Atomowy nóż w plecy. Wielka Brytania zrezygnuje z arsenału nuklearnego?
- Brytyjska broń jądrowa to tykająca bomba, katastrofa wisi na włosku - alarmuje William McNeilly, marynarz Royal Navy, który do niedawna służył na atomowych okrętach podwodnych. Rewelacje, jakie opublikował w internecie, ponownie stawiają pytanie o przyszłość brytyjskiego potencjału nuklearnego - pisze Piotr Gulbicki, londyński korespondent Wirtualnej Polski.
- On jest gotów wbić nóż w plecy Wielkiej Brytanii, żeby dorwać się do władzy - grzmiał podczas niedawnej kampanii parlamentarnej minister obrony Michael Fallon, zarzucając przywódcy laburzystów Edowi Milibandowi, że w zamian za poparcie ze strony szkockich nacjonalistów jest w stanie zrezygnować z broni nuklearnej. Wywołany do tablicy Miliband ripostował, że bezpieczeństwo kraju jest dla niego najważniejsze.
Te przedwyborcze przepychanki po zdecydowanym zwycięstwie torysów to już historia, jednak sprawa potencjału atomowego pozostaje otwarta. W ostatnich dniach marynarz William McNeilly, który pełnił służbę na nuklearnych okrętach podwodnych, opublikował w internecie raport w którym twierdzi, że procedury i praktyki dotyczące bezpieczeństwa przechowywania broni masowego rażenia przez brytyjską marynarkę wojenną pozostawiają wiele do życzenia.
25-latek, któremu grozi za to więzienie, przekonuje, iż brytyjski arsenał jądrowy to tykająca bomba, a stan techniczny jednostek oraz system zabezpieczeń w bazie okrętów w szkockim Faslane jest dramatycznie słaby. Dowództwo Royal Navy zaprzecza rewelacjom McNeilly’ego, a jednocześnie zapowiada przeprowadzenie szczegółowego dochodzenia w tej sprawie.
Na szkocką nutę
Faslane Naval Base - baza, mieszcząca się 40 km na zachód od Glasgow, jest jedyną na terenie Wielkiej Brytanii, w której stacjonują atomowe okręty podwodne z nuklearnymi pociskami balistycznymi na pokładzie. Te ostatnie są magazynowane i obsługiwane w specjalnej instalacji znajdującej się kilkanaście kilometrów dalej w miejscowości Coulport.
Szkoci nie ukrywają, że nie chcą broni atomowej na swoim terytorium. I chociaż ubiegłoroczne referendum w sprawie niepodległości kraju zakończyło się zwycięstwem zwolenników pozostania Szkocji w strukturach Zjednoczonego Królestwa, to problem pozostał. Tym bardziej, że w tę nutę uderza również Szkocka Partia Narodowa, która w ostatnich wyborach wprowadziła do brytyjskiego parlamentu aż 56 swoich posłów.
- Ludzie planujący długodystansową politykę muszą mieć alternatywne rozwiązania na przyszłość, tym bardziej, że dla Wielkiej Brytanii to kwestia strategiczna. Większość Brytyjczyków uważa, że broń atomowa jest potrzebna, gdyż świadczy o mocarstwowości i bezpieczeństwie państwa - mówi Wirtualnej Polsce fizyk jądrowy, prof. Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz.
W ubiegłym roku BBC opublikowała własne opracowanie na ten temat, w którym przedstawiono ewentualne nowe lokalizacje. W tym kontekście wymieniono trzy portowe miasta - walijskie Milford Haven, angielskie Plymouth oraz Barrow-in-Furness. W stosunku do wszystkich z tych miejsc jest jednak wiele znaków zapytania, więc niewykluczone, że brana jest pod uwagę budowa zupełnie nowej bazy. Problem w tym, że to ogromne koszty. Według Royal United Services Institute samo przebazowanie okrętów i pocisków jądrowych generowałoby nakłady oscylujące w granicach 3,5 miliarda funtów.
Dwa rosyjskie bombowce
"Nasze samoloty znajdowały się na rutynowym patrolu nad Oceanem Atlantyckim, dlatego nerwowa reakcja ze strony Brytyjczyków jest niezrozumiała" - przekonywał w styczniu bieżącego roku w specjalnym oświadczeniu ambasador rosyjski w Londynie Aleksander Jakowenko. Było ono następstwem incydentu z dwoma rosyjskimi bombowcami Tu-95, zdolnymi do przenoszenia broni atomowej. Maszyny zbliżyły się bardzo blisko brytyjskiej granicy powietrznej, co spowodowało kontrakcję myśliwców Eurofighter Typhoon, które odprowadziły intruzów.
Niedługo potem minister obrony Michael Fallon oświadczył, że Wielka Brytania powinna przystąpić do modernizacji swojego potencjału jądrowego. Potencjału, na który obecnie składają się wybudowane jeszcze w latach 90. ubiegłego stulecia cztery okręty podwodne typu Vanguard, zaopatrzone w szesnaście pocisków balistycznych Trident każdy. Pod koniec XX wieku wycofano ostatnie ładunki nuklearne przenoszone przez samoloty Royal Air Force.
- Nie możemy sobie pozwolić na rezygnację z broni jądrowej, musimy dysponować siłami odstraszania wobec atomowych ambicji nieprzewidywalnych reżimów w Iranie czy Korei Północnej - pisał na łamach "Daily Telegraph" premier David Cameron. W artykule przyznawał, że świat bez broni masowego rażenia to piękna wizja, jednak jednostronne rozbrojenie byłoby aktem naiwności, który przez wrogów Wielkiej Brytanii zostałby przyjęty jako oznaka słabości.
Takie twierdzenia nie przekonują aktywistów Ruchu Antynuklearnego w Wielkiej Brytanii. Składa się on z różnych grup pacyfistycznych, z których najbardziej znana jest Kampania na Rzecz Rozbrojenia Nuklearnego. Ta powstała w 1957 roku formacja, której obecnie przewodniczy prof. Dave Webb, regularnie organizuje różne akcje - demonstracje, marsze, protesty, odczyty. Grupa ma swoją siedzibę w Londynie, przedstawicielstwa w kilkunastu angielskich miastach oraz narodowe grupy w Szkocji, Irlandii i Walii...