Analityk: USA nie powinny bronić Polski tylko dlatego, że mieszkają tam mili ludzie
Polski ambasador w Waszyngtonie nie ma w ostatnim czasie łatwego zadania. Musi przekonywać, że słynna wypowiedź szefa MSZ Radosława Sikorskiego nie powinna wpływać na stan stosunków z Ameryką. Wysiłki Ryszarda Schnepfa mogą jednak nie wystarczyć. W Stanach Zjednoczonych coraz powszechniejsza staje się opinia, że w obecnej sytuacji USA i tak robią dla Polski za dużo - pisze Tomasz Bagnowski, korespondent WP.PL z Nowego Jorku.
Opublikowane przez tygodnik "Wprost" zapisy podsłuchanych rozmów polskich polityków były w amerykańskiej prasie szeroko komentowane. Ze zrozumiałych względów najwięcej uwagi poświęcono opinii ministra Radosława Sikorskiego, określającej sojusz z USA jako nic nie warty. Amerykańscy publicyści komentowali stwierdzenia szefa polskiego MSZ dość łagodnie. Nie można jednak powiedzieć tego samego o politycznych analitykach. Część z nich wyraźnie poczuła się dotknięta stwierdzeniami polskiego ministra, co przy okazji stało się pretekstem do oceny stanu wzajemnych stosunków, a szczególnie powtarzanego przez stronę polską postulatu, że Ameryka powinna bardziej zaangażować się w Europie i zwiększyć swoje wysiłki, na rzecz wzmocnienia poczucia bezpieczeństwa Warszawy. Ten właśnie postulat, mocno akcentowany przez Radosława Sikorskiego (w oficjalnych wypowiedziach) poddawany jest przez zajmujących się Europą i Polską specjalistów w wątpliwość.
Doug Bandow, z wpływowego Cato Institute, który w przeszłości pełnił m.in. rolę specjalnego doradcy prezydenta Ronalda Reagana, w artykule opublikowanym na łamach magazynu "National Interest" stwierdza, że większe militarne zaangażowanie USA na rzecz Polski nie leży w interesie Ameryki. - Przyjaźń i wzajemne zaufanie to nie to samo co strategiczny interes - zauważa Bandow. - Polska nigdy nie miała większego znaczenia dla bezpieczeństwa USA, nawet w okresie Zimnej Wojny, a teraz kiedy Rosja jest mniejszym zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych militarna wartość Polski jest jeszcze mniejsza - dodaje.
Doug Bandow uważa również, że wszelki dług jaki Ameryka miała wobec naszego kraju w związku z zasługami takich bohaterów jak Kościuszko, czy Pułaski został już spłacony z nawiązką w okresie transformacji po obaleniu komunizmu. - Pamięć o ich nie może być usprawiedliwieniem dla starcia z atomową potęgą ponad dwa stulecia później - stwierdza analityk.
Bandow wyjątkowo krytycznie ocenia także rolę polskiej armii dzisiaj. Jego zdaniem w wojnach, które prowadziła Ameryka miała ona znacznie marginalne i USA w zamian za to w żadnym wypadku nie powinny ryzykować konfliktu z Rosją.
Były asystent Reagana nie pozostawia również suchej nitki na polityce wszystkich polskich rządów po 89 roku w odniesieniu do reformy armii. - Dziś Polska płacze, że wzrosło zagrożenie ze Wschodu, ale sama pomimo stałego wzrostu gospodarczego przez lata zmniejszała liczebność swojego wojska, a budżet MON to zaledwie około 2 proc. PKB, czyli dużo za mało jak na kraj, który może znaleźć się na linii frontu - uważa Bandow.
- Jeśli Polska rzeczywiście obawia się rosyjskiej agresji powinna zrobić dużo więcej. USA nie powinny bronić Polski tylko dlatego, że mieszkają tam mili ludzie i przy okazji samych siebie doprowadzać do bankructwa - podsumowuje swą analizę w "National Interest" USA nie powinny bronić Polski tylko dlatego, że mieszkają tam mili ludzie i przy okazji samych siebie doprowadzać do bankructwa.
W podobnym tonie wypowiada się także David Hendrickson, profesor nauk politycznych z Uniwersytetu w Kolorado. W obszernym artykule opublikowanym w tym samym magazynie stwierdza on, że NATO poprzez swój marsz na wschód i przyłączanie coraz to kolejnych krajów z sojuszu obronnego zmieniały się sojusz ofensywny. - Takie NATO nie zasługuje na poparcie Amerykanów - konkluduje Hendrickson.
Do wypowiedzi Radosława Sikorskiego nawiązują także ostro prawicowi publicyści jak np. Daniel Larison, z dwumiesięcznika "The American Conservative". Oni również jednak nie nawołują do wzmocnienia zaangażowania na rzecz Polski. Opinie szefa MSZ wykorzystują zaś do krytyki Obamy.
Duża część opinii publicznej, jest zdania, że Stanów Zjednoczonych nie stać już na to by być gwarantem pokoju wszędzie i przysłowiowym światowym żandarmem. Dlatego głosy analityków, ale także polityków jak np. senator z Kentucky, Rand Paul nawołujących do izolacjonizmu Ameryki trafiają na podatny grunt. Paul, który kwestionuje nie tylko potrzebę większego zaangażowania USA w Europie, ale także sens utrzymywania baz wojskowych USA w Japonii jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do walki o fotel prezydencki w wyborach w 2016 roku. Ujawniona przez "Wprost" wypowiedź Radosława Sikorskiego dostarcza mu tylko dodatkowych argumentów.