Arogancja jako wyraz bezsilności


Podczas gdy polski minister obrony uzgadniał w Waszyngtonie nasz udział w procesie stabilizacji w powojennym Iraku, niemiecki minister obrony czekał w przedpokoju Białego Domu na wymarzone spotkanie w cztery oczy z amerykańskim kolegą Donaldem Rumsfeldem. Trudno o bardziej upokarzającą sytuację. Trudno się zatem dziwić, że złość i zawód z powodu chybionej polityki kanclerza Schrödera wobec największego sojusznika Niemiec, jakim są Stany Zjednoczone, wylewane są teraz na Polskę i Polaków. Polska dzięki konsekwentnej polityce wspierania Stanów Zjednoczonych wyrosła na jedną z najbardziej znaczących sił politycznych w Europie i na świecie. To nie może się podobać konsekwentnie antyamerykańskim Niemcom ani Francuzom - pisze w "Rzeczpospolitej" Krystyna Grzybowska.

06.05.2003 | aktual.: 06.05.2003 11:42

To nie nasza, Polaków, wina, że Unia Europejska podzieliła się na dwa obozy. To nie Polska usiłowała zdominować Wspólnotę i wyznaczać jej politykę zagraniczną i obronną. I nie współorganizowała farsy "pralinkowego szczytu". Coraz trudniej obserwatorom dyplomatycznych manewrów Niemiec zrozumieć, dlaczego zaangażowały się tak bardzo w koalicję antyamerykańską, na co liczyły i dlaczego działały tak krótkowzrocznie. Dlaczego usiłowały występować w oczach świata jako wzór cnót moralnych, jako wyrocznia w kwestiach politycznego dobra i zła.

Świat nie przejął się zbytnio niemiecką totalną walką o pokój, traktując ją jako jeszcze jedną typową dla Niemców manifestację lewicowego pacyfizmu. Kanclerz Schröder użył antyamerykanizmu do walki wyborczej i odwrócenia uwagi od pogłębiającego się kryzysu społeczno-gospodarczego we własnym kraju. Wojna w Iraku trwała jednak zbyt krótko i odsuwane na dalszy plan problemy wróciły z jeszcze większym dramatyzmem. Dla koniecznych reform kanclerz nie ma większości we własnej partii i w koalicji. Buntują się przeciwko niemu współrządzące związki zawodowe, przeciwne jakimkolwiek ograniczeniom państwa opiekuńczego. Koalicja stoi przed groźbą utraty władzy w Niemczech.

W tej oto atmosferze napięcia i niepokoju wewnętrznego Polacy robią Niemcom na złość. Przez ponad dwieście lat byliśmy powolnym instrumentem naszych sąsiadów, a gdy wywołaliśmy jakieś powstanie, Europa kwitowała to niezadowoleniem i niesmakiem. Całkiem niedawno, tuż po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, ówczesny socjaldemokratyczny kanclerz Helmut Schmidt odetchnął z ulgą - w Warszawie panuje spokój. Podobnie wyraził się francuski minister spraw zagranicznych po stłumieniu powstania listopadowego.

Aroganckie komentarze części niemieckich gazet i niemieckich polityków mają na celu pokazać nam, gdzie jest nasze miejsce. Mamy popierać wielkomocarstwowe zadęcie Francji i Niemiec. Do udziału w akcji w Iraku nie jesteśmy zdolni. Zachciewa się nam samodzielnej polityki. A do tego też nie jesteśmy zdolni. Możemy być tylko sługami Ameryki albo klakierami dwóch europejskich mocarstw. Nie dziwię się Francuzom, bo antyamerykanizm jest nieodłączną częścią ich polityki międzynarodowej. Niemcy jednak nauczone historią powinny zachować powściągliwość w stawianiu cenzurek innym narodom, a Polsce zwłaszcza.

Wkrótce ma się zebrać martwe ciało nazywane Trójkątem Weimarskim. Czy reanimacja tych zwłok ma być znowu okazją do zbesztania Polski? Jeśli tak, to może się okazać, że reanimowany pacjent nie przeżyje. Może i dobrze. Unii Europejskiej nie są potrzebne podziały na trójkąty, trojki, czworokąty i osie, ale jedność. A tej nie zbuduje się arogancją i pokrzykiwaniem z góry, ale wzajemnym respektem i politycznym dialogiem.

Mieszkałam przez szesnaście lat w Niemczech, mam tam wielu przyjaciół, także wśród dziennikarzy. Apeluję do nich - zanim zaczniecie besztać i obrażać Polaków, zanim zaczniecie krytykować polską politykę międzynarodową, przeanalizujcie błędy, zaniedbania i głupstwa, jakie popełnili wasz kanclerz i wasz minister spraw zagranicznych, błędy, które doprowadziły do izolacji waszego kraju i zlekceważenia go przez Stany Zjednoczone. (an)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)