Antoni Macierewicz próbował wymusić lot. "Straszenie, a potem wielka obraza”
Łamanie procedur bezpieczeństwa, przepychanka i straszenie - tak ludzie Antoniego Macierewicza chcieli wymusić lot ministra obrony do Brukseli. Wirtualna Polska ustaliła, że do zablokowania lotu doprowadził gen. Tomasz Drewniak, który w rozmowie z nami po raz pierwszy zdradza, jak do tego doszło.
02.10.2017 | aktual.: 03.10.2017 20:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W 2015 roku "Polityka” ujawniła, jak Antoni Macierewicz - krótko po objęciu stanowiska ministra obrony w 2015 roku - chciał wymusić lot do Brukseli na naradę unijnych ministrów. Telefon w Siłach Powietrznych zadzwonił o godz. 22. Wojskowa Casa miała startować następnego dnia rano. Do lotu nie doszło, bo postawił się jeden generał – pisał tygodnik. MON wystosowało wówczas dementi.
"Straszenie, przepychanka, a potem była wielka obraza”
Według informacji Wirtualnej Polski ów generał to Tomasz Drewniak. Zgodnie z instrukcją HEAD decyzję o niedopuszczeniu do lotu podjął Inspektor Sił Powietrznych, jednak to opinia gen. Drewniaka, jako Szefa Zarządu Wojsk Lotniczych, okazała się kluczowa.
- To ja nie zgodziłem się na ten lot – przyznaje w rozmowie z nami Drewniak, króry po odejściu z wojska jest ekspertem fundacji Stratpoints.
- Ok godz. 22 dostaliśmy telefoniczne zamówienie na lot. Start samolotu miał być następnego dnia o 4 czy 5 rano do Brukseli. Powiedzieliśmy, że się nie da. Było straszenie, ale nasza decyzja była jednoznaczna. Godzinę trwała przepychanka, a potem była wielka obraza. Nie chodziło o robienie komukolwiek na złość, bo niezależnie od tego, jaki minister by zadzwonił, to odpowiedź by była ta sama – mówi nam Drewniak.
Zdaniem generała lot był niewykonalny z kilku powodów. - Zaczynając od instrukcji HEAD, która byłaby złamana w kilku miejscach, a kończąc na zgodzie dyplomatycznej (zgoda poszczególnych krajów na przelot - red.) – dodaje.
Do Brukseli jest wprawdzie stała zgoda dyplomatyczna, ale to nie znaczy, że nie należy ich informować. Nawet przy stałej zgodzie jest wymagane, by informować o locie. Dzwonią jego ludzie, powołując się na ministra. Tak działa system odpowiednim wyprzedzeniem. W tym wypadku nie było nawet 5 godzin - dodaje.
"Dzwonią ludzie ministra. Tak dział system”
Minister Macierewicz dzwonił w tej sprawie? – pytamy.
- Minister nie dzwoni. Dzwonią jego ludzie, powołując się na ministra. Tak działa system – mówi Drewniak.
- Decyzję o wylocie podjęto pewnie wcześniej, ale nie miał się kto pochylić nad dokumentami, dlatego informacja do nas dotarła dopiero po 22. Dało się to zrobić, ale nie na takich wariackich papierach. Poza tym z całym szacunkiem chciałbym zapytać, czy minister nie może wsiąść do business rejsowego samolotu, który codziennie o 6 rano leci do Brukseli? Na świecie wielu polityków lata rejsowymi samolotami. Tylko u nas wszystkich polityków się wozi rządowym samolotem – mówi ekspert.
MON we współpracy m.in. z kancelarią premiera kończy prace nad nową instrukcją HEAD. W projekcie dokumentu, który ujawniła we wrześniu Wirtualna Polska, znalazło się kilka znaczących zmian. Jedna z nich polega na braku załącznika określającego, z jakim wyprzedzeniem należy zamawiać loty międzynarodowe, które wymagają uzyskania tzw. zgód dyplomatycznych.
Ambasador i "rozkaz w środku nocy”
Według gen. Drewniaka załącznik jest istotną częścią instrukcji HEAD. - Nawet w przypadku lotu do Niemiec to jest istotne, bo to kraj federacyjny, a każdy land ma własne procedury dotyczące przewozu ładunków niebezpiecznych nad terytorium, a na uzyskanie zgody potrzeba określoną ilość dni. Takich niuansów w przypadku innych krajów jest więcej – mówi ekspert.
Dodaje, że sam, będąc w Siłach Powietrznych, stał się "ofiarą takiego planowania”. - Zadzwoniłem do polskiego ambasadora w jednym z krajów i o 2 w nocy jego czasu go wyciągnąłem z łóżka. Usłyszałem od niego: "To nie koszary, nie będzie mi tu pan stawiał zadań na rozkaz w środku nocy. Mam pojechać teraz z dokumentami do tutejszego MSZ i będę o zgodzie na przelot rozmawiał z szatniarzem czy cieciem? O 8 rano możemy wrócić do rozmowy”. Na drugim telefonie miałem jedną z kancelarii, która pytała czemu jeszcze nie startujemy – relacjonuje Drewniak.
O lot szefa MON, do którego nie doszło w 2015 roku, zapytaliśmy rzeczniczkę ministra obrony Annę Pęzioł-Wójtowicz. Do czasu publikacji tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi na wysłane w czwartek pytania.
Punkt widzenia MON na sprawę przedstawił nam wiceszef resortu Bartosz Kownacki, który sam miał lecieć feralnego dnia do Brukseli, zanim nie podjęto decyzji, że leci Antoni Macierewicz.
Kownacki tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską, że o konieczności dotarcia do Brukseli dowiedział się dzień wcześniej, a lot nie mógł być zaplanowany, bo był następstwem zamachu.
- Wszyscy rozłożyli ręce, twierdząc, że się nie da polecieć. To niedorzeczna sytuacja. Ministrowie z innych krajów mogli przylecieć, a my mieliśmy powiedzieć: mamy swoją procedurę, będziemy dzień później? – pyta wiceminister.
Piloci w gorszej sytuacji niż kierowcy TIR-a
Czy zamawianie samolotów na ostatnią chwilę ma istotny wpływ na bezpieczeństwo? - Oczywiście - odpowiada gen. Drewniak. I podaje przykład: lot miał odbyć się o godz. 6 rano, ale informacja przyszła zaledwie kilka godzin wcześniej, o godz. 23 poprzedniego dnia.
- Muszę podnieść z łóżka dowódcę skrzydła, a on – dowódcę bazy. Mija kolejnych 15 minut, zanim się zdzwonimy. Dowódca bazy musi dzwonić do lotników, pytając po kolei, kto jest wolny. Ktoś może mieć imieniny, albo tysiąc innych spraw. A następnego dnia o 6 rano musi startować z Warszawy – wyjaśnia generał.
Podkreśla, że sprawa się komplikuje w przypadku użycia stacjonujących w Krakowie samolotów CASA, bo maszyna o 5 rano musi być w stolicy, by mieć czas na zabranie cateringu i tankowanie.
- Z Krakowa musi wystartować o 4 rano, co oznacza, że na lotnisku w Krakowie załoga musi być 2,5 godziny wcześniej, czyli o 1:30. Na obudzenie i skompletowanie załogi jest godzina. A ci ludzie mogli być poprzedniego dnia 8-10 godzin w pracy. Dotarli do domu, zjedli kolację, jeszcze się dobrze do łóżka nie położyli i muszą jechać na lotnisko. To jest bezpieczne? Nawet kierowca TIR-a tak nie pracuje. Chyba nikt nie chce, by leciał z nim pilot, któremu po starcie zamykają się oczy – mówi ekspert.
Drewniak jest absolwentem Szkoły Orląt w Dęblinie i Akademii Dowódczo Sztabowej Sił Powietrznych w Maxwell w USA. W 2013 roku został dowódcą Wojsk Lotniczych. W lipcu 2017 roku odszedł z funkcji Inspektora Sił Powietrznych. Jest jednym z licznych dowódców, których wymienił minister obrony.