Agent Tomek bohaterem procesowego galimatiasu
Obrońcy oskarżonej o korupcję b. posłanki PO Beaty Sawickiej wnieśli o powołanie na świadka osoby, która - według ich informacji - jest agentem CBA "Tomaszem Piotrowskim". Sąd oddalił ich wniosek. Nie wezwał też na świadka Weroniki Marczuk.
Obrońcy b. posłanki PO Beaty Sawickiej już wcześniej zaskarżyli do Trybunału Konstytucyjnego przepisy dotyczące świadka incognito. Chodzi o to, że taki status (wizerunku ani danych świadka incognito nikt poza sądem i prokuratorem nie może poznać) może nadać jedynie prokurator i tylko prokurator może taki status uchylić. Sam świadek także może się o to zwrócić.
Według adwokatów Sawickiej, taka sytuacja jest naruszeniem konstytucyjnego prawa do sądu i prawa do obrony. - Adwokat nie ma żadnej możliwości zweryfikowania postępowania prokuratury, gdy dla wygody aparatu ścigania anonimizuje się świadka, który może nawet nie spełniać odpowiednich kryteriów i nic nie można zrobić. Nawet sąd nie może uchylić raz nadanego statusu, jeśli nie zgadza się prokuratura ani świadek - wyjaśniał w sierpniu mec. Mikołaj Pietrzak, gdy informował o złożeniu tego wniosku do TK.
W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie, gdzie od października zeszłego roku trwa proces oskarżonych o korupcję Sawickiej i burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego, rozpoznał wniosek obrońców Sawickiej. Chcieli oni wezwania na świadka wymienionego z imienia i nazwiska "byłego funkcjonariusza CBA", by spytać go, czy prowadził operację przeciw Sawickiej. Obrońcy - powołując się na publikacje z internetu - twierdzili, że osoba o podanych przez nich danych jest agentem znanym w sprawie jako biznesmen "Tomasz Piotrowski".
Sąd oddalił ten wniosek, jako "bezpośrednio zmierzający do dezanonimizacji świadka incognito". - Tożsamość świadka anonimowego to tajemnica państwowa - podkreślił sędzia Marek Celej uzasadniając to postanowienie. Ujawnił, że przesłuchiwani za zamkniętymi drzwiami świadkowie incognito nie zgodzili się na odtajnienie ich danych i wizerunków.
Oddalono też wniosek obrońców o powołanie na świadka w sprawie Sawickiej Weroniki Marczuk, która także była zatrzymana w wyniku operacji CBA, w której - według mediów - uczestniczył ten sam "agent Tomek" udający biznesmena przedstawiającego się jako "Marek Małecki". Sprawa Marczuk wciąż pozostaje na etapie śledztwa prokuratury.
W związku z tym, że sąd formalnie nie może wiedzieć, czy "Tomasz Piotrowski" i "Tomasz Małecki" to ta sama osoba, nie zgodzono się na wezwanie Marczuk, bo sąd mógłby swe wnioski wyciągać jedynie na zasadzie analogii.
Adwokaci wnosili też o powołanie na świadka prof. Jacka Dolińskiego - specjalisty z dziedziny psychologii społecznej. Miałby ocenić, czy agent CBA "rozkochał w sobie Beatę Sawicką, co miało prowadzić do tego, aby stała się podatna na jego sugestie", a także ocenić, czy miała ona możliwość oparcia się tym sugestiom.
Sąd uznał ten wniosek za "nieprzydatny do rozstrzygnięcia sprawy". Uzasadniając decyzję sędzia podkreślił, że legalność działań CBA będzie oceniona w tym procesie, bo - jeśli działania agentów "zamiast proponowania określonych zachowań okazałyby się podżeganiem do nich", należałoby uznać, że jest to nielegalne.
Zarazem sąd podkreślił, że w tej sprawie nie ma możliwości czynienia ustaleń dotyczących odpowiedzialności funkcjonariuszy CBA, bo byłoby to "wykroczeniem poza granice oskarżenia".
W procesie Sawickiej i Wądołowskiego do przesłuchania pozostało kilku ostatnich świadków. Sprawa jest w martwym punkcie, bo sąd chce, by oczyszczono z szumów 50 godzin nagrań z podsłuchów dokonanych przez udających biznesmenów agentów CBA - nie wiadomo, kiedy uda się tego dokonać, bo eksperci od fonoskopii są zajęci badaniem nagrań z "czarnych skrzynek" prezydenckiego samolotu rozbitego pod Smoleńskiem.