Armia Zimbabwe zakończyła "operację" przejęcia władzy. Absurdalnym decyzjom nie ma końca
Dobiegł końca jeden z najdziwniejszych przewrotów wojskowych ostatnich czasów. Armia Zimbabwe za wszelką cenę chce udowodnić, że żadnego puczu nie było. Do tego datę urodzin obalonego prezydenta Roberta Mugabe oficjalnie ogłoszono świętem narodowym. Mieszkańcy kraju z ostrożnym optymizmem traktują szansę na poprawę sytuacji.
Jak donosi największy w Zimbabwe dziennik "Herald", od przyszłego roku 21 lutego oficjalnie będzie Narodowym Dniem Młodzieży Roberta Gabriela Mugabe. To jedna z najbardziej absurdalnych wiadomości ostatnich czasów. Nie dość, że patronem dnia młodzieży został żyjący jeszcze 93 letni polityk, to święto ogłoszono kilka dni po tym, jak armia odsunęła go od władzy.
Wojskowi poinformowali o zakończeniu "operacji", która w połowie listopada doprowadziła do ustąpienia prezydenta Mugabe. Polityk niepodzielnie rządził krajem od chwili uzyskania niepodległości w 1980 r. W jego miejsce zaprzysiężony został Emmerson Mnangagwa, który wywodzi się z szeregów tej samej co poprzednik partii ZANU-PF.
- Atmosfera jest teraz mieszaniną optymizmu i obawy przed niepewną przyszłością - powiedział Wirtualnej Polsce Kuda Musasiwa, biznesmen z Harare, stolicy Zimbabwe. - Mamy nadzieję, że nowy rząd poprawi sytuację gospodarczą, ale także zapewni wolność słowa. W swoim przemówieniu nowy prezydent poruszył wiele istotnych spraw. Nie brak jednak ludzi sądzących, że u władzy ciągle są ci sami ludzie, którzy zaledwie zmienili wizerunek.
Gra pozorów
Wojskowi dobrze rozumieją negatywne znaczenie słów takich jak "przewrót" czy "pucz", które nie spotykają się z akeptacją na świecie. Dlatego zamiast mówić o zamachu stanu, generałowie przyznali się jedynie do przeprowadzenia operacji "Przywrócenie Dziedzictwa", która miała jedynie "oczyścić" kraj z nieuczciwych ludzi otaczających głowę państwa. Teraz żołnierze oficjalnie wrócą do koszar i nie będą musieli już niczego udawać.
Po raz pierwszy pomysł ustanowienia święta narodowego w dniu urodzin Mugabe pojawiła się już kilka miesięcy temu, jednak dopiero teraz potwierdził to nowy prezydent jako formę oddania czci usuniętej głowie państwa. – Dla mnie osobiście pozostaje on ojcem, mentorem, towarzyszem broni i moim liderem – powiedział Mnangagwa podczas ceremonii zaprzysiężenia 24 listopada.
Mnangagwa przez kilkadziesiąt lat był bliskim współpracownikiem Mugabe. Polityk, nazywany Krokodylem, uważany był nawet za człowieka od "brudnej roboty" swojego patrona. Zdecydował się przejąć władzę we współpracy z generałami po tym, jak żona prezydenta, Grace Mugabe, doprowadziła do usunięcia go ze stanowiska wiceprezydenta. Komentatorzy polityczni nie mają wątpliwości, że celem przewrotu było przede wszystkim zachowanie wpływów i źródeł dochodu przez jedną z klik starych liderów partyjnych. Deklaracje o powrocie do "normalności" czy "przywróceniu demokracji" to jedynie kolejne pozory w kraju, w którym nikt nie zamierza rezygnować z władzy. Nikomu przy tym nie stała się krzywda, a Grace Mugabe widziana była ostatnio na zakupach w Hong-Kongu.
Zimbabwe posiada ogromne bogactwa platyny, złota i diamentów, a w przeszłości poszczycić się mogło świetnie rozwiniętym rolnictwem. Korupcja i nieodpowiedzialna polityka gospodarcza Mugabe doprowadziły ten potencjalnie bogaty kraj na skraj głodu, a hiperinflacja osiągnęła taki poziom, że rząd porzucił własną walutę na rzecz twardego pieniądza zzagranicy. W ogromne bogactwa opływają natomiast członkowie rządzącej elity.