PublicystykaAndrew Zimbalist: Olimpijski mit gospodarczy

Andrew Zimbalist: Olimpijski mit gospodarczy

Jak głosi legenda, igrzyska olimpijskie to gospodarcze dobrodziejstwo dla organizatorów – zarówno dla kraju, jak i miasta organizującego imprezę. Jednak, jak pokazuje choćby ostatni przykład Rio de Janeiro, olimpiada może przede wszystkim wiązać się z wyrzuceniem gigantycznych pieniędzy w błoto - pisze ekonomista Andrew Zimbalist. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach w ramach współpracy z Project Syndicate.

Andrew Zimbalist: Olimpijski mit gospodarczy
Źródło zdjęć: © SPL/East News | AP Photo

11.08.2016 | aktual.: 14.08.2016 03:39

Na początek przyjrzyjmy się, na jakiej zasadzie wybierany jest organizator igrzysk. Co dwa lata Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOI), w żaden sposób niekontrolowany monopolista, przeprowadza procedurę selekcji, w której miasta rywalizują ze sobą, udowadniając swoją ekonomiczną wyporność. Szefowie spółek budowlanych, które liczą na największe zyski z przygotowań do Igrzysk, przeważnie stoją na czele kampanii przetargowych. Wiedzą, że miasto będzie musiało hojną ręką wyłożyć olbrzymie sumy na ekskluzywne obiekty sportowe, spektakularne przestrzenie ceremonii olimpijskich, nowe sieci transportowe, luksusowe apartamenty dla zawodników i ośrodki medialne.

Łatwo zgadnąć, jaki jest efekt tych działań: zwycięskie miasta zazwyczaj znacznie przeszacowują swoje możliwości. Biorąc pod uwagę koszty budowy, remontów, bezpieczeństwa i logistyki oraz dodatkowej infrastruktury, koszt organizacji Olimpiady Letniej to ok. 15 - 20 miliardów dolarów. Zyski organizatorów - m.in udział w kontraktach stacji telewizyjnych (choć aż 75 proc. tej sumy trafia do MKOI), środki od międzynarodowych i krajowych sponsorów, sprzedaż biletów i pamiątek - wynoszą od 3,5 do 4,5 miliardów dolarów. Innymi słowy, koszty przewyższają zyski o, lekko licząc, 10 miliardów dolarów.

Ci, którzy lobbują na rzecz organizacji Igrzysk w swoim mieście, zawsze argumentują, że chwilowy deficyt z czasem przerodzi się w długofalowy zysk z turystyki, inwestycji zagranicznych i handlu, nie wspominając już o bezcennej wartości, jaką jest wzrost narodowego morale. Cóż, znów trudno znaleźć w rzeczywistości potwierdzenie tych śmiałych tez.

Weźmy turystykę. W lipcu i sierpniu 2012 liczba turystów w Londynie, gdzie odbywały się letnie igrzyska, spadła o 5 proc. Sklepy, restauracje, teatry i muzea w okolicach Piccadilly Circus odnotowały dramatyczny spadek zainteresowania w czasie 17 dni trwania olimpiady. W rzeczywistości zwyczajni turyści unikają miast, w których odbywa się Olimpiada, bo zwyczajnie nie mają ochoty na tłumy, opóźnienia, zawyżone ceny i potencjalne zagrożenia bezpieczeństwa. W rezultacie organizacja igrzysk przynosi raczej straty niż zyski.

Turystyka opiera się w znacznej mierze na osobistych rekomendacjach. Jeśli turyści unikają miasta lub mają złe wspomnienia z powodu olimpiady, nigdy nie polecą miejsca swojej rodzinie czy przyjaciołom. Poza biznesem turystycznym, żadna rozsądna firma nie podejmie istotnych decyzji o inwestycji czy wymianie handlowej tylko dlatego, że dane miasto zorganizowało igrzyska. Bywa wręcz odwrotnie – związane z olimpiadą wydatki powodują, że miasto jest finansowo niestabilne i rokowania dla biznesu są słabe; warunki dla inwestycji mogą się pogarszać.

Kolejną wadą organizowania igrzysk jest uwaga mediów, która skupia się na negatywach. Proces przygotowań olimpijskich nie przyniósł żadnych korzyści Rio de Janeiro. Miasto, które jeszcze niedawno kojarzyło się z naturalnym pięknem i luźnym stylem życia, dziś kojarzone jest z korupcją, przemocą, nielegalnym handlem, zanieczyszczeniem, brakiem politycznej stabilności i wirusem Zika.

Jedyny długofalowy zysk, na jaki realnie liczyć mogą organizatorzy – choć z pewnością nie wszyscy – to inwestycje w infrastrukturę. W przypadku Rio miasto zapewne zyska lepsze połączenie z lotniskiem i portem. Ale jest to zaledwie nagroda pocieszenia. Miliard dolarów wydany na infrastrukturę nijak nie równoważy pozostałych 19 miliardów wydanych na olimpiadę, gigantycznych środków, które nijak nie poprawią sytuacji mieszkańców ani osób, które regularnie odwiedzają Rio. Warto tu wspomnieć o linii metra za 2,9 miliarda dolarów (pierwotnie wycenionej na 1,6 miliarda), która połączyła plażową wioskę olimpijską z Barra da Tijuca, bogatym przedmieściem oddalonym o szesnaście kilometrów. Nowa infrastruktura spowoduje wzrost cen w Barra da Tijuca, a jednocześnie w żaden sposób nie rozładuje koszmarnych korków, z którymi boryka się miasto. Znakomita większość pracowników dojeżdżających z północy i zachodu miasta będzie musiała pokonywać te same co wcześniej utrudnienia w ruchu.

Przykłady można mnożyć. Miasto wybudowało nowe pole golfowe na chronionym terenie rezerwatu przyrody Marapendi - inwestycja, która zniszczyła lokalny ekosystem i pochłania olbrzymie ilości wody, która jest w Rio dobrem cennym i deficytowym. Władze miasta zbudowały także pasy autobusowe pomiędzy różnymi obiektami olimpijskimi, co niewątpliwie ułatwia podróż menadżerom z MKOI, ale utrudni poruszanie się po mieście wszystkim pozostałym.

Obok bezsensownych i dezorganizujących życie zmian w infrastrukturze, z olimpiadą w Rio wiążą się bardzo poważne koszty ludzkie. Od 2009 roku, kiedy powierzono miastu organizację igrzysk, ratusz miasta eksmitował 77 tysięcy mieszkańców z faweli, okolicznych dzielnic nędzy, aby zrobić miejsce dla 32 obiektów sportowych, wioski olimpijskiej o centrum medialnego oraz po to, by wybudować strefę zieleni na ceremonie olimpijskie i ozdobić lokalny krajobraz.

Organizacja olimpiady to potężne finansowe ryzyko dla miasta organizującego. Miasta słabiej rozwinięte, nieposiadające odpowiedniej infrastruktury, muszą wydać więcej, aby sprostać wymaganiom MKOI w zakresie transportu, komunikacji i zakwaterowania. Miasta wysokorozwinięte dysponują co prawda infrastrukturą, ale już niekoniecznie wystarczającą ilością wolnego terenu. Przede wszystkim jednak ryzykują, że wszystkie kluczowe dla miejskiej gospodarki sektory ucierpią w imię sukcesu olimpiady.

Andrew Zimbalist

Andrew Zimbalist - profesor nauk ekonomicznych na Smith College, Northamptoon, Massachusetts oraz autor "Circus Maximus: The Economic Gamble Behind Hosting the Olympics and World Cup".

Copyright: Project Syndicate, 2016

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)