PublicystykaAgaton Koziński: "PFN, czyli 'Paragraf 22' po polsku" (Opinia)

Agaton Koziński: "PFN, czyli 'Paragraf 22' po polsku" (Opinia)

Dwa dni po mowie noblowskiej Olgi Tokarczuk poznajemy nowe rewelacje o Polskiej Fundacji Narodowej. I dowiadujemy się, jak koncertowo marnujemy szansę zaistnienia w świecie ze swoją opowieścią.

Agaton Koziński: "PFN, czyli 'Paragraf 22' po polsku" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Michałowski
Agaton Koziński

09.12.2019 | aktual.: 09.12.2019 19:28

Do długiej listy różnego rodzaju wpadek i błędów Polskiej Fundacji Narodowej właśnie doszły kolejne rysy na jej wizerunku. Cały czas nie zapowiada się, żeby zaczęła ona wreszcie prowadzić działalność, do jakiej została powołana.

Gdzie są wyniki

W słynnej powieści "Paragraf 22" Josepha Hellera jest piękna scena rozmowy Milo i Yossariana. Ten pierwszy kupuje jajka na Malcie po 7 centów sztuka i sprzedaje je w stołówce na Sycylii po 5 centów za sztukę - i twierdzi, że na tym jeszcze zarabia. Yossarian nie jest w stanie zrozumieć tego mechanizmu, Milo przedstawia mu więc skomplikowany wywód, z którego wynika, że na każdym jajku ma niemal 4 centy zysku. A ten zysk osiąga jako pośrednik pomiędzy poszczególnymi podmiotami - dlatego tak ważne jest dla niego, żeby te jajka kupować i sprzedawać.

Dowiadując się o kolejnych doniesieniach o działalności PFN trudno nie oprzeć się wrażeniu, że właśnie na naszych oczach rozgrywa się scena niczym z książki Hellera. Oto fundacja, której zadaniem jest promować (w najszerszym tego słowa znaczeniu) Polskę za granicą, funduje przeloty do USA młodemu asystentowi ministra obrony. Z opisu Onetu, wynika, że koszt jego eskapady za ocean wyniósł ponad 25 tys. zł. Korzyści? O tym ani słowa - ani w materiale dziennikarskim, ani w późniejszych odpowiedziach na niego. Antoni Macierewicz zdobył się jedynie na złośliwość pod adresem Onetu. Rzeczowo na informacje nie odpowiedział.

Nawet jeśli uznać, że suma wydatków na asystenta jest stosunkowo nieduża (budżet PFN to 200 mln zł rocznie), to w całej sprawie uderza coś innego. Bo tego typu ciało jak fundacja musi się bronić wynikami. Jeśli miałoby na swoim koncie (istnieje już niemal trzy lata) kilka efektownych ruchów, spektakularnych akcji, po których zrobiłoby się głośno o Polsce na świecie, to nikt by specjalnie na kwestię takiej rozrzutności nie zwrócił uwagi.

Ale PFN sukcesów nie ma prawie żadnych, natomiast lista jej wpadek jest ogromna - i cały czas rośnie. Właśnie dlatego coraz trudniej uwolnić się od przekonania, że przerabiamy coś w rodzaju polskiej wersji "Paragrafu 22". Jakiejś gry, której logikę w oryginale rozumiał tylko Milo.

Kto snuje opowieść - rządzi

Ale w tej kwestii nie tylko o rozrzutność, czy marnowanie publicznych pieniędzy chodzi. O ile właściwie każda kolejna informacja o PFN zdaje się potwierdzać, że jego istnienie jest pomyłką, o tyle nikt nie ma wątpliwości, że takie ciało jest bardzo potrzebne. Najcelniej konieczność jego istnienia uzasadniła w czasie mowy noblowskiej Olga Tokarczuk.

"To, jak myślimy o świecie i - co chyba ważniejsze - jak o nim opowiadamy, ma więc olbrzymie znaczenie. Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera. Wiedzą o tym bardzo dobrze nie tylko historycy, ale także (a może przede wszystkim) wszelkiej maści politycy i tyrani. Ten, kto ma i snuje opowieść - rządzi" - powiedziała noblistka.

Czytaj też: PFN opłaca podróże Jannigera. Były współpracownik Macierewicza próbował zablokować tekst

Świat o Polsce mówi cały czas bardzo mało. Dużo mniej niż rzeczywiście powinien. Nasza rola w dziejach globu była zdecydowanie większa niż to, co powszechnie wie się o Polsce i Polakach w innych krajach. Polska Fundacja Narodowa powstała właśnie po to, żeby to zmienić. To miał być organ, który zacząłby opowiadać - w tokarczukowym sensie tego słowa - o naszej ojczyźnie poza jej granicami. Nic takiego się nie dzieje.

Poza jednym epizodem, gdy PFN pomógł zorganizować akcję na 1 września tego roku z publikacjami o 80. rocznicy wybuchu wojny w czołowych dziennikach świata, nie udało mu się osiągnąć właściwie nic. Przez trzy lata działalności. I to jest największa strata. Nawet większa niż "przepalone pieniądze". Bo nie dość, że fundusze są marnowane na dziwne projekty, to jeszcze jest ich koszt alternatywny - brak realnych działań na rzecz Polski.

PFN nie dość, że nie pomaga opowiadać o naszym kraju, nie buduje pozytywnej narracji o nim, to jeszcze kompromituję samą ideę takich działań. Jeszcze trochę i każdy projekt związany z promocją Polski będzie się kojarzył jedynie z rozrzutnością. To jest główny koszt wszystkich wtop i wpadek fundacji.

Agaton Koziński dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)