ŚwiatAustralijscy muzułmanie żądają stref radykalizmu. Poprawność polityczna tu nikogo nie krępuje

Australijscy muzułmanie żądają stref radykalizmu. Poprawność polityczna tu nikogo nie krępuje

Muzułmanie domagają się utworzenia "bezpiecznych stref", w których mogliby głosić radykalne poglądy. Strefy miałyby zostać sfinansowane ze środków przeznaczonych na walkę z terroryzmem. To szokujące żądanie zgłoszono zaledwie kilka dni po zamachu w Melbourne, do którego przyznało się Państwo Islamskie.

Australijscy muzułmanie żądają stref radykalizmu. Poprawność polityczna tu nikogo nie krępuje
Źródło zdjęć: © Getty Images
Jarosław Kociszewski

Rada Islamska Stanu Victoria złożyła wniosek do parlamentu o przekazanie części pieniędzy przyznanych na walkę z terroryzmem i ekstremizmem na sfinansowanie bezpiecznych stref, w których młodzi wyznawczy Mahometa będą mogli głosić radykalne poglądy. Muzułmanie tłumaczą, że czują się zagrożeni i napiętnowani przez prawicę, która narusza gwarantowaną przez prawo wolność wyznania.

Premier Stanu Victoria Daniel Andrews jest głęboko wzburzony pomysłem utworzenia rezerwatów, w których młodzi muzułmanie mogliby się swobodnie radykalizować. "Nie ma bezpiecznego sposobu występowania przeciwko Zachodowi. Nie ma bezpiecznego sposobu występowania przeciwko drogim nam wartościom" – powiedział polityk, odrzucając możliwość przekazania na ten cel jakichkolwiek pieniędzy.

Żądanie Rady Islamskiej jest szczególnie bulwersujące, gdyż zostało zgłoszone wkrótce po tym, jak Yacqub Khayre, imigrant z Somalii, zamordował jednego człowieka i ranił trzech policjantów w strzelaninie w Melbourne. Terrorysta został zabity przez policję, a Państwo Islamskie przyznało się do zamachu. Od września 2014 r. w Australii obowiązuje stan podwyższonego zagrożenia terrorystycznego. Od tego czasu służby bezpieczeństwa udaremniły 12 ataków.

Muzułmanie żądają coraz więcej

- Na początku roku spędziłem kilka tygodni w Australii. Ekstremizmu na ulicach jeszcze nie widać, ale muzułmanie zaczęli podnosić głowę. Dam przykład, który mnie zmroził – powiedział Wirtualnej Polsce Zbigniew Lazar, były rzecznik Ministerstwa Imigracji w Melbourne. – Publiczna telewizja ABC, która dokłada wszelkich starań, aby prowadzić zrównoważoną debatę, zorganizowała dyskusję o islamie, o tym, co się dzieje w Europie, o imigrantach.

- Bardzo konserwatywna Senator Jacqui Lambie z partii "One Nation" powiedziała, że muzułmanie powinni dostosować się do wartości kraju, do którego przyjeżdżają – mówi Lazar. – Islamska działaczka Yassmin Abdel-Magied zaczęła krzyczeć na prawicową polityk, która po prostu mówiła, co myśli. Następnego dnia Związek Islamski wystosował pismo do prezesa ABC, żądając przeprosin za szerzenie poglądów pełnych nienawiści. Prezes ABC odpowiedział, że Australia, jak na razie, jest wolnym krajem, a jego telewizja jest platformą wymiany poglądów i nie zamierza za nic przepraszać.

Australijczycy nazywają sprawy po imieniu

Australijczycy mają niezwykle rygorystyczne prawo imigracyjne, równocześnie są ludźmi skorymi do pomocy. Są przy tym szczerzy i nie boją się nazywać problemów po imieniu. Nie wpadli w pułapkę poprawności politycznej, która utrudniałaby identyfikowanie i rozwiązywanie problemów. Na przykład jedno z przedmieść Melbourne boryka się z gangami imigrantów z Sudanu, o czym media otwarcie informują.

- Australijczycy są bardzo otwarci na imigrantów. Sam byłem imigrantem – podkreśla Lazar i opisuje, jak nawet nazwy ministerstw zmieniały się w odpowiedzi na zmianę sytuacji i problemy związane z imigracją. - Najpierw było Ministerstwo Imigracji, które przekształcono w Ministerstwo Imigracji i Spraw Etnicznych. Nie chodziło o wielkie multi-kulti, tylko o zapewnienie dostępu do własnej kultury dużym skupiskom imigrantów, którzy w tym czasie płynęli łodziami z Azji. Później utworzono Ministerstwo Imigracji, Spraw Etnicznych i Obywatelstwa, a od kilku lat jest Ministerstwo Imigracji i Ochrony Granic. Australijczycy obudzili się i jasno mówią: "chcemy imigracji takiej, jaką potrzebujemy, ale jednocześnie nie otwieramy granic w stylu Angeli Merkel".

Otwartość idzie w parze z przestrzeganiem prawa

W Australii otwartość połączona jest z rygorystycznym przestrzegania prawa. Zdaniem Lazara to jest działanie dwutorowe. Przykładem takiego podejścia było odesłanie na kwarantannę psa amerykańskiego aktora Johny'ego Deppa, co oburzyło media na całym świecie. Ale dla Australijczyków pies gwiazdora jest taki sam jak wszystkie inne i dokładnie tak samo może roznosić choroby.

Ubiegłoroczna historia chorych dzieci imigrantów z obozu na wyspie Nauru ilustruje podejście Australijczyków. Powodując się na prawo świątyń do udzielenia schronienia, kościoły i katedry chciały dać azyl uchodźcom w tym dzieciom, które trafiły na leczenie na kontynent. Po powrocie do zdrowia miały zostać odesłane do otoczonego złą sławą obozu.

Obraz
© Michael Frost‏ / Twitter

- Australijczycy demonstrowali, domagając się sprowadzenia rodzin dzieci – opowiada Lazar. – Sama demonstracja wiele mówi. Kilka tysięcy ludzi maszerowało chodnikiem w centrum miasta, zatrzymując się na światłach. Jak światło się zmieniało na zielone, to część protestujących szła dalej. Chodziło o poszanowanie praw innych ludzi, którym może się po prostu spieszyć. Rząd tłumaczył, że nie może sprowadzić rodzin dzieci, bo złamie prawo imigracyjne. Co więcej, jeżeli zgodzi się przyjąć rodziny tych dzieci, to dlaczego nie inne rodziny? Ostatecznie dzieci wróciły do obozu.

Australia płaci władzom wysp Manus i Nauru za otrzymywanie ok. 2 tys. uchodźców. Pod koniec swojej kadencji prezydent USA Brack Obama zgodził się przyjąć 1 250 . Donald Trump nazwał to porozumienie "głupim" i "najgorszym w historii". Obecnie trwają dyskusje pomiędzy Australią i USA, jak ten problem rozwiązać.

Australiaislamuchodźcy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (484)