Ambitnie i ekskluzywnie
Rok upłynął pod znakiem ambitnych powieści graficznych i drogich limitowanych edycji.
24.12.2007 | aktual.: 24.12.2007 13:00
Rynek komiksów w Polsce opiera się na wiernych fanach gatunku. To głównie kolekcjonerzy, którzy doskonale znają się na rzeczy i nie oszczędzają na swojej pasji. Jak inaczej wytłumaczyć to, że do limitowanej serii „Mistrzowie komiksu” w tym roku dołączyły równie ekskluzywne „Plansze Europy” i obydwa cykle sprzedają się bardzo dobrze? Choć do niedawna nikt nie przypuszczał, że albumy po sto złotych i więcej znajdą odbiorców, teraz nie można mieć co do tego żadnych wątpliwości. Nakład „Cromwell Stone” Andresa (tylko tysiąc egzemplarzy) wyczerpał się kilka miesięcy po jego wydaniu, a inne pozycje długo nie poleżą w księgarniach. Dzięki obu seriom coraz szybciej nadrabiamy zaległości i możemy wreszcie poznać klasykę światowego komiksu. Jednak stawianie na limitowane wydania ma również duży minus. To, co najlepsze, zostanie w gronie wiernych fanów. Czytelnicy, którzy dopiero chcieliby zacząć swoją przygodę z historiami obrazkowymi, zostaną skutecznie odstraszeni ceną. Wszystko to powoduje, że gatunek sztuki
popularnej w Polsce coraz częściej staje się gatunkiem dla wybranych. Na początku lat 90. snobowano się na książki oprawione w skórę. Może przyszła pora, żeby trochę posnobować się na komiksy?
Ten rok wyostrzył kolejną specyficzną cechę rodzimego rynku – brak tak zwanych komiksów środka, czyli odpowiedników Katarzyny Grocholi i innych czytadeł. Tę funkcję spełnia manga, a nowe japońskie tytuły mnożą się jak króliki, ciesząc oko głównie nastolatków. Choć mangowe tomiki recenzowane są rzadko, ich sprzedaż wzrasta. Coraz częściej na półki trafiały też komiksy ambitne, z literackim zacięciem, określane mianem powieści graficznych: świetna „Karuzela głupców” Jasona Lutesa, wielokrotnie nagradzana „Black Hole”, czeski „Alois Nebel” czy w końcu „Umowa z Bogiem” – arcydzieło Willa Eisnera.
Etykietka rodem z Ameryki oznacza po prostu dobre autorskie dzieło. A że brzmi lepiej niż komiks, wiedzą nawet rodzimi twórcy i edytorzy. Jak choćby Znak, który „Pana Blakiego” reklamował właśnie jako filozoficzną powieść graficzną. Wśród polskich autorów, którzy w 2007 roku nie opublikowali zbyt wielu tytułów, wciąż na topie była historia. Zarówno pod postacią autobiograficznych wspomnień z PRL Śledzia i Marzeny Sowy, jak i kolejnych okolicznościowych antologii. Mijający rok to również dowód na to, że komiksowy przemysł nadal się rozwija, bo pojawiły się nowe wydawnictwa. Wprawdzie nowicjusze – Mucha Comics, Manzoku, Ladida Books oraz Sutoris – dopiero startują, widać jednak, że dobrze wpisują się w rynek, uzupełniając ofertę starych graczy. Można się zatem spodziewać, że wkrótce zobaczymy jeszcze więcej ciekawych pozycji. Jeśli jednak wydawcy nie powalczą o nowych czytelników, powtórzy się scenariusz sprzed paru lat, czyli zapchanie rynku i albumy na wyprzedażach.
Sebastian Frąckiewicz