Amerykański administrator w Iraku
Do Bagdadu przybył w poniedziałek emerytowany generał Jay Garner, który z ramienia Stanów Zjednoczonych ma stanąć na czele tymczasowej powojennej administracji w Iraku. Jego przyjazd nastąpił miesiąc po
rozpoczęciu amerykańskiej inwazji na Irak. Zapytany o największe stojące przed nim wyzwanie Garner powiedział: "Wszystko jest wyzwaniem".
21.04.2003 | aktual.: 21.04.2003 09:23
"To jest wielki dzień dla Iraku i wielki dzień dla mnie osobiście" - powiedział generał tuż po wylądowaniu na bagdadzkim lotnisku, zwanym dawniej lotniskiem Saddama Husajna. Przyleciał z Kuwejtu wojskowym samolotem amerykańskim.
Już pierwszego dnia urzędowania Garner ma odwiedzić stołeczne szpitale i elektrownie, a także stacje uzdatniania wody. Brak wody pitnej i prądu jest jednym z największych problemów mieszkańców Bagdadu. Wznowienie ich dostaw w całym mieście generał określił jako swój priorytet.
Garner ma stanąć na czele 400-osobowej ekipy wojskowych, dyplomatów, prawników i ekspertów innych specjalności, głównie z USA. W jej skład wchodzą też Irakijczycy żyjący dotąd na emigracji. Agenda, którą Garner ma kierować, nosi nazwę Biura Odbudowy i Pomocy Humanitarnej dla Powojennego Iraku. Zastępcą generała został Brytyjczyk Tim Cross. Ich przełożonym będzie generał Tommy Franks, szef Centralnego Dowództwa USA, który dowodzi wojskami sojuszników w Iraku.
W niedzielnym wywiadzie dla dziennika "Washington Post" Garner zadeklarował, że Stany Zjednoczone chcą zapewnić Irakowi rząd demokratyczny, ale nie będą dyktowały, jaki ma on mieć skład czy formę i jak dokładnie będzie wyłoniony. Na lotnisku odmówił sprecyzowania, ile czasu może to zająć. (reb)