Andrzej Poczobut pozbawiony dostępu do leków. Rodzice: "Bardzo boimy się o syna"
- Syn ma problemy z sercem. W nocy ze strachu o niego nie umiemy spać. Zawsze będzie dla nas ukochanym dzieckiem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Stanisław Poczobut, ojciec Andrzeja Poczobuta, który przebywa w białoruskiej kolonii karnej.
Działacz polskiej mniejszości narodowej na Białorusi oraz korespondent "Gazety Wyborczej" Andrzej Poczobut został zatrzymany w swoim mieszkaniu 25 marca 2021. Reżim Łukaszenki oskarżył go m.in. o "umyślne działania w celu podżegania do nienawiści narodowej oraz religijnej" i "nawoływanie do czynności zagrażających bezpieczeństwu narodowemu". Po pokazowym procesie 8 lutego 2023 skazano go w Grodnie na 8 lat kolonii karnej.
Związek Polaków na Białorusi alarmuje, że Poczobut został pozbawiony dostępu do leków oraz kontaktu z adwokatem i bliskimi. Na pół roku przeniesiono go do celi karnej.
- Listy od syna przestały przychodzić. Niewiedza jest dla nas najgorsza. Chyba już tylko sam Bóg może nam pomóc - mówi ojciec aktywisty, Stanisław Poczobut.
Dariusz Faron, Wirtualna Polska: Według Związku Polaków na Białorusi Andrzeja pozbawiono dostępu do leków, a także kontaktu ze światem zewnętrznym.
Stanisław Poczobut: Co mam panu odpowiedzieć? Mamy niewiele informacji. Listy od syna już nie dochodzą. Ostatnia wiadomość od Andrzeja pochodzi z 6 sierpnia. Pisał z celi karnej, gdzie jest odizolowany od pozostałych więźniów i ma ograniczone możliwości wyjścia na świeże powietrze. To był zwyczajny list o codzienności. Relacjonował nam, że ma pracować przy izolacji i drutach. Nawet się ucieszyliśmy, że ma zajęcie. Potem korespondencja się urwała. Żona cały czas pisze listy. Nie wiemy, czy dochodzą.
Jaki jest, według pana wiedzy, stan zdrowia syna?
Cały czas ma problemy z sercem. Boimy się o niego i bardzo przeżywamy ostatnie informacje. W nocy z nerwów i strachu nie potrafimy zasnąć. Organizm Andrzeja źle reaguje na upały, a jeśli dodatkowo przebywa w ciasnej celi...
W ostatnich miesiącach schudł. Choruje na nadciśnienie. Przed zatrzymaniem leżał w szpitalu. Jedna bieda za drugą pukają do naszych drzwi. Co zrobić? Musimy to jakoś przeżyć. Ale ciężko... Andrzej zawsze będzie dla nas ukochanym dzieckiem.
Żona Andrzeja, Oksana, pisała ostatnio w mediach społecznościowych, że w celi karnej spędzi pół roku. Co to dla państwa oznacza?
Cela karna, tzw. PKT, to więzienie w więzieniu. Siedzenie w takim miejscu jest dla niego zabójcze. Brak świeżego powietrza, wokół tylko ściany... Kiedy Andrzej był w Grodnie, otrzymywaliśmy listy regularnie.
Z kolonii karnej w Nowopołocku, gdzie przebywa od czerwca, dostaliśmy przez 70 dni cztery wiadomości. Później przestały przychodzić. Inna sprawa, że gdyby otwarcie pisał o trudach, cenzura i tak by to wykreśliła. Nie wiemy dokładnie, w jakich warunkach przebywa.
Nowopołock to jedna z najbardziej rygorystycznych kolonii karnych na Białorusi.
Wiem tyle, że to bardzo ostre więzienie. W celi obok siedzi niedoszły kandydat na prezydenta, bardzo znany człowiek, Wiktar Babaryka. Reżim przetrzymuje więc tam ludzi, których uznał za niebezpiecznych. Jeśli Andrzej przemycał jakieś informacje o złych warunkach, to raczej w listach do Oksany.
Nas od początku stara się oszczędzać, podtrzymywać na duchu. Pisze tylko dobrze, żebyśmy się nie martwili. Listów Andrzeja do Oksany nie czytałem. Nie podpytuję jej. To bardzo mądra kobieta – wie, jakie rozwiązanie wybrał jej mąż i zawsze powie nam, co trzeba. Jej też jest bardzo trudno. Cały czas jest pod presją, funkcjonuje jako żona skazańca.
Obawiają się państwo o rodzinę Andrzeja?
Jego syn ma 13 lat, a córka 21. Razem z Wandą mówiliśmy im, by nie mieszali się do polityki. Niech żyją swoim życiem. Kiedy dorosną, sami podejmą świadomą decyzję. A teraz powinni skupić się na nauce i życiu prywatnym. Gdyby zaangażowały się w tę walkę, władza już na samym początku połamałaby im życie. Boli mnie, że syn Andrzeja dorasta bez ojca. Ten dzieciak potrzebuje taty. Ja już jestem stary, nie nadążam za nim. Bardzo się o niego martwię.
W maju tego roku sąd odrzucił apelację, podtrzymując wyrok skazujący. Jak to państwo przyjęli?
Żona nie wierzyła, że wypuszczą Andrzeja. A ja myślałem sobie przez chwilę, że może władze białoruskie zechcą polepszyć relacje z Polską i Europą. Że zwolnią mojego syna. W głębi serca tliła się nadzieja, bo bez tej nadziei żyć się nie da, człowiek dawno by już umarł. O Andrzeju wiele pisano, było głośno. Ale władza postanowiła pokazać, że trzyma wszystko w garści. I że nic jej nie obchodzi.
Andrzej przewidywał, jaki będzie jego los. Wybrał swoją drogę świadomie. Jako rodzina liczyliśmy się z podobnym scenariuszem. Kiedyś te czasy miną. Białoruska władza będzie się wstydzić tego, jak potraktowała mojego syna. Nie wzywał na barykady, nie apelował o zmianę granic czy ustroju. Mówił o demokratycznym życiu narodu.
Po doniesieniach o kolejnych represjach i braku dostępu do leków Bartosz Wieliński z "Gazety Wyborczej" napisał, że Łukaszenka najwyraźniej postanowił pozbawić Andrzeja życia. Patrzą na to państwo podobnie?
Tutaj jesteśmy z żoną podzieleni, choć Wanda pokazuje mi właśnie, że woli milczeć na ten temat. Na Białorusi można robić z ludźmi takie rzeczy jak z Andrzejem, nie obawiając się, że naruszasz czyjeś prawa. Głównym celem jest złamanie człowieka. To system, który pozostał po Związku Radzieckim. Według mnie, gdyby postanowili zgładzić Andrzeja, byłby to nonsens. Nie jest dla Łukaszenki żadnym przeciwnikiem. Nie działa w ruchu, który zagrażałby władzy. Jest dziennikarzem, cierpi za swoje myśli i poglądy, za otwarte ich głoszenie.
Co jest dla państwa najtrudniejsze w obecnej sytuacji?
Niewiedza, jesteśmy odizolowani od informacji. Kto nam może pomóc? Chyba tylko pan Bóg. Mamy już swoje lata. Żona ciągle bierze tabletki. Dobrze, że ma bardzo silny charakter i wolę. Andrzej wdał się pod tym względem w matkę. Nas już nie ruszają, nie prześladują. Władza machnęła ręką, bo jesteśmy już starzy. Sąsiedzi nie dokuczają. A żadnego pocieszenia od nich nie oczekujemy.
Pana żona nadal codziennie schodzi do skrzynki pocztowej w oczekiwaniu na list od syna?
Nic się nie zmieniło. Wanda nieustannie sprawdza, czy nie przyszło coś od Andrzeja. Głowa rozumie, że skrzynka będzie pusta. A serce niesie człowieka, żeby jednak ją otworzyć. Jedynym naszym marzeniem pozostaje wolność syna. Jeśli człowiek miałby się wyłącznie pogrążać w czarnych myślach, już lepiej byłoby zamówić grób. Marzymy, by zobaczyć syna, żeby tylko doczekać tej chwili, ale to bardzo wątpliwa perspektywa. Mamy po osiemdziesiąt lat.
Jako ojciec jestem dumny, że mam takiego syna. Na ulicy mogę patrzeć ludziom prosto w oczy. Tyle że o dumie dobrze się czyta w książkach i czasopismach. A jest jeszcze szare, codzienne życie.
Jak ono dziś wygląda?
Rano się budzisz. Andrzeja nie ma i wiesz, że nic się nie zmieni. Każdy kolejny dzień będzie taki sam. Wypełniony strachem i żalem, że nasz syn musi przebywać w takich warunkach. Tyle lat chodzimy po aresztach, sądach, więzieniach... Tyle lat nasz chłopiec tak bardzo cierpi. Wzięliśmy ten ciężar na swoje barki, ale co to daje? Obok żalu każdego dnia po przebudzeniu przychodzi myśl, że nic dobrego mnie już nie czeka.
Jesteśmy z żoną jak gasnące ognisko, które tli się coraz słabiej.
Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski