Aleksander Smolar: mecz Tusk-Kaczyński był wyrównany
(RadioZet)
Posłuchaj Wywiadu
Gościem Radia ZET jest Aleksander Smolar, prezes Fundacji Stefana Batorego. Wita Monika Olejnik. Dzień dobry Państwu, dzień dobry Pani. Oglądał pan wczoraj debatę Tusk-Kaczyński w TVN-ie, kto zwyciężył według Pana? O tym się dowiemy w dniu wyborów… Ale o wczorajszym dniu… Mnie się wydaje, że obaj technicznie byli dobrzy i że to był wyrównany mecz. To nie znaczy, że on był zadowalający, to jest zupełnie inna rzecz. Natomiast obaj pokazali twardość i zdolność lapidarnego formułowania myśli, co nie jest rzeczą łatwą ani też częstą w polskiej polityce, więc z tego punktu widzenia miało to pewien dynamizm jako spektakl i wartość informacyjną dość dużą. I czego się można było dowiedzieć: czy lepszym prezydentem będzie Tusk czy Kaczyński? Nie, myślę, że tego się nie dowiemy. Natomiast została bardzo wyraźnie zarysowana różnica, która zresztą nie od wczoraj się pojawiła, tylko ona została potwierdzona. Było to zwłaszcza w interesie kandydata PiS-u, czyli Lecha Kaczyńskiego, który wyraźnie przeciwstawiał Polskę
Solidarności – Polsce liberalnej. Przy tym trzeba powiedzieć, że to nie jest tylko i wyłącznie specyfika Polski. O tyle to jest interesujące, że to jest wprowadzony podział, który jest dziś centralnym podziałem w Europie w debatach politycznych na temat Europy, jak i na temat polityki w poszczególnych państwach. I to jest bardzo silny argument, przed którym przez ostatnie dwa tygodnie wyraźnie kandydat przeciwny - Donald Tusk - miał pewne trudności z obroną. Kaczyński pokazuje, że jest bliżej ludzi. Że jest bliżej ludzi, że poza rozumem jest serce, że w polityce powinno odgrywać rolę serce. On niewątpliwie przedstawia się jako kandydat serca. Ale jednocześnie Donald Tusk atakuje PiS za program zdrowotny, który wedle niego nie poprawi a pogorszy, przeciwstawiając programowi PiS-u, Religę. Otóż to moim zdaniem jest bardzo interesujący element, który wpisuje się w pewnego typu retorykę i argumenty Platformy, które nabrały przez to wielkiej siły. Mianowicie Platforma zaczyna atakować PiS przy pomocy argumentów,
których dość dawno nie używała, to znaczy ostrzega przed radykalizmem, przed rewolucjonizmem, przed nieodpowiedzialnością PiS-u. Innymi słowy, że w koalicji, którą obie partie najprawdopodobniej utworzą, Platforma będzie reprezentowała rozum, ostrożność. Tyle, że kiedy Platforma mówiła o budżecie, złotówce, to wtedy to są argumenty, które trafiają do małej części społeczeństwa, jak mi się wydaje. Natomiast jak mówią o zdrowiu i ostrzegają, że reformy kolejne, które chce zaaplikować PiS są niebezpieczne, awanturnicze, wtedy, kiedy jest to poparte autorytetem profesora Religii, to ten argument nabiera wielkiej siły, wielkiej doniosłości, tak mi się wydaje. Chyba wczoraj Donald Tusk zmienił taktykę, do tej pory był spokojny a teraz jest osobą atakującą. Trzeba też widzieć, że współpracownicy jego już to czynią od dawna, to jest inny wymiar tego całego spektaklu. To znaczy, że dotychczas, to prawda, główni bohaterowie byli bardzo kurtuazyjni i stosunkowo mało agresywni. Natomiast gdzieś tam w zapleczu
rzezimieszek Kurski czy ludzie od Tuska bardzo ostro się atakowali. Otóż tutaj widać dość ostrą postawą obu kandydatów. Przy tym na pewno nie grzeszyli przeciwko dobrym obyczajom. Natomiast Tusk był niewątpliwie stroną atakującą tutaj. I widzieliśmy też taką zaciętą twarz Donalda Tuska wczoraj. To jest oczywiście też interesujący aspekt. Czy to jest kwestia zmęczenia czy też kwestia wyboru pewnej postawy – trudno mi powiedzieć, ale na pewno to rzucało się w oczy. A czy według pana będzie miało znaczenie to, czy widzimy ciepło przez ekran, czy tego ciepła nie widzimy? Mnie się wydaje, że to ma znaczenie, ale ciepło ma różne wymiary. Przedtem mówiłem o partii serca na przykład, to znaczy ciepło programu, to znaczy czy jesteśmy blisko trosk i niepokojów ludzi. To jest jeden wymiar, który jest bardzo istotny, może powiedzieć – merytoryczny. I drugi oczywiście to jest sylwetka kandydata, która jest bardzo ważna: na ile jest to ciepło pociągająca postać. A jak wiemy, w tej klasyfikacji sondaże pokazują, że Donald
Tusk wyraźnie dominuje, to znaczy, że ludzie chętniej by go zaprosili i uważają go za sympatycznego, itd. Czy on może tutaj na tym stracić, nie wiem. Mnie się wydaje jednak, że podstawowa rozgrywka będzie się rozgrywała w innych polach. Pierwsze to jest problem merytorycznych argumentów, które nie zostały pogłębione. Służba zdrowia jest zapowiedzią konfrontacji być może decydujących i tutaj można powiedzieć, że obaj kandydaci grają na strachu. Rośnie rola strachu w tej kampanii, to znaczy, że z jednej strony Lech Kaczyński straszy przed liberałami, którzy puszczą społeczeństwo w skarpetkach… …że będą tylko dobrzy dla bogatych… …że to będzie tylko dobre dla bogatych, że to milionerzy będą odwożeni mercedesami. A z drugiej strony z kolei Donald Tusk straszy ruiną na przykład służby zdrowia, nieodpowiedzialnością podatkową, nieodpowiedzialnością w polityce zagranicznej. To jest dość nieprzyjemny aspekt tej kampanii, ale który może mieć bardzo istotne znacznie. Wyścig strachu. A czy wyciąganie haków na siebie,
na przykład Schetyny, z drugiej strony Mirosława Stycznia, czy to może jakoś pomóc kandydatom? Moim zdaniem, jeżeli one będą mniej więcej symetryczne, to skutek będzie taki, że obaj się będą w tym błocie zagłębiali, zanurzali. Pamiętajmy, że obie te partie szły do wyborów pod hasłem rewolucji moralnej. To jest zresztą bardzo interesujące, że ten argument znikł z debaty. Otóż moim zdaniem to, co w tej chwili robią jest dokładnym zaprzeczeniem tego, co zapowiadali, to znaczy, że oni sami pokazują, że nie są właściwie inni od poprzednich elit politycznych. Ja nie mówię, że tak jest w rzeczywistości, tylko ja mówię, że sami stwarzają wrażenie i że to jest jakby powrót, kiedyś użyłem takiej formuły w czasie Buzka, grzesznych moralistów. To znaczy tych, którzy dużo mówią o moralności i o tym, jak trzeba naprawiać a później nagle sami… Dobrze, ale mam artykuł w “Newsweeku” o Grzegorzu Schetynie, czy według Pana on powinien zajmować tak wysoką funkcję, czy powinien być zawieszony na pewien czas, żeby wyjaśnić
sprawę? Wie pani, to mnie zszokowało, że sprawa Schetyny, to znaczy artykuł z “Newsweeku” nie został podjęty przez inne media, które jakby dbały o to, żeby nie podejmować bardzo istotnego wątku, bo to nie sprawa bagatelna, tu chodzi o sekretarza generalnego Platformy. Z drugiej strony w żadnym wypadku nie można też bagatelizować takiej sprawy, że premier, nominowany premier spotyka się, je i rozmawia i domyślać się można, że nie na tematy prywatne, czyli innymi słowy zasięga porady u człowieka, który jest na wolności tylko, dlatego, że zapłacił bardzo wysoką sumę pieniędzy. To są gorszące fakty, nie ulega wątpliwości. Natomiast wyciąganie ich w tym momencie i wyraźnie symetrycznie, wtedy, kiedy te fakty były już znane przedtem – artykuł o Schetynie ukazał się dwa miesiące temu, no to zbyt wyraźnie pachnie taktyką, rozgrywką i moim zdaniem skutek będzie taki, że to będzie szkodliwe dla obu kandydatów. Skoro mówimy o premierze, czy tak naprawdę Europa jest oburzona tym, co powiedział przyszły premier Kazimierz
Marcinkiewicz o homoseksualistach też w “Newsweeku”, o tym, że homoseksualizm jest nienaturalny? Wie pani, takiego języka w Europie się nie używa. Trudno powiedzieć czy Europa jest oburzona, bo ja myślę, że Europa nic nie wie o istnieniu pana Marcinkiewicza … Ale Bruksela podobno jest oburzona. Ale ci, do których to doszło, to niewątpliwie mają poczucie, że mają do czynienia z politykiem z innego wieku, innej mentalności i, że tak powiem, to wzbudza niepokój przede wszystkim, jeżeli chodzi o poziom tolerancji, który zapewnią nowe władze społeczeństwu. Gościem Radia ZET jest Aleksander Smolar. Istotne pytanie: już Pan wie na kogo Pan wrzuci głos w niedzielę? Wiem, ale nie powiem, bo to jest moja słodka tajemnica. Jak zwykle. Dziękuję bardzo, gościem Radia ZET był Aleksander Smolar, prezes Fundacji Stefana Batorego.