Atak na Osamę bin Ladena nie opłacał się Clintonowi
Administracja amerykańska rozważała - pod koniec prezydentury Billa Clintona - możliwość usunięcia Osamy bin Ladena, miliardera podejrzewanego dziś o autorstwo zamachów w USA. Wysocy funkcjonariusze rządowi otrzymali informacje precyzyjnie lokalizujące Osamę. Jednak odrzucono opcję ataku.
13.09.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Informacja ta, uznana za ściśle tajną, spowodowała w Białym Domu debatę na temat opłacalności operacji karnej wobec Ladena dla prezydenta, który przygotowywał się już do przekazania władzy.
Jak mówi Sandy Berger, były doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego, Osamę bin Ladena zlokalizowano w grudniu dwukrotnie. Jednak, jego zdaniem, informacje były zbyt mało precyzyjne, by móc podjąć decyzję o wszczęciu działań.
Według innych źródeł, w grudniu odbyło się w Białym Domu zebranie poświęcone temu właśnie tematowi. Informacje pochodziły z obserwacji satelitarnej. Z obawy, że okażą się one szybko nieaktualne, gdyż Osama bardzo często zmieniał miejsce pobytu i że atak z powietrza może spowodować niewinne ofiary, zrezygnowano z ataku. A na dodatek, jak mówi Sandy Berger, Pentagon nigdy nie dał rekomendacji dla takiego działania.
Przed trzema laty, po zamachach na ambasady USA w Kenii i Tanzanii, Amerykanie odpowiedzieli atakiem 70 rakiet Tomahawk na obozy bin Ladena we wschodnim Afganistanie. W ataku zginęło około 20 współpracowników terrorysty. On sam wyszedł cało.
W Kongresie deputowani nie kryją wściekłości, że Stany Zjednoczone, mimo tamtego uderzenia, nawet nie utrudniły życia terroryście w Afganistanie. I to pomimo tego, że służby wywiadowcze od dawna wiążą go z antyamerykańskimi aktami terroru. (pr)