Atakował jako 14‑latek - odpowie za "nieludzką zbrodnię"
Białoruska prasa zapowiada rozpoczynający się w czwartek proces w sprawie zamachu bombowego w metrze w Mińsku z 11 kwietnia, nazywając go "najgłośniejszym procesem ostatnich lat" i relacjonując zarzuty wobec dwóch oskarżonych. Według ustaleń śledztwa, jeden z zamachowców, Uładzisłau Kanawałau przeprowadził 11 eksplozji, począwszy od 1999 roku. "Wtedy chłopiec miał 14 lat. Co robiła milicja? Czy niczego nie zauważała?" - zastanawia się dziennik "SB.Biełaruś Siegodnia".
"Za nieludzką zbrodnię odpowiedzą 25-letni mieszkańcy Witebska, Dźmitry Kanawałau i Uładzisłau Kawaliou" - informuje w środę główny dziennik państwowy "SB.Biełaruś Siegodnia". Pisze o nich, że "mają na sumieniu 15 ludzi, setki rannych, tysiące osób ze złamanym życiem i całą rzekę łez". "SB" przypomina, że "35 godzin po zamachu wykonawca i jego wspólnik, zatrzymani w Mińsku, przyznali się do popełnionego czynu".
Jak wyjaśnia dziennik, oficjalnie "Kanawałau jest oskarżony o dokonanie ponad 30 czynów sprzecznych z prawem, w tym czterech aktów terrorystycznych, nielegalne posługiwanie się materiałami wybuchowymi, szczególnie złośliwe chuligaństwo, umyślne zniszczenie mienia przy pomocy niebezpiecznych społecznie metod". Kawaliou jest oskarżony "o ponad 15 działań, związanych ze współudziałem w zamachu terrorystycznym w metrze, nielegalny obrót materiałami wybuchowymi, niepowiadomienie o przestępstwie i ukrywanie narzędzia zbrodni".
Po ich zatrzymaniu "zamach terrorystyczny w metrze okazał się jedynie wierzchołkiem całej góry lodowej analogicznych, wcześniejszych przestępstw, w których przez szczęśliwy przypadek nikt nie zginął" - pisze "SB". W szczególności, jak informowano wcześniej, chodzi o wybuch ładunku wybuchowego podłożonego na koncercie plenerowym w Mińsku w 2008 roku. Rannych zostało wówczas kilkadziesiąt osób.
"SB" zauważa, że według powszechnego przekonania "działania o poważnych następstwach powinny opierać się na tak samo ważkich motywach". Jednak - dodaje - "ta reguła nie sprawdza się w wypadku działających samotnie terrorystów". Według śledztwa "motyw jest związany z osobowościami oskarżonych". Jak wyjaśnia dziennik, "wspólnicy odczuwali zadowolenie z powodu swojej roli w wywołanej powszechnej panice (...). Chłopcy z witebskich przedmieść po prostu szukali mocnych wrażeń - i znajdowali je w cierpieniach innych ludzi".
Popularna "Komsomolskaja Prawda w Biełorussii" zauważa, że "chłopcy z Witebska" oskarżeni są "o straszną zbrodnię - terroryzm" i przypomina, że za ten czyn grozi na Białorusi kara śmierci. Pisze o głównym podejrzanym: "Witebski tokarz to cichy trójkowy uczeń, który lubił chemię. Ale śledczy są przekonani, że Kanawałau razem z Kawaliouem zdołali zmontować silny ładunek wybuchowy, który pozbawił życia 15 ludzi".
Gazeta wskazuje, że według śledztwa odciski palców Kanawałaua są zgodne z tymi, jakie znaleziono po eksplozji w Mińsku w 2008 roku. Wówczas jednak go nie zatrzymano. Jak relacjonuje dziennik, "w 2009 roku Kanawałau służył w wojsku, co znaczy, że obowiązkowo musiano wziąć od niego odciski palców", ale według ustaleń śledztwa oszukał on milicjanta, że już oddał odciski palców, "a ten uwierzył na słowo i odpowiednią informację" umieścił w papierach.
"W tym samym czasie wszystkich mężczyzn zmuszano do oddania odcisków palców. (...) Wzięto je od ponad dwóch milionów ludzi, ale Kanawałau nie znalazł się wśród nich" - zauważa "Komsomolskaja Prawda".
Wskazuje, że według ustaleń śledztwa Kanawałau przeprowadził 11 eksplozji, począwszy od 1999 roku. "Wtedy chłopiec miał 14 lat. Co robiła milicja? Czy niczego nie zauważała?" - zastanawia się dziennik. I dodaje: "Być może dostaniemy odpowiedź na te pytania w trakcie procesu".