Ameryka wyraziła zaniepokojenie polską reformą. Czy aby na pewno?
Dwa tygodnie po wizycie Donalda Trumpa, podczas której prezydent USA chwalił obecny rząd, jego administracja wyraziła zaniepokojenie kierunkiem zmian w sądownictwie. Co to oznacza? Zdaniem eksperta Michała Baranowskiego jest to mały sygnał. Ale Waszyngton wkrótce może na poważnie zainteresować się tym, co się dzieje w Polsce.
W sprawie wypowiedziała się w czwartek rzecznik Departamentu Stany Heather Nauert. Na pytanie o komentarz dotyczący reformy sądownictwa w Polsce odpowiedziała, że USA głęboko cenią sobie przyjaźń z narodem polskim, lecz działania polskiego rządu budzą zastrzeżenia:
- Jesteśmy zaniepokojeni ciągłymi dążeniami polskiego rządu do przyjęcia prawa, które wydaje się ograniczać sądownictwo i potencjalnie osłabiać praworządność w Polsce. Dlatego w dalszym ciągu obserwujemy tę sytuację bardzo uważnie. Kontynuujemy rozmowy na najwyższym szczeblu z polskim rządem i wyrażamy swoje zaniepokojenie tą sprawą - powiedziała Nauert.
Co naprawdę myśli Trump?
Jakie jest jednak rzeczywiste znaczenie tej wypowiedzi? Zdaniem Michała Baranowskiego, dyrektora warszawskiego biura German Marshall Fund, amerykańskiego think-tanku, niewielkie - choć może zwiastować dalsze działania Waszyngtonu w tej sprawie.
- To była odpowiedź na pytanie i powiedzmy szczerze, że nie była to przygotowana pozycja administracji Trumpa. To jest mały sygnał - mówi WP Baranowski. - Wrażenie jest takie, że sprawy poszły tak szybko z tymi ustawami o sądownictwie, że temat nie nabrał jeszcze zainteresowania w Stanach. Dopiero dzisiaj, po protestach, największe gazety zaczynają o tym pisać i to zainteresowanie rośnie - wyjaśnia.
Jak dodaje, zainteresowanie rośnie też po stronie amerykańskiego Kongresu - choć tego jeszcze nie widać. Ale w przyszłym tygodniu temat zostanie z pewnością poruszony podczas spotaknia tzw. komisji helsińskiej w Kongresie poświęconym tematowi stanu demokracji w Europie Środkowej. Wtedy sprawa może nabrać rozpędu.
Czego Trump nie powiedział
Jednak jak dotąd waga komentarza rzeczniczki Departamentu Stanu jest dość mała, szczególnie porównując ją do tego, co co powiedział - a przede wszystkim czego nie powiedział - prezydent Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Trump zdawkowo odniósł się do wartości - w tym rządów prawa - natomiast wiele więcej miejsca poświęcił pochwałom polskich władz.
- Kaliber tych dwóch wypowiedzi jest nieporównywalny. Co więcej, fragmenty o wartościach nie były kluczowe w tym przekazie. Te kawałki zostały zresztą włączone do tekstu ze względu na nacisk Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Ale administracja Trumpa nie jest jednolita i nie wszyscy podzielają te poglądy - mówi Baranowski.
Jak zaznacza ekspert, Departament Stanu wciąż nie ma jeszcze podsekretarza stanu ds. europejskich, co ogranicza możliwości amerykańskiej dyplomacji do zajęcia się sprawą. Dopiero w środę Trump zaproponował na to stanowisko Wessa Mitchella, prezesa think-tanku Center for European Policy Analysis.
- Wess miałby bardzo jasną pozycję w tej sprawie. Dla niego kwestia wartości w stosunkach polsko-amerykańskich jest bardzo ważna, choć jego stanowisko zapewne będzie wynikać z całości pakietu i innych kalkulacji. Ale to nie jest coś, co się wydarzy szybko - przewiduje Baranowski.
Węgry dostały nauczkę
Ale polskie władze wcale nie mogą być pewne, że - mimo oczekiwań polityków i publicystów związanych z PiS - ze strony Waszyngtonu nie napłyną kolejne napomnienia. Przekonały się o tym Węgry Viktora Orbana. Orban był jednym z niewielu europejskich polityków, którzy otwarcie poparli Trumpa w kampanii wyborczej i podobnie jak polskie władze nie szczędził pochwał pod adresem nowej administracji. Mimo to, kiedy jego rząd przegłosował kontrowersyjną ustawę godzącą w założony przez George'a Sorosa Uniwersytet Środkowoeuropejski, administracja - w postaci wypowiedzi ambasadora oraz oświadczenia Departamentu Stanu - jednoznacznie skrytykowała ustawę.
- Warto przy tym mieć świadomość, że pisemne oświadczenia Departamentu Stanu muszą być teraz sprawdzane i aprobowane przez Biały Dom. To nie była więc polityczna samowolka. Ale w przypadku Polski do pisemnego oświadczenia jeszcze nie doszło - mówi Baranowski.
Nie znaczy to, że do tego nie dojdzie. Jak mówił WP senator Adam Bielan, prezes PiS Jarosław Kaczyński jest w regularnym kontakcie z amerykańskimi dyplomatami. Czy podczas tych rozmów Amerykanie poruszają temat praworządności? Z wypowiedzi rzeczniczki Departamentu Stanu wynika, że tak. Nie byłoby to bez precedensu, bo podczas prezydentury Obamy - szczególnie przed warszawskim szczytem NATO - dyplomaci USA zdecydowanie naciskali na polskie władze.
- Wtedy to było bardzo jasne. Ambasada była bardzo mocno zaangażowana z bardzo mocnym mandatem politycznym od prezydenta - mówi Baranowski. Ale zaznacza: - W tym przypadku oznaką mandatu jest to, co Trump powiedział i czego nie powiedział w Warszawie.
Berlin stawia na Dudę
Wyrazy zaniepokojenia kierunkiem zmian w Polsce płyną za to z innych stolic. Kwestia ta była tematem telefonicznej rozmowy Angeli Merkel z prezydentem Andrzejem Dudą. Rozmowa odbyła się na kilka godzin przed zgłoszeniem przez prezydenta swoich poprawek do ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Rozmowa szefowej rządu Niemiec z głową państwa jest nietypowym zjawiskiem w dyplomacji, ale zdaniem Baranowskiego ma to swoje uzasadnienie: Berlin ma nadzieję, że Duda zostanie głosem moderującym najbardziej autorytarne zapędy PiS.
Swoją krytykę zmian w Polsce wygłosili także oficjele innych państw ościennych. W czwartek prezes litewskiego Sądu Najwyższego Rimvydas Norkus nazwał reformy PiS "zagrożeniem dla demokracji". W piątek zaniepokojenie wyraził natomiast czeski minister sprawiedliwośći Robert Pelikan, a także przewodniczący czeskiego Trybunału Konstytucyjnego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, Sądu Najwyższego oraz rzecznik praw obywatelskich.