiednim tonie i mają formę represji. Wobec niektórych nauczycieli takie sytuacje powtarzają się ciągle.

Nauczyciel 2: w grudniu 2023 zostaliśmy wezwani na spotkanie, które nie było protokołowane. Usłyszeliśmy na nim, że jesteśmy niedobrzy i niewdzięczni, były to oczywiste formy represji. Pani dyrektor zdarza się podnosić głos na pracowników pedagogicznych i niepedagogicznych przy uczniach. Przykład: panie sprzątające zwróciły uwagę dzieciom, żeby nie pozostawiały po sobie bałaganu w toalecie. Pani dyrektor publicznie przy dzieciach zrugała personel i powiedziała, że "jak im się nie podoba sprzątanie, mogą znaleźć inną pracę".

Jeden z rozmówców WP twierdzi nawet, że dyrektor podważa skierowania do sanatoriów. - Nauczycielka przyniosła dokumenty, a dyrektor zarzuciła, że zaświadczenia są sfałszowane i kazała jej stawić się w medycynie pracy. To oburzające i poniżające zachowanie - słyszymy.

Rozmówcy WP zarzucają też, że dyrekcja nie konsultuje z radą pedagogiczną zmian w szkole. Niektórzy mieli dowiadywać się o likwidacji ich przedmiotów przez przypadek.

Konflikt w warszawskiej szkole. Stanowisko pani dyrektor

Powyższe relacje spisaliśmy i drogą mailową przedstawiliśmy pani dyrektor Beacie Bieryło. Odpowiedzi nadeszły bardzo szybko.

"Nigdy nie powiedziałam do żadnego pracownika, że może lub powinien znaleźć sobie inną pracę. [...] Wszystkie spotkania z Radą Pedagogiczną oraz spotkania w ramach prac zespołów przedmiotowych i zadaniowych są protokołowane. Nigdy nie zwracałam uwagi, czy też karciłam (zwrot jak do małych dzieci) nauczycieli ani podczas rozmów indywidualnych, ani publicznie" - stwierdziła i zaprzeczyła, by "powoływała komisje, przed którymi nauczyciele musieliby się tłumaczyć".

"Odnośnie do bałaganu w toalecie, była sytuacja dotycząca jej zabrudzenia przez małe dzieci podczas sprzątania po zakończeniu prac plastycznych. [...] Jedna z pań woźnych kazała dzieciom pozostać w łazience i posprzątać po sobie. Dzieci nie poszły wówczas na lekcje, co odbyło się bez wiedzy i zgody nauczyciela. Oczywistym jest, że musiałam zareagować na tę sytuację" - przyznała.

Pytana o sytuację dot. zezwolenia na wyjazd do sanatorium, odpowiedziała, że "nauczyciele nie mieli orzeczenia uprawnionego lekarza". "Gdy je uzyskali, udzielono im urlopu dla poratowania zdrowia. Tak więc nie było tu żadnego kwestionowania zasadności skierowania, a jedynie działanie wynikające z przepisów. Przykro mi, że mogło to zostać odebrane w inny sposób" - przekazała.

Bieryło twierdzi też, że "nie ma takiej możliwości, by nauczycielowi w trakcie obowiązywania umowy, w szczególności w trakcie roku szkolnego zaproponować gorsze warunki zatrudnienia", a spadek pozycji szkoły w rankingach tłumaczy "zmianą metodologii tworzenia rankingu".

Spotkanie z mediatorem

Sytuacja w szkole stała się na tyle napięta, że wydział edukacji, który nadzoruje oświatę, zorganizował spotkanie z mediatorem. Rodzice twierdzą, że "nie poprawiło ono atmosfery".

Rodzice twierdzą, że mężczyzna, który miał rozwiązać problem, radził im aby zaprzestali swoich dotychczasowych działań, a na spotkaniu miały paść słowa: "przestańcie pisać pisma, uspokójcie się" oraz "jak pani dyrektor zostanie odwołana, to nikt tu nie przyjdzie i będzie problem". Zarzucają też, że "znał bardzo dobrze panią dyrektor". Beata Bieryło temu jednak zaprzecza.

- Jesteśmy zniesmaczeni brakiem reakcji ze strony władz dzielnicy. Mamy wrażenie, że wiceburmistrz do spraw oświaty interesują tylko wydarzenia, na których może zrobić zdjęcia do mediów społecznościowych. Słyszeliśmy o telefonie do szkoły, w którym pytała, na które wydarzenie może się wprosić - żalą się przedstawiciele SP31.

"Nie zgadzamy się z promowaniem przez panią dyrektor lokalnych polityków. [...] Rozumiemy, że może być to przejaw zabiegów o wzmożoną uwagę osób decyzyjnych, lecz częstotliwość zaproszeń była mocno uciążliwa. Fotografie z uroczystości z obecnością lokalnych oficjeli zostały skasowane ze strony szkoły, co dowodzi zrozumienia z niestosowności tych poczynań" - zauważyli z kolei w liście do burmistrza rodzice.

Niedawno na murze i elewacji szkoły pojawiły się obraźliwe napisy w stosunku do obecnej dyrektor. Sprawą zajmuje się już policja.

- Sytuacja w Szkole Podstawowej nr 31 jest nam znana. Według naszego rozeznania problem pojawił się w maju, gdy dyrektorka placówki poprosiła Radę Pedagogiczną o opinię w sprawie odwołania z funkcji jednej z wicedyrektorek. Proszę pamiętać, że dyrektor szkoły jest odpowiedzialny za organizację pracy w placówce. Po tym, jak zostanie wybrany w konkursie i powołany na to stanowisko zarządzeniem prezydenta, jest pracodawcą dla pracowników szkoły. Opinia Rady Pedagogicznej w sprawie odwołania wicedyrektora nie ma charakteru wiążącego dla dyrektora - twierdzi Marzena Gawkowska, rzecznik prasowy w dzielnicy Białołęka.

- Jednak widząc narastający konflikt, który zaczął dotykać także nauczycieli i rodziców, podjęliśmy interwencję. Najpierw rozmowy z obiema stronami przeprowadzili pracownicy Wydziału Oświaty i Wychowania naszej dzielnicy. Następnie zapewniliśmy zewnętrznego mediatora - został nim doświadczony trener, zajmujący się rozwiązywaniem konfliktów od wielu lat, który m.in. prowadzi zajęcia z negocjacji i mediacji w SWPS. Dodatkowo poprosiliśmy o wsparcie miejską jednostkę - Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń. WCIES zapewnił nam konsultanta ds. mediacji. W najbliższym czasie zaplanowane są kolejne rozmowy z dwoma stronami sporu. Pani dyrektor zapewnia, że jest otwarta na dialog i zmiany - podsumowała.

Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj też:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
lokalneszkołaszkoła podstawowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (873)