ŚwiatAustriackie cienie nazizmu. Nie wszyscy Austriacy chcą wracać do wstydliwej przeszłości

Austriackie cienie nazizmu. Nie wszyscy Austriacy chcą wracać do wstydliwej przeszłości

Przez wiele lat Austriacy uważali się za pierwszą ofiarę Hitlera. To pomogło zatuszować własne winy. Dziś kraj stara się uporać z własną historią, ale nie wszyscy chcą wracać do przeszłości - pisze korespondentka Wirtualnej Polski w Niemczech Agnieszka Hreczuk.

Austriackie cienie nazizmu. Nie wszyscy Austriacy chcą wracać do wstydliwej przeszłości
Źródło zdjęć: © AFP | DIETER NAGL

27.04.2015 | aktual.: 27.04.2015 12:17

W Niemczech właśnie trwa proces 93-letniego strażnika z Auschwitz. W Polsce pod doniesieniami na ten temat trwa dyskusja, czy używać wobec popleczników Hitlera i zbrodniarzy określenia "nazista". "Jacy naziści? Z kosmosu byli? Mówcie jasno: Niemcy to byli!" - denerwuje się internauta. Reszta mu wtóruje.

No właśnie: naziści czy Niemcy? Obóz nazistowski czy niemiecki? Zbrodnie nazistowskie czy niemieckie? Nadmierna poprawność polityczna? Stolica III Rzeszy była bezsprzecznie w Berlinie. Atak na Polskę 1 września 1939 przyszedł z zachodu. A sławetne "Hände hoch", czy "Arbeit macht frei" to z pewnością język niemiecki. Więc Niemcy? Niekoniecznie.

Austriaccy wielbiciele Hitlera

Nie wszyscy Niemcy byli nazistami. Przeciwnicy Hitlera zapełniali obozy koncentracyjne jeszcze przed wybuchem wojny: socjaliści, komuniści, "element niepewny politycznie", obok homoseksualistów i Żydów. Przy obojętności świata, w tym sąsiadującej z Niemcami Polski. Dopiero po pozbyciu się wrogów we własnym kraju, Hitler ruszył na podbój Europy. A z drugiej strony - gorących wielbicieli znalazł i poza granicami Niemiec. Szczególnie wielu w Austrii.

Odilo Globocnik, szef akcji "Reinhard" i wysiedleń na Zamojszczyźnie; Franz Stangl, komendant obozów w Treblince i Sobiborze; Otto Gustav von Wächter, gubernator dystryktu galicyjskiego i krakowskiego Generalnej Guberni - wszyscy byli obywatelami Austrii. Komisariat Rzeszy w Holandii był kierowany przez byłego kanclerza Austrii Arthura Seyss-Inquart, który sprowadził ze sobą z Austrii tylu współpracowników, że nazywano ich "Dunajskim Klubem". Szefem Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy był też Austriak, Ernst Kalltenburnner. Austriakiem był Adolf Eichmann, skazany na karę śmierci w Izraelu po tym, jak porwały go z Argentyny izraelskie służby specjalne. Ponad 1000 członków SS i policji z Austrii brało udział w pacyfikacji powstania w warszawskim getcie. Zresztą - po co szukać daleko - sam Adolf Hitler urodził się i wychował w austriacko-węgierskiej monarchii.

Austriaccy obywatele stanowili proporcjonalnie (do liczby ludności) największą grupę wśród personelu obozów koncentracyjnych i zagłady oraz na wyższych stanowiskach w SS - twierdził w swoich raportach Szymon Wiesenthal. Wiesenthal, urodzony w Buczaczu (wówczas Austro-Węgry) i mieszkający po wojnie w Austrii Żyd, za cel swojego życia obrał ściganie nieukaranych zbrodniarzy nazistowskich. To dzięki jego informacjom Izraelczykom udało się odnaleźć Eichmanna. Ale, mimo że Wiesenthal odnalazł i innych zbrodniarzy, mimo że często nie trzeba ich było wcale szukać, niewielu z nich odpowiedziało za swoje winy.

Łagodne wyroki dla zbrodniarzy

Zbrodniarze wojenni z Austrii - inaczej niż ci z Niemiec - w większości wypadków sądzeni byli przez sądy austriackie (a nie przez aliantów). Tylko nieliczni stanęli przed Trybunałem Norymberskim - m.in. Ernst Kaltenbrunner, który skazany został na śmierć (wyrok wykonano), podobnie jak Seyss-Inquart. A sądy austriackie były znacznie łagodniejsze. Przykładowo szef wiedeńskiego gestapo Otmar Trnka dostał półtora roku więzienia i dopiero po protestach byłych członków austriackiego ruchu opor orzeczono wobec niego nową karę pięciu lat (ale zwolniony został i tak wcześniej). Komendant policji w getcie w Borysławiu Josepf Gabriel został skazany na dożywotnią karę więzienia, ale ułaskawiono go już po dwóch latach odsiadki.

Podrzędniejsi funkcjonariusze dostawali jeszcze niższe kary - zakaz obejmowania określonych stanowisk, pozbawienia prawa wyborczego, grzywny, czy pozbawienia wolności w zawieszeniu - i kontynuowali kariery urzędnicze. W Austrii brakowało nieobciążonych ludzi do objęcia posad państwowych w odbudowywanym kraju, a i tak przy powszechnym poparciu nazizmu w tamtym pokoleniu, niewielu obywatelom przeszkadzała przeszłość ich urzędników, lekarzy, czy nauczycieli.

Zresztą rozpoczynająca się zimna wojna przyczyniła się do tego, że sprawa rozliczenia z nazizmem straciła na znaczeniu. W 1957 ogłoszona została generalna amnestia. Sprawa rozliczeń wróciła jeszcze na wokandę po porwaniu Eichmanna, ale potem znów przycichła. W 1965 roku wiedeński sąd uniewinnił Roberta Jana Verbelena, wysokiego oficera flamandzkiego SS, co oburzyło belgijskie społeczeństwo, bo w Belgii skazano go zaocznie na karę śmierci za zbrodnie na cywilach. Ostatni proces w sprawie nazistowskiej zakończył się w 1975 roku uniewinnieniem Johanna Vinzenza Gogla, strażnika z obozu w Mauthausen.

- Byli pierwszą ofiarą Hitlera - tak przez laty chcieli o sobie myśleć Austriacy - mówi dla Wirtualnej Polski Martin Pollack, austriacki pisarz i dziennikarz. - Przecież Wehrmacht wmaszerował, a Hitler włączył Austrię do Rzeszy. Anschluss. Tyle że większości obywateli ten Anschluss się wtedy podobał - dodaje.

Temat tabu

Oczywiście nie wszyscy Austriacy byli nazistami, tak jak nie wszyscy Niemcy. Dla przeciwników znalazło się miejsce w zbudowanym od razu po inkorporacji Austrii obozie Mauthausen. Później trafiali tam więźniowie z całej Europy, również z obozu Auschwitz, w ramach "marszów śmierci". - Ale to była mniejszość - podkreśla Pollack. Wie, o czym mówi, bowiem od lat zajmuje się tematyką nazizmu austriackiego. Sam jest synem SS-mana, wnukiem przekonanych nazistów. Hitlera popierali na długo przed Anschlussem. I do końca życia. - Wielu Austriaków z tamtego pokolenia tak miało - opowiada Pollack. - Nie chcieli przyznać, że brali udział w zbrodniczym systemie. To oni byli "ofiarami" - zwycięskich aliantów, którzy okupowali ich kraj.

W latach 80. do szkoły chodził Stefan Schocher, dziennikarz z Wiednia. - Wiedzieliśmy o Eichmannie, o nazistowskich zbrodniarzach - mówi w rozmowie z WP. - To był główny temat na lekcjach historii w liceum - zaznacza. Ale - jak dodaje - "praktycznie nie mówiło się o austriackim nazizmie w czasach sprzed Anschlussu. O popularności nielegalnej wtedy NSDAP, wspieraniu Hitlera na wiele lat przed 1938".

Przez lata w Austrii starano się temat austriackiego nazizmu omijać. Przełomem był 1986 rok, kiedy okazało się, że kandydat na prezydenta, były sekretarz generalny ONZ Kurt Waldheim, należał do SA i być może sam popełniał zbrodnie wojenne podczas służby na Bałkanach.

"Milczenie to już przeszłość"

Według Stefana Schochera milczenie to już przeszłość. Następne pokolenia odkrywają prawdziwą historię swoich dziadków i pradziadków, swojej ojczyzny. - Na pewno rozliczenie z historią przebiega u nas inaczej niż w Niemczech. Wolniej i mniej bezpośrednio - mówi Martin Pollack, który o swojej rodzinie napisał książkę. Dodaje jednak: - Chyba nikt u nas na poważnie już nie myśli o Austrii jako o ofierze.

Dziennikarz przywołuje przypadek miasteczka Rechnitz we wschodniej Austrii, gdzie w 1945 roku odbyło się masowe rozstrzelanie węgierskich Żydów, a potem zabici zostali robotnicy przymusowi, którzy zakopywali ich zwłoki. Przez lata mieszkańcy milczeli, kryli sprawców i nie chcieli wyjawić miejsca pochowania pomordowanych. Dzięki zaangażowaniu ich dzieci i ludzi spoza miejscowości, udało się odnaleźć część szczątków, a w miejscu masakry jest dziś muzeum i miejsce pamięci.

Rechnitz to nie wyjątek. Historycy, dziennikarze, lokalni działacze angażują się w odkrywanie brunatnej przeszłości Austrii. Ale przecięty Austriak niekoniecznie. W sondażu przeprowadzonego na zlecenie austriackiego dziennika "Der Standard" w 2013 roku, 61 proc. zapytanych oceniło, że Austriacy w wystarczającym stopniu rozliczyli się z nazistowskiej przeszłości, 39 proc. dostrzega nadal braki w tej dziedzinie. 42 proc. respondentów uważało, że pod rządami nazistów nie wszystko było złe. Przeciwnego zdania było 57 proc.

Skrajnie prawicowa austriacka Partia Wolności nieprzerwanie cieszy się dużym poparciem. W wyborach w 2013 roku zdobyła 20 procent głosów i jest trzecią siła w parlamencie.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (179)