ŚwiatAmerykańska podwójna lojalność

Amerykańska podwójna lojalność


70% Żydów w USA popiera demokratów, a 30% – republikanów.

12.03.2012 | aktual.: 12.03.2012 11:14

Na świecie, także w Europie i w Polsce, pokutuje przekonanie, że Żydzi mieszkający w Stanach Zjednoczonych wywierają jakiś ogromny wpływ na amerykańskie społeczeństwo, na amerykańską kulturę i politykę. Ten mit urósł do takich rozmiarów, że zaczynają w niego wierzyć nawet politycy z USA, co szczególnie widać podczas tegorocznej kampanii prezydenckiej. Kandydaci na stanowisko gospodarza Białego Domu wielokrotnie bowiem zwracali się do żydowskiego elektoratu i zabiegają o jego wsparcie.

Mit o Żydach rządzących Ameryką jest jednak fałszywy. Nigdy jeszcze w USA nie było prezydenta żydowskiego pochodzenia, co miało już miejsce we Francji, w Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii czy na Węgrzech. Nie było nawet wiceprezydenta, który by się wywodził z tej grupy etnicznej. Spory wpływ społeczności żydowskiej na amerykańską politykę wynika raczej z systemu wyborczego tego kraju. A także ze wspólnoty interesów i wartości łączących USA i Izrael.

Druga ojczyzna

Wyborczy system w Stanach często przypomina grę na loterii. Kandydat wygrywający w danym stanie zgarnia wszystkie głosy kolegium elektorskiego. Właśnie dlatego takie stany jak Nowy Jork, Kalifornia, Teksas, Floryda i Michigan mają największy wpływ na wynik wyborczy. A tak się składa, że w tych stanach żydowski elektorat ma ogromne znaczenie.

Jak wiadomo, w amerykańskich wyborach prezydenckich walczą ze sobą przeważnie dwaj liczący się gracze. Sprawia to, że każdy głos jest istotny, a wszystkie grupy oraz mniejszości etniczne i religijne odgrywają olbrzymią rolę.

W efekcie żydowski elektorat ma o wiele większy wpływ na wynik głosowania, niż wskazywałaby na to jego siła demograficzna.

Żydzi stanowią 1,7 proc. amerykańskiego społeczeństwa. Jest ich 5 mln. W skali całego narodu żydowskiego jest to liczba ogromna – stanowi 40 proc. całości. W USA mieszka druga co do wielkości społeczność żydowska. Najwięcej Żydów żyje naturalnie w Izraelu. Choć pogląd o olbrzymim wpływie Żydów na politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych jest przesadzony, faktem jest, że żadna inna mniejszość nie może poszczycić się takimi wpływami w Kongresie. Senat ma 13 członków pochodzenia żydowskiego, a Izba Reprezentantów – 27, co stanowi 12 proc. wszystkich deputowanych.

Żydzi, podobnie jak katolicy, Meksykanie, Afroamerykanie i przedstawiciele innych grup etnicznych oraz religijnych, w większości popierają Partię Demokratyczną. W ostatnich dekadach aż 70 proc. Żydów deklarowało sympatię dla tego ugrupowania, a zaledwie 30 proc. – dla Partii Republikańskiej. Nie jest to jednak regułą, na co wskazuje wybór na drugą kadencję prezydenta George'a W. Busha. Uzyskał on duże poparcie ze strony diaspory żydowskiej, co niewątpliwie było skutkiem jego proizraelskiej polityki.

Stany Zjednoczone zapewniły Żydom, podobnie jak i innym mniejszościom, najlepszy, najbardziej solidarny i stabilny system polityczny oraz społeczny. Dzięki tym warunkom mieszkający w USA Żydzi znakomicie zintegrowali się z amerykańskim społeczeństwem i w pełni się z nim identyfikują.

Znany amerykański filozof, dziennikarz i pisarz pochodzenia żydowskiego Chajim Grinberg, napisał w latach 50. kluczową książkę dotyczącą stosunków żydowsko-amerykańskich. Jego zdaniem społeczeństwo amerykańskie stworzyło pluralistyczną multietniczną kulturę polityczną. W Stanach Zjednoczonych mieszkają przecież przedstawiciele bardzo wielu narodowości: Niemcy, Brytyjczycy, Irlandczycy, Francuzi, Polacy, Afrykanie, Meksykanie, Włosi, Chińczycy, Japończycy, Grecy etc.

Według Grinberga wszyscy ci ludzie, co jest rzeczą naturalną, czują sympatię do swoich starych ojczyzn i narodów. Wieloetniczność Ameryki sprawia jednak, że nie zachodzi w przypadku jej obywateli konflikt podwójnej lojalności. Oczywiście pod warunkiem, że ich rodzimy kraj nie znajduje się w konflikcie z USA. Jeżeli więc amerykańscy Żydzi czy Polacy działają na korzyść i w interesie Izraela czy Polski, to nie robią nic złego i nie muszą się tego wstydzić.

Kwestia Iranu

W świecie, w którym USA po II wojnie światowej przejęły rolę „globalnego żandarma" stojącego na straży demokracji i „większego brata" Europy, amerykański prezydent staje się liderem światowym. Gdybym jednak miał wskazać państwo, na które wybór prezydenta USA ma wpływ największy, wskazałbym Izrael.

Amerykańskie wybory mają większy wpływ na teraźniejszość i przyszłość Izraela niż wybory w samym Izraelu. Weźmy obecny temat numer jeden, czyli kwestię atomowych ambicji Iranu – państwa, które grozi wymazaniem Izraela z mapy świata. Obama jest przeciwny prewencyjnemu atakowi na Iran, podczas gdy Mitt Romney – czołowy kandydat Partii Republikańskiej – taki atak popiera. Ten jeden przykład wystarczy, aby zrozumieć, dlaczego Izraelczycy i Żydzi na całym świecie z taką uwagą obserwują amerykańskie wybory prezydenckie.

Come back Obamy

Co do wyniku tych wyborów nie mam większych wątpliwości. To będzie wielki come back Obamy. Choć wielu Izraelczyków podchodzi do niego z rezerwą, nie podzielam ich poglądów. Na zakończonej przed paroma dniami konferencji AIPAC Obama wygłosił przemówienie świadczące o jego sympatii do państwa żydowskiego. Podczas spotkania z premierem Benjaminem Netanjahu w Białym Domu kwestia ataku na Iran była tematem najważniejszym.

Choć Mitt Romney żywi sympatię wobec Izraela, nie wydaje mi się, by miał dużą szansę na wygraną. Jego republikańskiego kontrkandydata Newta Gringricha poznałem osobiście. Wielokrotnie spotkałem się z nim w Izraelu i w USA. Jest nastawiony przyjaźnie wobec Izraela, który politycznie, mentalnie i światopoglądowo jest mu bliski. Podczas wspomnianej konferencji AIPAC obiecał, że jeśli zostanie prezydentem, przeniesie ambasadę USA z Tel Awiwu do Jerozolimy. To byłby dla Izraelczyków ważny gest.

Rick Santorum ma dość ambiwalentne uczucia wobec państwa żydowskiego. Z kolei Ron Paul prezentuje poglądy zdecydowanie antyizraelskie. Szanse na zwycięstwo tego ostatniego są jednak bliskie zeru.

Nie przez przypadek podczas trwającej kampanii wyborczej w USA kwestia Izraela odgrywa tak olbrzymie znaczenie. Oba kraje łączy bliski sojusz, oba narody są do siebie nastawione pozytywnie. Złośliwi mówią, że niektórzy kandydaci na prezydenta troszczą się bardziej o Izrael niż o Amerykę. Oczywiście każdy przywódca powinien przede wszystkim dbać o interesy własnego państwa. Powinien pamiętać jednak również i o tym, że interesy USA oraz Izraela są tożsame.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (27)