Andrzej Gołota wraca na ring?
"Jeszcze nie wiem, co zrobię. Wiem jednak, że nie chciałbym zakończyć kariery w sporcie, któremu poświęciłem większość życia - taką walką, jak ta z Tysonem" - to pierwsza związana z boksem wypowiedź Andrzeja Gołoty od sześciu miesięcy, czyli od dnia, kiedy po drugiej rundzie zszedł z ringu w trakcie walki z Mike'em Tysonem.
Polski pięściarz nie zapowiada definitywnie, że znów założy rękawice, choć trudno się oprzeć wrażeniu, że choć on sam się do tego nie przyznaje, decyzja już zapadła...
Po październikowej walce z "Żelaznym" Andrzej Gołota nie miał i nie chciał mieć nic wspólnego z boksem. Mimo że neurolodzy orzekli, że wszystko jest w porządku i okazało się, że nie trzeba operować szczęki, polski pięściarz skłaniał się ku temu, by dać sobie spokój z zawodowym pięściarstwem.
- Boks przestał mnie interesować. Zawsze wiedziałem, że to sport nie dla dzieciaków, ale co innego wiedzieć, a co innego mieć podłączonych do głowy dziesięć rurek - powiedział Gołota, który w minionych miesiącach zasmakował w narciarstwie, objeżdżając stoki zjazdowe Kolorado i Kalifornii. -O tym się jednak zapomina, a o fakcie, że właśnie walka z Tysonem miałaby wyznaczać koniec mojej kariery na pewno nie.
Gdyby Andrzej Gołota zdecydował się wrócić na ring, byłoby to dla niego kolejne powstanie ze sportowego grobu. Pamiętamy, że miał być "skończony" po zejściu z ringu w pojedynku z Michaelem Grantem, zaś kontrowersje związane z tym, jak zakończyła się z "Żelaznym" w Detroit, miały być gwoździem do bokserskiej trumny Polaka.
Ziggy Rozalski, zajmujący się w wolnych chwilach wykonywaniem telefonów do ludzi związanych z zawodowym boksem twierdzi, że "otrzymał już wiele propozycji i być może da się zorganizować walkę w końcu czerwca albo na początku lipca". Z tego co mówi Rozalski wynika, iż w grę wchodzą raczej kraje zachodnioeuropejskie - jest kilka ofert z Danii i Wielkiej Brytanii - i nie ma mowy, by Gołota "walczył za grosze czyli 20-30 tysięcy dolarów. O takich sumach w ogóle nie rozmawiamy".
Z wiadomych względów w grę nie wchodzą Stany Zjednoczone, choć Lou DiBella i jego DiBella Promotions, współorganizator ostatniej walki "Prince" Naseema Hameda i Marco Antonio Barrery, był jednym z pierwszych, którzy dzwonili do Gołoty ze słowami otuchy po kontrowersyjnej przegranej z Tysonem.
A Polska? Czy można być pewnym, że kibice wybaczyli mu sposób, w jaki zakończył walkę z Tysonem? (PG/pr)