Andrzej Pągowski: Polska dla Polaków... ku...!
W katolickiej Polsce rozkwitło pogaństwo z nowymi wcieleniami bożków wojny, konfliktów i zacietrzewienia. Zamiast patriotyzmu mamy hejtrotyzm - w dobrym tonie jest być Polakiem zawziętym, endeckim, narodowo-katolickim, nienawidzącym innych. W tej dyscyplinie deklasujemy wszystkich, ale nie mamy się czym chwalić. Tegoroczne święto niepodległości dobitnie pokazało, że polska wspólnota narodowa jest w rozsypce. Jeśli w ogóle istnieje.
To, co się odbyło 11 listopada to tylko próba generalna przed orgią nienawiści w przyszłym roku. A wszystko to z Bogiem i patriotyzmem na ustach od dziesięcioleci, a szczególnie od czasu objęcia władzy przez tzw. dobrą zmianę.
Pojawienie się w Warszawie armady faszystów z Europy, eksplozja antysemickich, rasistowskich czy ksenofobicznych emocji pokazała nasz kraj z jak najgorszej strony, bo w dniu, w którym powinniśmy ponad podziałami świętować wolną Polskę, jesteśmy świadkami liturgii nienawiści. Zamiast wspólnie się cieszyć, duża część z nas się wstydzi.
Czy w takiej sytuacji jest sens świętować 11 listopada? Czy mówienie o wspólnocie narodowej, odmienianie wolności i niepodległości w obliczu zaostrzającej się jatki politycznej nie jest przejawem hipokryzji? Co przegapiliśmy? Czy winien jest tylko obóz rządzący z wszechobecną propagandą? Z pewnością nie. Winę i odpowiedzialność ponosimy wszyscy za nasze znużenie spokojem i dialogiem, niechęć i nieumiejętność czytania (nie tylko znaków czasu) i zwykłe tchórzostwo, gdy nie podnosimy głosu wtedy, gdy przyzwoitość wymaga interwencji.
A może potrzebny jest nam moment głębokiego zawstydzenia i przerażenia? Możemy więc zapomnieć o radosnym i wspólnym świętowaniu setnej rocznicy niepodległości za rok. Czy będzie to ogólnonarodowe święto czy walki uliczne, gdy puszczą hamulce?
na podst. Dariusz Bruncz dla WP Opinie