HistoriaAtomowy Holokaust w PRL

Atomowy Holokaust w PRL

Gdyby zimna wojna przerodziła się w gorącą, ziemie polskie zamieniłyby się w pustynię. Wynikało to z doktryny wojny atomowej przyjętej przez ZSRS, która zakładała, że PRL przyjmie na siebie główne uderzenie atomowe NATO. Na Polskę miało spaść kilkaset pocisków z głowicami nuklearnymi.

Atomowy Holokaust w PRL
Źródło zdjęć: © Start amerykańskiej międzykontynentalnej rakiety LGM-30G Minuteman III, zdolnej do przenoszenia głowic nuklearnych | Wikimedia Commons/Brian Gavin

13.07.2014 23:48

Po zakończeniu II wojny światowej, z defensywnej, opartej głównie na obronie granic i rubieży imperium, myśl strategiczna Moskwy stawała się wyraźnie ofensywna, co wiązało się z rozwojem sił konwencjonalnych armii Układu Warszawskiego i sowieckiego arsenału jądrowego po śmierci Stalina w latach 1953-1962. W każdym razie, nawet na kartach oficjalnie wydanej wówczas książki (w Moskwie w 1962 r., w Warszawie w 1964 r.) marszałek Wasilij Daniłowicz Sokołowski zarysował koncepcję dojrzewającej strategii przyszłej totalnej wojny (zwanej koalicyjną) z Zachodem:

"Pod względem środków walki zbrojnej trzecia wojna światowa będzie przede wszystkim wojną rakietowo-jądrową. Masowe użycie broni jądrowej, a zwłaszcza termojądrowej, nada wojnie niespotykany, destrukcyjny i niszczycielski charakter. Z oblicza ziemi zostaną starte całe państwa. Głównym środkiem osiągania celów wojny, rozstrzygania podstawowych zadań strategicznych i operacyjnych staną się rakiety z ładunkami jądrowymi. W związku z tym, czołowym rodzajem sił zbrojnych będą strategiczne wojska rakietowe, natomiast rola i przeznaczenie innych rodzajów sił zbrojnych w istotny sposób ulegną zmianie".

W późniejszym czasie Sowieci jedynie doskonalili tę doktrynę, rozwijając zwłaszcza segment sił rakietowo-jądrowych po utworzeniu w 1959 r. Strategicznych Wojsk Rakietowych (RWSN). Chodziło o to, by "sowiecki blitzkrieg" - niezależnie od uruchomionych jednocześnie sił konwencjonalnych na europejskich teatrach działań wojennych - już w pierwszej fazie wojny zniszczył oraz unieszkodliwił całą infrastrukturę rakietowo-atomową NATO zarówno w Europie, jak i Stanach Zjednoczonych.

Rozstrzygające uderzenie

Amerykański wywiad satelitarny odnotował z niepokojem, że w latach 1965 i 1966 Sowieci podwoili swój arsenał, dorównując amerykańskim siłom strategicznym. Od tego czasu sowieckie siły ICBM rosły w tempie około 300 nowych podziemnych wyrzutni rakietowych rocznie. Znalazło to swoje przełożenie na doktrynę wojenną ZSRS: "Na wielu ćwiczeniach sztabowo-dowódczych testowano wykonanie uderzenia uprzedzającego na USA (ćwiczenia pod kryptonimem Rozstrzygające Uderzenie w 1970 r.). Nad scenariuszami III wojny światowej pracowano też na ćwiczeniach o charakterze strategicznym pod krypt onimem Centrum (1970-1979). Z obliczeń Sztabu Generalnego wynikało, że wskutek uderzenia rakietowo-jądrowego na USA zginie około 90 mln ludzi, zniszczone zostanie trzy czwarte amerykańskiego potencjału gospodarczego, a straty sił zbrojnych sięgną 80 proc. składu osobowego".

Lech Kowalski, jeden z pierwszych historyków, który miał dostęp do dokumentacji Układu Warszawskiego, tak opisał plany wojenne Sowietów z przełomu lat 60. i 70.: "Na podstawie map ćwiczebnych można się zorientować w granicach Zachodniego Teatru Działań Wojennych [ZTDW] w obszarze Polski. Granice wyznaczają dwa rozległe ramiona odwzorowane na mapie linią ciągłą. Granicę północną ZTDW wyprowadzono z podstawy punktu zejścia obecnych granic państwowych: Litwy, Polski i Rosji (dokładnie w rejonie na północ od Suwałk). Dalej biegła na północ od Malmö w Szwecji wybrzeżami Katlegat w kierunku na Göteborg, stąd wzdłuż wybrzeża na północ od Oslo w pobliżu Hønefoss ku zachodniemu wybrzeżu Norwegii w rejon Ålesund nad Morzem Północnym.

Granica południowa ZTDW rozpoczynała się w miejscu styku obecnych granic Słowacji, Węgier i Ukrainy. Stąd biegła wzdłuż południowej granicy Słowacji w kierunku na północny zachód od Budapesztu w pobliżu Komarna. Następnie przechodziła w rejon styku granic Austrii i dawnej Jugosławii oraz Węgier. Stąd wzdłuż południowej granicy Austrii, przecinając południowe granice Szwajcarii. Następnie, omijając Włochy, zmierzała wzdłuż wschodniej granicy Francji w rejon Tulonu i stąd łukiem przechodząc w granice Hiszpanii. Dalej biegła wzdłuż linii granicznej hiszpańsko-francuskiej, by ostatecznie wyjść nad Zatokę Biskajską w pobliżu Bilbao".

"Zmasowany odwet" NATO

Dzięki swojej determinacji Amerykanie narzucili sojusznikom pogląd, że w sytuacji przewagi sił konwencjonalnych armii państw Układu Warszawskiego (czym sowieccy marszałkowie i generałowie szczycili się jeszcze długo po zakończeniu zimnej wojny) nad siłami zbrojnymi Sojuszu Północnoatlantyckiego koncepcja obrony Zachodu opierać się winna przede wszystkim na rozbudowie i doskonaleniu sił nuklearnego odstraszania i "zmasowanego odwetu". Nie zmienia to faktu, że w latach 70. sporo wysiłku poświęcono również rozwojowi i doskonaleniu sił konwencjonalnych NATO w Europie.

Z czasem koncepcję "zmasowanego odwetu" zastąpiła myśl "o elastycznym reagowaniu", która "przewidywała elastyczne użycie broni jądrowej przeciwko wybranym celom". Wiadomo już dzisiaj, że pierwszorzędnym celem odwetu sił nuklearnych NATO miał być potencjalnie rejon ujścia Łaby ze względu na koncentrację oraz kierunek natarcia wojsk pierwszego rzutu (około 50 uderzeń), a w drugiej fazie - o wiele ważniejszy - rejon koncentracji oraz operowania armii drugiego rzutu i rezerwy strategicznej (między 100 a 200 uderzeń, a według innych danych nawet 200 a 300), czyli obszar Polski (rejon tzw. tułowia strategicznego PRL rozciągającego się od północy do południa kraju wzdłuż Wisły) i Czechosłowacji, a także ziem białoruskich ze względu na ich znaczenie jako tzw. północnego kierunku operacyjnego Armii Sowieckiej (łącznie rejon uderzeń odwetowych pokrywał około 400 tys. km kw.). Sowieci planowali tam skupić większość sił zagrażających bezpośrednio państwom NATO na tzw. centralnym teatrze działań wojennych. W dalszej
kolejności planowano również trzyetapowy atak odwetowy na wybrane miasto (miasta) w ZSRS o populacji przekraczającej 50 tys. mieszkańców (364 w całym ZSRS) oraz rejony, w których w wyniku ataku nuklearnego zginęłoby od 65 do 80 proc. całej populacji. Celem ataków byli także sowieccy przywódcy oraz naczelne dowództwo Armii Sowieckiej i Układu Warszawskiego.

Zadanie dla polskiego satelity

Wróćmy jednak do planów Moskwy. Ludowemu Wojsku Polskiemu, które było drugą co do wielkości armią Układu Warszawskiego, Sowieci przypisali rolę współorganizatora Frontu Nadmorskiego. Ze względu na zaangażowanie sił LWP (w planach z lat 70. było to blisko 600 tys. żołnierzy, 15 dywizji ogólnowojskowych, trzy dywizje lotnictwa bojowego, w tym blisko 3 tys. czołgów, 63 wyrzutnie rakietowe, 428 samolotów, w tym 30 nosicieli broni jądrowej) zwany był on również Frontem Polskim. To wojska Frontu Polskiego w okresie wojny miały dysponować blisko 180 wyrzutniami taktycznych rakiet jądrowych i 30 samolotami - nosicielami bomb jądrowych, które miały zostać zrzucone w rejon natarcia (m.in. na Kopenhagę, Bremę, Wilhelmshaven, Utrecht, Amsterdam, Rotterdam i Antwerpię).

Celem pierwszych ataków jądrowych w pierwszym dniu wojny o świcie były "taktyczne i operacyjno-taktyczne środki przenoszenia broni jądrowej nieprzyjaciela, składy broni jądrowej, główne zgrupowania 3. Dywizji Pancernej, 6. i 11. Dywizji Zmechanizowanej (Niemcy), środki obrony przeciwlotniczej, stanowiska dowodzenia i węzły łączności oraz inne ważne obiekty w taktycznej i operacyjnej głębokości ugrupowania nieprzyjaciela w całym pasie natarcia wojsk frontu".

W trzecim dniu wojny z rana wojska rakietowe i lotnictwo bojowe miały wykonać dodatkowo 49 uderzeń jądrowych niszczących wojska NATO skupione w okolicy Zagłębia Ruhry, tak by w ślad za tym atakiem Front Nadmorski przeszedł do działań zaczepnych. Już w trzecim dniu wojny głębokość operacji Frontu Nadmorskiego miała sięgnąć 510 km, miała trwać sześć dób (85 km na dobę), szerokość pasa natarcia na zachód miała zaś rozciągać się na 100, a później 160 km.

Narodziny "Jacka Stronga"

To właśnie poznanie niektórych szczegółów przyszłej wojny Sowietów z Zachodem, wykorzystania w niej potencjału LWP i konsekwencji związanych z odwetem nuklearnym NATO, których ofiarami musieli paść "frontowa" Polska i Polacy, ostatecznie miały zadecydować o podjęciu współpracy wywiadowczej z Amerykanami przez podpułkownika z Oddziału Szkolenia Operacyjnego Sztabu Generalnego - Ryszarda Kuklińskiego.

Wizja atomowego holokaustu polskiego narodu przerażała go najbardziej: "Latami przyklejałem na wielkich sztabowych mapach symbole grzyba atomowego - wspominał. - Niebieskie tam, gdzie uderzenia miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały paść nasze. To było moje wyjątkowe zadanie. Inni dbali o mundury, o buty, o kiełbasę, o naprawę czołgów. A ja nie mogłem nie myśleć, co te grzybki oznaczają. Musiałem na tych mapach rysować długie warkocze, które wyznaczały strefy skażeń promieniotwórczych, mających zagrodzić Armii Radzieckiej drogę do serca Europy. Jeden taki warkocz układał się na linii Wisły, w poprzek kraju, bo u nas przeważnie wieją wiatry północno-zachodnie. Tam miały pójść uderzenia powyżej jednej megatony, przecinające Polskę na pół. A drugi taki warkocz wyznaczyłem w zachodniej części kraju".

Latem 1970 r. Kukliński wiele dyskutował z szefem Sztabu Generalnego (1968-1973) gen. Bolesławem Chochą na temat doktryny wojennej ZSRS sprowadzającej LWP i Polaków do roli "mięsa armatniego" oraz ofiary atomowego ataku odwetowego NATO. Kiedy obaj doszli do wniosku, że w toku wojny "Polska zmieni się w ziemię niczyją, niszczoną przez NATO w następstwie wojny, którą wygrywaliby Sowieci", skonfundowany Chocha oznajmił nagle: "Pułkowniku, dotarliśmy do abstraktu, na tym zakończmy".

Słowa Chochy nie dawały mu spokoju. Był wstrząśnięty i poruszony scenariuszem przyszłej wojny. Kiedy przelewał ją na kolejne mapy, na której zaznaczał kierunki natarcia LWP na Zachód i jądrową hekatombę odwetu NATO z rakietami wymierzonymi w ziemie polskie, wyrobił sobie przekonanie, że to przede wszystkim Polacy, Czesi i Słowacy będą głównymi ofiarami jądrowej wymiany ciosów pomiędzy Ameryką a Sowietami.

Za mało prawdopodobne uznał bowiem uderzenie odwetowe NATO bezpośrednio na terytorium ZSRS, będąc zdania, że oba mocarstwa będą chroniły własne ziemie, czyniąc z Europy główny teatr wojenny. Kukliński zwierzył się po wielu latach swojej przyjaciółce, że to właśnie wówczas "nie pozwolił odebrać sobie marzeń". Postanowił "zdradzić" komunizm. I jego agresywne plany wojenne.

Sławomir Cenckiewicz, Historia do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
historiabomba atomowanato
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)