PolskaAutolustracji b. naczelnego "Wprost" nie będzie

Autolustracji b. naczelnego "Wprost" nie będzie

Sąd odmówił wszczęcia autolustracyjnego procesu b. naczelnego tygodnika "Wprost" Marka Króla. Chciał on, aby sąd stwierdził, czy doszło do jego współpracy z organami bezpieczeństwa PRL, co trzeba wpisać w rubryki oświadczenia lustracyjnego. Sąd od tego nie jest - wyjaśnił rzecznik sądu.

12.03.2012 | aktual.: 12.03.2012 16:29

W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie zbadał wniosek Króla w tej sprawie. Jak powiedział po posiedzeniu rzecznik sądu Wojciech Małek, ze względów formalnych odmówiono wszczęcia postępowania.

- Składając wniosek o autolustrację należy złożyć oświadczenie lustracyjne i wskazać w nim, czy służyło się w organach bezpieczeństwa PRL, albo się nie służyło, lub czy się z nimi współpracowało, czy nie. Tymczasem lustrowany nie wypełnił rubryk oświadczenia, bo chciał, aby to sąd stwierdził, czy doszło do współpracy, czy też nie - a sąd nie jest od tego. W tej sytuacji sąd uznał, że zachodzi tzw. formalna ujemna przesłanka procesowa i odmówił wszczęcia postępowania - wyjaśnił sędzia Małek.

59-letni Król skorzystał z zapisu ustawy lustracyjnej, dającej prawo do sądowej autolustracji każdemu, kto chce oczyścić się z "publicznego pomówienia" o związki z tajnymi służbami PRL. O związki z SB oskarżył Króla jeszcze w latach 90. tygodnik "Nie" Jerzego Urbana. Król wiele razy zaprzeczał. Proces o ochronę dóbr osobistych z powództwa Króla wobec Urbana nadal się toczy. Nie może jednak dotyczyć lustracji jako takiej - stąd wniosek o autolustrację. Poniedziałkowa decyzja sądu jest nieprawomocna. Król może się od niej odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Nie wiadomo, czy tak uczyni.

W 1996 r. tygodnik Urbana po raz pierwszy napisał, że Król - przez 18 lat redaktor naczelny "Wprost" - był agentem SB o kryptonimie "Rycerz". Powtórzono to w 2005 r., powołując się na oficera SB. Właśnie te dwie publikacje stały się powodem procesu cywilnego wytoczonego przez Króla. W 2006 r. "Rzeczpospolita" podała, że b. oficer SB Witold N., zeznając przy zamkniętych drzwiach jako świadek w tym procesie, potwierdził informacje "Nie".

W 2009 r. Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Urban nie musi przepraszać Króla i publikować sprostowania twierdzeń, by był on agentem SB. Od tego orzeczenia apelację złożył pełnomocnik powoda. SA uchylił orzeczenie i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy. "Podstawą takiego rozstrzygnięcia jest nierozpoznanie istoty sprawy w I instancji" - mówił, uzasadniając orzeczenie SA, sędzia Jacek Sadomski. Według SO dziennikarze "Nie" "zachowali należytą staranność". Za wiarygodne SO uznał zeznania Witolda N. SO zastrzegł, że nie rozstrzygał o prawdziwości dokumentów, tylko badał fakt dochowania staranności przez autorów publikacji.

W 1996 r. w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" na pytanie, czy był agentem, Król odpowiadał: "Niczego w życiu nie podpisywałem. (...) Gdy w 1985 r. zostałem zastępcą naczelnego +Wprost+, to raz na miesiąc, raz na dwa miesiące, przychodził do redakcji jakiś facet z SB, meldował się w sekretariacie i pytał o nastroje". W 2007 r. "Wprost" przyznało, że Marek Król był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie Adam. Król zaprzeczał, by jego kontakty jako wiceszefa "Wprost" z oficerem SB w latach 80. miały charakter tajnej współpracy.

Od lipca 1989 r. do stycznia 1990 r. Król był sekretarzem Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W latach 1989-1991 był posłem na Sejm z listy PZPR. Od 1984 r. związany z "Wprost". Redaktorem naczelnym został w lutym 1989 r. Złożył rezygnację z kierowania tygodnikiem w 2006 r. Zaprzeczał wtedy, że powodem dymisji były niewyjaśnione epizody z jego przeszłości.

W trybie autolustracji sądy uznały prawdziwość oświadczeń o braku związków ze służbami specjalnymi PRL m.in.: b. marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego, prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika, b. szefa Państwowej Komisji Wyborczej Ferdynanda Rymarza, b. minister finansów Zyty Gilowskiej. Za "kłamcę lustracyjnego" i agenta SB z lat 1969-77 uznano w tym trybie historycznego lidera KPN Leszka Moczulskiego. Ze swej autolustracji sam wycofał się abp Stanisław Wielgus. Trwa lustracja znanej dziennikarki Ireny Dziedzic.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)