PolitykaAkcja z dopalaczami to medialna ściema?

Akcja z dopalaczami to medialna ściema?

Walka z dopalaczami łączy politycznych wrogów. Prawo i Sprawiedliwość wspomoże rząd w jego działaniach przeciwko niebezpiecznym używkom - deklaruje posłanka PiS Beata Kempa. Czy to trwały trend czy sojusz wyłącznie pod publiczkę? – Aktywność w tej sprawie jest na rękę obu stronom. Platforma krytykowana za nicnierobienie może wreszcie wypełnić pustkę, a PiS - wykazać się konstruktywnym podejściem do działań rządu – komentuje prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Jego zdaniem, dopalacze to wyłącznie sprawa medialna. - Wspólny front będzie trwał do czasu aż któremuś z politycznych przeciwników powinie się noga – przewiduje z kolei dr Norbert Maliszewski, ekspert ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego.

Akcja z dopalaczami to medialna ściema?
Źródło zdjęć: © PAP

06.10.2010 | aktual.: 04.01.2011 11:14

W weekend kilkuset inspektorów sanitarnych i około trzech tysięcy policjantów zamknęło blisko 800 sklepów i skontrolowało 1645 miejsc, w których sprzedawane są dopalacze. Inspektorzy zabezpieczali produkty, które mogą być szkodliwe dla zdrowia. Kontrola została przeprowadzana na polecenie minister zdrowia Ewy Kopacz. Swoje poparcie dla działań rządu wyraża Prawo i Sprawiedliwość. Zdaniem posłanki PiS Beaty Kempy każdy pomysł, który ukróci ten proceder jest dobry.

Sprawa dopalaczy połączyła PO i PiS, bo, jak mówi prof. Kazimierz Kik, wynikało to z potrzeby chwili. Współdziałanie w tej kwestii jest na rękę obu stronom. – Platformie, dlatego, że atakowana za nicnierobienie, wreszcie może dowieść swojej aktywności, wypełnić pustkę. Z kolei PiS może wykazać się konstruktywnym podejściem do działań rządu – mówi politolog. Zdaniem eksperta, sprawa dopalaczy zbliżyła obie partie także dlatego, że podjęte przez PO działania są w duchu PiS. – Trafiają w istotę realizowanej przez Prawo i Sprawiedliwość polityki represji – uważa prof. Kik.

Współpracują, bo muszą?

Zdaniem dr. Norberta Maliszewskiego, takie sojusze zawierane są w sposób doraźny i dochodzi do nich niejako "z musu". - Partia, która się wyłamie, może wyjść na mało wrażliwą społecznie, albo wręcz uchodzić za cichego sojusznika sprzedawców dopalaczy, czyli dealerów środków psychotropowych – zauważa ekspert.

Politycy, mówi Maliszewski, tworzą jedną drużynę w sytuacjach, w których przeciwnik jest jednoznacznie oceniany jako "ten zły”. Taki jest przypadek dopalaczy. - Rywalizacja tutaj ma charakter pozytywny, gdyż ten polityk, który sieje zamęt, kopie po kostkach, jest skazany na społeczny ostracyzm. Taka osoba nie jest traktowana jako altruista, ale osoba, która na cudzym nieszczęściu robi brudny interes – tłumaczy Maliszewski.

Wspólny front politycy zawierali w walce z takimi społecznymi czarnymi charakterami, jak np. plaga pedofilii, problem jednorękich bandytów, albo w sytuacjach tragedii i klęsk żywiołowych - katastrofy pod Smoleńskiem czy powodzi. Jaki jest finał takich sojuszy? – Współpraca trwa dopóki przeciwnik polityczny popełni błąd i będzie można zacząć go etykietować jako tego złego – zauważa. Ekspert zwraca uwagę, że najbardziej rozczarowujący dla polskiego społeczeństwa był nowy wybuch wojny polsko-polskiej po rzekomej zmianie obyczajów na polskiej sceny politycznej po tragedii smoleńskiej. - Taka huśtawka emocji sprawia, że polskie społeczeństwo patrzy na polityków i ich sojusze jeszcze bardziej nieufnie niż wcześniej, coraz mniej im wierzą – podkreśla.

Zdaniem prof. Kika, kwestia dopalaczy jest sprawą wyłącznie medialną, a nie realną walką z problemem. - Karani nie są, ci którzy zawinili, czyli posłowie cechujący się brakiem czujności ustawodawczej. To polityka wyłącznie reagowania na to, co się dzieje, a nie kreowania rzeczywistości – ubolewa. I dodaje: - Zamiast stosować represje należałoby podjąć działania zapobiegawcze, iść w kierunku wychowywania społeczeństwa, uwrażliwiania go.

Zasłona dymna dla odejścia Palikota?

Zdaniem Janusza Palikota, akcja przeciw dopalaczom to chwyt marketingowy Donalda Tuska. Celem akcji - uważa kontrowersyjny poseł - było odciągnięcie uwagi mediów i opinii publicznej od Ruchu Poparcia Palikota "Nowoczesna Polska". Kongres ruchu odbył się w sobotę w Warszawie. Na dwie godziny przed rozpoczęciem imprezy, inspektorzy Sanepidu rozpoczęli masowe kontrole w sklepach z dopalaczami. - Mam takie wrażenie, że wybrano termin akurat 2 i 3 października właśnie w ramach przykrywania - ocenił Palikot. Działanie rządu PO przypomina Palikotowi "przykrywanie" w stylu Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego. Zdaniem posła z Biłgoraja, Donald Tusk przyjął pozę "przebranego" Zbigniewa Ziobry i wcielił się w rolę szeryfa.

- Odciągnięcie w ten sposób uwagi od kryzysu wewnętrznego może być wygodne dla Platformy. Nie sądzę jednak, by można było te kwestie bezpośrednio wiązać – uważa prof. Kik. Dr Maliszewski nie wyklucza, że sprawa dopalaczy była przykrywką dla kongresu Palikota. - To jednak polityczna kuchnia. Ważne jest danie, które otrzymujemy. Jest ono dobre, gdyż tego dnia zintensyfikowano prowadzoną walkę z narkotykami, które są sprzedawane na pół legalnie, grając państwu na nosie. Taką akcję mógł równie dobrze zorganizować Palikot, czy inne partie opozycyjne – uważa Maliszewski.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (126)