Amerykanie kontra Irakijczycy jak Izrael kontra Palestyńczycy
W odpowiedzi na nasilenie się ataków na
wojska USA, Amerykanie wprowadzili twardą taktykę, która zaczyna
przypominać postępowanie wojsk izraelskich wobec Palestyńczyków. W
ciągu miesiąca ataki partyzanckie osłabły, ale, jak podaje
poniedziałkowa "International Herald Tribune", nowe podejście
zaczęło "zrażać wielu tych, których Amerykanie chcą przeciągnąć na
swoją stronę".
Aby poskromić partyzantów, żołnierze amerykańscy przystąpili do otaczania całych miejscowości zasiekami z drutu kolczastego - pisze dziennik w korespondencji Dextera Filkinsa. Niekiedy burzą domy, z których korzystają iraccy napastnicy. Aresztują też krewnych osób podejrzanych o przynależność do partyzantki, w nadziei, że w ten sposób zmuszą partyzantów do oddania się w ręce władz koalicyjnych.
Nową taktykę zaczęto stosować na początku listopada, miesiąca, który, jak się okazało, przyniósł Amerykanom w Iraku rekordowo wysokie straty. Od nieprzyjacielskiego ognia zginęło aż 81 żołnierzy, więcej niż w kwietniu, kiedy trwała jeszcze wojna.
W niedzielę dowódca wojsk amerykańskich w Iraku gen. Ricardo Sanchez ogłosił w Bagdadzie, że w wyniku niedawnych operacji przeciwko partyzantom, podjętym przy użyciu ciężkiej broni i lotnictwa, dzienna liczba ataków na siły koalicyjne spadła z 40-50 do 20.
Jednak metody zastosowane przez Amerykanów budzą niezadowolenie zwykłych Irakijczyków. Filkins opisuje sytuację w miasteczku Abu Hiszma (7 tys. mieszkańców, 80 km na północ od Bagdadu), gdzie amerykańskie konwoje kilkakrotnie atakowano. Bezradni żołnierze otoczyli w końcu całe miasto zasiekami z ostrego drutu kolczastego, pozostawili tylko jedno przejście i tam sprawdzają tożsamość wszystkich wchodzących i wychodzących. Każdy mężczyzna z Abu Hiszmy otrzymał wydrukowany po angielsku dowód tożsamości, bez którego nie może się swobodnie poruszać.
Amerykański pułkownik Nathan Sassaman, dowódca batalionu stacjonującego w rejonie Abu Hiszmy, powiedział, że utrzyma zasieki wokół miasteczka, dopóki mieszkańcy nie wydadzą sześciu ludzi podejrzanych o to, że 17 listopada ostrzelali amerykański konwój i zabili jednego żołnierza.
Burzenie domów, z których następują ataki lub gdzie prawdopodobnie ukrywają się partyzanci, jest od kilkudziesięciu lat rutynowym sposobem działania żołnierzy izraelskich w strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu. Armia izraelska więzi też krewnych osób podejrzanych o terroryzm, aby zmusić domniemanych terrorystów do poddania się. Podobnie Izraelczycy otaczają kordonem całe miasta i wsie, aby kontrolować ruch ludności.
Przedstawiciele amerykańskich władz okupacyjnych mówią, że nie naśladują ślepo taktyki izraelskiej. Przyznają jednak, że zapoznali się dokładnie z izraelskim doświadczeniem wyniesionym z walk miejskich. Amerykanie mówią, że w Iraku nie mają żadnych doradców izraelskich, ale, jak pisze "IHT", jeszcze przed wybuchem wojny z Saddamem Husajnem izraelscy eksperci wojskowi zapoznawali dowódców amerykańskich ze specyfiką walki partyzanckiej.