Amerykańska bomba wstrząsnęła światem. Czas pokaże, czy nie chybiła
Wybuch Matki Wszystkich Bomb (MOAB), zrzuconej przez Amerykanów w Afganistanie, wstrząsnął globem. Nagle świat zaczął zastanawiać się, o co naprawdę chodzi Donaldowi Trumpowi, bo trudno uwierzyć, aby USA użyły tak potężnych środków i wydały miliony dolarów tylko po to, żeby zabić kilkudziesięciu terrorystów islamskich.
14.04.2017 | aktual.: 14.04.2017 15:24
Waszyngton poinformował, że największa, konwencjonalna bomba z amerykańskiego arsenału została zrzucona na tunele wykorzystywane przez bojowników Państwa Islamskiego w Afganistanie. Zginęło 36 islamistów. Były prezydent Afganistanu Hamid Karzai na Twitterze zaprotestował przeciwko wykorzystywaniu jego kraju jako poligonu doświadczalnego.
Polityk zapewne ma rację, sugerując, że chodziło o coś zupełnie innego niż wojna z ISIS. Amerykańska armia znana jest z tego, że nie szczędzi pieniędzy, choć z drugiej strony racjonalnie gospodaruje zasobami. W sumie na Florydzie wyprodukowano tylko 20 takich bomb. Każda z nich posiada ładunek wybuchowy o sile odpowiadającej 11 tonom TNT i kosztuje ok. 16 mln dolarów. Do tego trzeba dodać cenę przeprowadzenia nalotu.
Ponad 500 tys. dolarów na terrorystę
Z prostej kalkulacji wynika, że Amerykanie wydali ponad pół miliona dolarów na każdego zabitego islamistę. To dużo nawet jak na USA. Wydanie takich środków oznaczałoby, że w tunelach znajdował się „cel wysokiej wartości”, czyli ktoś bardzo ważny. Takich informacji jednak nie ma.
MOAB eksploduje nad ziemią. Pierwszy, niewielki wybuch rozpyla drobinki ładunku paliwowego, które mieszają się z powietrzem i zapalają się. Temperatura i siła uderzeniowa niszczą cel. Na pomysł bomby paliwowo-powietrznej Amerykanie wpadli podczas wojny w Wietnamie, gdzie oczyszczali lądowiska dla śmigłowców z użyciem bomby Daisy Cutter, poprzednika Matki Wszystkich Bomb. Ładunek w obecnym kształcie został zbudowany myślą o wojnie z Irakiem, ale w 2003 r. nie został użyty.
Znacznie taniej byłoby zasypać okolice mniejszymi ładunkami zrzucanymi, na przykład przez B-52. Oczywiście GBU-43, bo tak brzmi oficjalna nazwa Matki Wszystkich Bomb, służy do niszczenia tuneli, ale wojna przeciwko Al-Kaidzie i Talibom w Afganistanie pokazała, że Amerykanie potrafią skutecznie niszczyć kryjówki z użyciem ładunków przebijających wiele metrów skały i betonu.
Bomba jest mało skuteczna, ale robi wrażenie
Niszczyciele bunkrów, bo tak nazywa się te bomby, są nie tylko tańsze, ale również znacznie bardziej precyzyjne i łatwiejsze w użyciu. MOAB ma aż 9 m długości i nie mieści się w tradycyjnych lukach bombowych. Były plany dostosowania do jej potrzeb ciężkich bombowców, ale nigdy nie była użyta i uważana jest za zbyt mało skuteczną, aby inwestować w dalszy rozwój. Z tego powodu w Afganistanie bombę zrzucił transportowy Hercules.
Użycie GBU-43 ma przede wszystkim mieć znaczenie psychologiczne. Wybuch, który zabija i niszczy wszystko w promieniu ok. 150 m ma demoralizować żołnierzy wroga. Taka myśl przyświecała wojskowym, którzy rozważali użycie MOAB przeciwko Irakijczykom w 2003 r.
W Afganistanie również ten argument jest trudny do użycia. ISIS co prawda od dawna stara się zdobyć przyczółek w kraju, ale przeciwko islamistom walczą nie tylko wspierani przez Amerykanów żołnierze wierni rządowi w Kabulu, ale także Talibowie.
Adresat może być tylko jeden
Skoro realia wojny w Afganistanie nie tłumaczą użycia MOAB naturalnie pojawia się myśl, że chodzi o komunikat. Z jednej strony jest to wiadomość dla rządu w Kabulu i jego wrogów, że Waszyngton pod wodzą Trumpa użyje wszelkich dostępnych środków, aby go bronić – nawet broni, której nikt wcześniej nie użył.
Podobnie nalot odczytać mogą też liderzy ISIS w Afganistanie i w innych miejscach na świecie. Kłopot w tym, że oni już i tak o tym wiedzieli. Przesłanie mówiące, że nie warto bawić się w gierki siłowe z nowym gospodarzem Białego Domu zawierał już amerykański atak na bazę lotniczą w Syrii.
- Nie ma znaczenia, czy był to komunikat czy nie. Korea Północna jest problemem, którym się zajmiemy – odpowiedział Trump na pytanie, czy MOAB była wiadomością dla reżimu w Pjongjangu. Niezależnie od publicznej wypowiedzi prezydenta USA, północnokoreański przywódca Kim Dzong Un, który najwyraźniej nie przyswoił sobie wcześniejszych komunikatów jest obecnie jedynym adresatem tak brutalnego przesłania jak zrzucenie Matki Wszystkich Bomb.
Wojna wisi na włosku
Zdjęcia satelitarne pokazują gotowy do przeprowadzenia testu Ośrodek Prób Nuklearnych Punggye-ri w Korei Północnej. Wiadomo, że Pjongjang posiada broń nuklearną, ale nadal są to bomby starego typu, których nie można zamontować w głowicach rakiet. Teraz komunistyczny reżim pracuje nad dużo mniejszym i znacznie silniejszym ładunkiem termojądrowym.
Premier Japonii Szinzo Abe ostrzega, że Korea Północna ma już rakiety dalekiego zasięgu, które może uzbroić w broń chemiczną, w tym w sarin, który zabił cywilów w Syrii. Jednak udana próba termonuklearna oznaczać będzie, że Kim Dzong Un zacznie stanowić realne zagrożenie nie tylko dla mieszkańców Azji.
Cierpliwość do komunistycznego dyktatora tracą nawet Chiny. Niebezpieczeństwo stwarzane przez Pjongjang przyćmić może nawet spory terytorialne w Azji Południowo-Wschodniej, które uważane są za potencjalne zarzewie regionalnego konfliktu. Broń nuklearna jest czerwoną linią, na której przekroczenie Kim Dzong Unowi nikt nie chce pozwolić. Czas pokaże, czy północnokoreański dyktator zrozumie przesłanie Matki Wszystkich Bomb. Nie wiadomo też, czy będzie chciał i mógł ugiąć się pod presją.