Anna Maria Dyner: władze w Kijowie "poświęciły" Krym, żeby zachować integralność reszty kraju
Władimir Putin nie chciał przegrać Ukrainy do końca, dlatego zdecyduje się na przyłączenie Krymu do Rosji - uważa analityk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Anna Maria Dyner. Zdaniem rozmówczyni Wirtualnej Polski, wynik referendum, które w niedzielę odbyło się w Autonomicznej Republice Krymu był przesądzony. Mieszkańcy Krymu w prawie 97 proc. opowiedzieli się za przyłączeniem do Rosji.
Łagodny przebieg plebiscytu nie był zaskoczeniem dla rozmówczyni Wirtualnej Polski. - Trudno sobie wyobrazić, kto miałby silnie protestować. Ci, którzy sprzeciwiali się referendum albo byli zrezygnowani, albo obawiali się prowokacji i nie chcieli dostarczać do nich pretekstu. Utwierdzało ich w tym podejściu zachowanie władz Ukrainy, które choć referendum nie uznaje, podchodzą do niego stosunkowo spokojnie - mówi Anna Maria Dyner. Ekspertka przypomina, że p.o. prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow już wcześniej zadeklarował w wywiadzie dla francuskiej agencji AFP, że ukraińska armia nie będzie interweniowała na Krymie, by zapobiec aneksji półwyspu przez Rosję. Podkreślił, że armia nie zaangażuje się na Krymie, gdyż chce skoncentrować swój potencjał na obronie wschodniej granicy państwa.
- Ukraina nie będzie walczyła o Krym, przynajmniej na razie nie zostaną użyte siły zbrojne. Jednostki ukraińskie, które wciąż są obecne na Krymie, przyjęły strategię defensywną, podobnie wszystkie elementy pro-ukraińskie. Wszystko po to, żeby nie dać się Rosji sprowokować, żeby zyskała możliwość interwencji zbrojnej - stwierdza.
- Dla władz ukraińskich była to niezwykle trudna decyzja, wybór mniejszego zła, ale postanowiły niejako "poświęcić" Krym, żeby zachować integralność reszty terytorium - stwierdza analityk PISM. Wejście w otwarty konflikt zbrojny z Rosją miałoby nieprzewidywalne skutki dla obywateli Ukrainy i mogłoby doprowadzić do rozpadu kraju. Paradoksalnie, jak wskazuje ekspertka, odpadnięcie terytorium, które naturalnie tak ciążyło w stronę Rosji, wzmocni antyrosyjską Ukrainę. Władze w Kijowie mogłyby też zablokować dostawy wody pitnej, energii i zaopatrzenia na Półwysep, ale wtedy Ukraińcy i Tatarzy go zamieszkujący cierpieli by podwójnie, więc na takie kroki najpewniej również się nie zdecydują.
Ekspertka przyznaje rację szefowi MSZ Radosławowi Sikorskiemu, który nazwał referendum farsą i głosowaniem pod lufą karabinów. - Głosowanie odbywało się przy wzmożonej obecności sił paramilitarnych, które są uważane za siły rosyjskie i zwiększonej liczbie żołnierzy rosyjskich, którzy stacjonują na Krymie, niemniej gdyby ich nie było, wynik referendum - ze względu na dużą liczbę Rosjan zamieszkujących Krym, najprawdopodobniej także zapadałby na korzyść Rosji - zwraca uwagę.
Jak wynik referendum przyjmie Zachód? Zdaniem Dyner, ponieważ nie uznaje jego ważności, nie uzna także jego wyniku i przyłączenia Krymu do Federacji Rosyjskiej. - Być może zostaną zastosowane przez kraje Unii Europejskiej czy Stany Zjednoczone szersze sankcje - wizowe lub osobiste - wobec krymskich polityków, którzy dążyli do oderwania Krymu od Ukrainy i przyłączenia do Federacji Rosyjskiej czy także wobec rosyjskich polityków - ocenia. Zdaniem analityk, Zachód na razie raczej nie posunie się do wprowadzenia sankcji gospodarczych. - Gospodarka europejska, do której należy także gospodarka rosyjska to system naczyń połączonych, dlatego narzędzie to mogłoby się okazać bronią obosieczną - ocenia.
Poproszona o skomentowanie słów wpływowego amerykańskiego senatora Johna McCaina, który stwierdził, że "Putin jest po prostu starym pułkownikiem KGB, który wierzy w odbudowę rosyjskiego imperium" odpowiada: - To, że taki cel przyświeca rosyjskiemu prezydentowi widać nie od dziś. Świadczy o tym cała polityka zagraniczna Federacji Rosyjskiej w 2013 r., m.in. rola Rosji w negocjacjach międzynarodowych w sprawie Syrii i Iranu. Wskazuje na to także polityka wobec wojska: kontynuowanie reform zapoczątkowanych przez ministra obrony Anatolija Sierdiukowa, doposażanie armii, ćwiczenia zainaugurowane w zeszłym roku, najpierw we wschodnim okręgu wojskowym, teraz w centralnym i zachodnim. Sztandarowym hasłem Putina, z którym szedł do wyborów była budowa Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej - wymienia.
Czy groźba konfliktu ukraińsko-rosyjskiego została na razie zażegnana? Zdaniem Anny Marii Dyner sytuacja wciąż jest niestabilna, o czym świadczą niedawne zamieszki w Doniecku i Charkowie, po których rosyjskie MSZ wydało oświadczenie, że będzie chronić rosyjskojęzycznych obywateli Ukrainy. Czy możemy się spodziewać dalszych kroków ze strony Rosji? - Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że o konflikcie zbrojnym nie może być mowy, bo Putin dysponuje wystarczającą ilością narzędzi wpływu innego rodzaju, żeby nie musieć uciekać się do interwencji zbrojnej na Ukrainie, tymczasem zdecydował się zagrać tą kartą. Tak więc nic nie można powiedzieć na pewno, trzeba jednak mieć nadzieję, że nie dojdzie do dalszych działań zbrojnych - konkluduje Anna Maria Dyner.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska