Afera z kierowcą Jarosława Kaczyńskiego. Tak "ściemnia" polska policja
Kierownictwo polskiej policji nie doszukało się niczego bulwersującego w zachowaniu kierowcy Jarosława Kaczyńskiego, który jechał pod prąd i domagał się ukarania interweniującego mundurowego. Wirtualna Polska dotarła do pisma wiceszefa polskiej policji Andrzeja Szymczyka, w którym przedstawia zgoła odmienną wersję zdarzeń...
04.01.2019 | aktual.: 04.01.2019 18:40
Chodzi o incydent z 30 września ujawniony przez Wirtualną Polskę. W Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy odbywała się wtedy konwencja wyborcza PiS przed wyborami samorządowymi. Jeden z policjantów widząc samochód, który wjeżdża pod prąd, zatrzymał auto i domagał się ukarania kierowcy. Okazało się, że autem podróżuje prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Kierowca prezesa PiS miał grozić policjantowi zwolnieniem ze służby i straszyć reakcją przełożonych. Ostatecznie jednak auto z Kaczyńskim zostało przepuszczone i wjechało na parking, na którym parkował również premier Mateusz Morawiecki. Wewnętrzne postępowanie wykazało, że policjant zachował się zgodnie z procedurami. Z kolei kierowca prezesa PiS nie został ukarany żadnym mandatem.
W sprawie interweniował poseł PO Krzysztof Brejza. - Wnoszę o przeprowadzenie natychmiastowej kontroli tego wydarzenia pod kątem sprawdzenia procedur i zasadności działania kierownictwa MSWiA i KGP (…) Wnoszę ponadto o natychmiastowe ujawnienie notatki służbowej i ujawnienie zapisu tego incydentu z opisem zachowania ochroniarzy Jarosława Kaczyńskiego – apelował poseł Krzysztof Brejza. I wysłał do Komendy Głównej Policji poselską interwencję.
17 grudnia odpisał mu wiceszef polskiej policji Andrzej Szymczyk. Według jego relacji, nic takiego kontrowersyjnego się nie wydarzyło. "Informuję, że kierowca pana Jarosława Kaczyńskiego nie próbował wymusić na policjancie odstąpienia od czynności przepuszczenia pojazdu, wbrew przepisom ustawy Prawo o Ruchu Drogowym. Nie miało też miejsca kierowanie wobec funkcjonariusza gróźb zwolnienia z pracy, stąd na tą okoliczność nie została sporządzona notatka" - napisał zastępca komendanta głównego policji Andrzej Szymczyk.
"Ponadto informuję, że funkcjonariusz zwrócił się 18 października 2018 r. z raportem do Komendanta Miejskiego Policji w Bydgoszczy o zwolnienie go ze służby w policji z dniem 30 listopada. Komendant wydał 26 października rozkaz personalny, w którym (…) zwolnił go ze służby w policji 30 listopada. Nadmieniam, że decyzja Komendanta była podyktowana jedynie prośbą złożoną przez policjanta w sporządzonym raporcie" - dodaje Szymczyk.
Skoro jednak według kierownictwa polskiej policji nic wielkiego się nie stało, może jednak dziwić sytuacja tuż po incydencie. Kilka godzin po zdarzeniu, bydgoska policja wszczęła postępowanie wyjaśniające odnośnie zachowania policjanta. Polecenie - jak twierdzą nasi informatorzy - miało przyjść z samej góry.
Z kolei bydgoscy policjanci – w przeciwieństwie do wiceszefa polskiej policji – potwierdzili nam, że ochroniarz Jarosława Kaczyńskiego popełnił wykroczenie i złamał przepisy ruchu drogowego. - Kierowca, który nie zastosował się do zakazu wjazdu w określonym kierunku został pouczony za popełnione wykroczenie – informowała Wirtualną Polskę Monika Chlebicz, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy.
- W tej sprawie nie "ściemniamy", a wręcz bardzo wnikliwe wyjaśniliśmy wszystkie okoliczności zdarzenia, również opisywane przez niektóre media. Właśnie w tym celu zostały przeprowadzone skrupulatnie czynności wyjaśniające, aby nikt nam nie zarzucił, że coś chcemy ukryć i „zamieść pod dywan”. W toku czynności zebrano m. in. oświadczenia od samych funkcjonariuszy, na podstawie których ustalono stan faktyczny - informuje WP rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka.
Z naszych informacji wynika, że ochroniarz Jarosława Kaczyńskiego to jeden z pracowników firmy ochroniarskiej Grom Group. Ponad miesiąc temu wysłaliśmy pytania do firmy. Odpowiedzi brak.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl