Awantura w restauracji. Poszło o system kaucyjny
System kaucyjny w restauracjach wprowadza chaos i niezrozumienie. Michał, warszawski restaurator w rozmowie z "Faktem", żali się na rosnące napięcia z klientami oraz wyzwania logistyczne.
System kaucyjny, wprowadzany w Polsce zaczyna budzić emocje i kontrowersje w restauracjach. Michał, prowadzący taki lokal w Warszawie, podkreśla w rozmowie z "Faktem", że klienci często nie rozumieją, dlaczego muszą dopłacać do napojów kaucję.
Mężczyzna relacjonuje, że z powodu systemu doszło już do awantury. Jedna z klientek przyszła z pustymi opakowaniami i chciała je zwrócić. - Gdy odmówiliśmy, ponieważ nie możemy ich gromadzić, zwyzywała personel i opuściła lokal - wyjaśnia dla "Faktu".
50 gr. za puszkę? Jak działa system kaucyjny
Podnoszą ceny zamiast pobierać kaucji
Jak czytamy na oficjalnej stronie Ministerstwa Klimatu i Środowiska, w przypadku sprzedaży na miejscu (np. napoju spożywanego w lokalu czy przelanego do szklanki) nie będzie wymagane pobieranie kaucji, ponieważ opakowanie nie opuszcza lokalu. Wtedy punkt gastronomiczny będzie mógł samodzielnie zwrócić dane opakowanie do punktu zbiórki. Natomiast jeśli klient postanowi zabrać opakowanie z napojem ze sobą, to wtedy lokal gastronomiczny, czyli sprzedający, powinien pobrać od niego kaucję.
Ale zdaniem Michała, takie rozwiązanie jest problematyczne, bo dochodzi do tego konieczność prowadzenia odpowiedniej ewidencji opakowań objętych systemem, co zwiększa biurokrację i koszty operacyjne.
Restaurator twierdzi, że "zamiast formalnie prowadzić skomplikowany system odbierania butelek, część lokali po prostu podnosi ceny napojów" i nie pobiera depozytu.
Mężczyzna przyznaje, że w jego restauracji księgowi wciąż nie są pewni, jak rozliczać wpłaty. - Płacisz Coca-Coli 50 gr depozytu bez VAT-u, a klient płaci ci 50 groszy z VAT-em. Potem jak to rozliczyć? - zastanawia się w rozmowie z "Faktem".
Źródło: "Fakt"