Afera w warszawskim sądzie. Pracownicy wzywani do prokuratury

W prokuraturze trwają przesłuchania pracowników Sądu Okręgowego w Warszawie - dowiedziała się Wirtualna Polska. Czynności są częścią śledztwa w sprawie afery z wiceprezesem stołecznego sądu w tle. Prokuratorzy badają, dlaczego w dwóch różnych procesach, zapadły wyroki, w których pokrywa się kilkanaście stron tekstu.

Afera w warszawskim sądzie. Pracownicy wzywani do prokuratury
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Kamionka
Sylwester Ruszkiewicz

Z naszych ustaleń wynika, że śledczy od kilkunastu dni przesłuchują pracowników stołecznego sądu. Chodzi o odnalezienie asystenta, który pomagał wiceprezesowi Sądu Okręgowego w Warszawie Jerzemu Kiperowi w przygotowaniu wyroku, który jak wszystko wskazuje, został splagiatowany.

Śledztwo w tej sprawie od kilku miesięcy prowadzi prokuratura okręgowa w Warszawie. Postępowanie toczy się pod nadzorem Prokuratury Krajowej, a w sprawie afery plagiatowej interweniował w Ministerstwie Sprawiedliwości wiceszef klubu PiS Jacek Żalek.

Biuro prasowe prokuratury nie chce komentować prowadzonych przesłuchań. - Postępowanie znajduje się w toku. Na tym etapie prokuratura nie informuje o przeprowadzonych i planowanych czynnościach – informuje WP Mirosława Chyr z prokuratury okręgowej w Warszawie.

Przedmiotem śledztwa są dwa wyroki, które zapadły w dwóch różnych sądach. Choć procesy powinny się toczyć niezależnie, to uzasadnienia orzeczeń były niemal identyczne. Powtarzało się w nich kilkanaście stron tekstu włącznie z błędami interpunkcyjnymi i literówką. Stawka procesów była olbrzymia, chodziło o rozstrzygnięcie biznesowego sporu wokół wielomilionowej inwestycji: budowy biurowca na atrakcyjnej działce w centrum Wrocławia.

Dziwny przebieg sprawy

Budynek miał stanąć na działce spółki kontrolowanej przez śląskiego przedsiębiorcę Eugeniusza Jasikowskiego. Jego budową zainteresowała się firma deweloperska J.W. Construction stworzona przez jednego z najbogatszych Polaków Józefa Wojciechowskiego słynącego z politycznych koneksji (prezesem spółki przez lata była eksminister w rządzie SLD Barbara Blida, a w radzie nadzorczej zasiadał Józef Oleksy). J.W. nagle postanowiło się wycofać, zarzucając partnerowi niespełnienie warunków umowy. Budynek nigdy nie powstał i sprawa trafiła do sądu.

Równolegle założono dwie sprawy cywilne - Jasikowski wystąpił przeciw Wojciechowskiemu i Wojciechowski przeciw Jasikowskiemu. Jasikowski odrzucił zarzuty i zażądał zapłaty reszty ceny za działkę nabytą przez J.W. Z kolei Wojciechowski domagał się od Jasikowskiego odkupienia gruntu i i zwrotu wpłaconych pieniędzy. Pierwszy wyrok zapadł w grudniu 2015 r. w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga i wydał go sędzia Błażej Domagała. Zasądził on na rzecz Wojciechowskiego więcej niż ten żądał w pozwie: zostawił mu sporną działkę, jednocześnie nakazując Jasikowskiemu zwrócenie wpłaconych pieniędzy. Co ciekawe, ogłoszenie tego wyroku się nie nagrało.

Rozprawa się nie nagrała

Pytany wówczas o komentarz Eugeniusz Jasikowski nie krył rozgoryczenia. - Czuję się okradziony w majestacie prawa. Wyrok jest dla mnie kuriozalny, bo J.W. zachowało i działkę wartą co najmniej 19 mln zł, i pieniądze. Zjedli ciastko i mają ciastko. Jaką motywacją kierował się sąd, nie mam pojęcia – mówił Jasikowski.

J.W.Construction było odmiennego zdania. "Nieprawdziwe są twierdzenia, jakoby wyrok był kuriozalny, czy wydany na skutek nierzetelnego postępowania” - odpierała zarzuty firma Wojciechowskiego w specjalnym oświadczeniu.

Sprawa następnie trafiła do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który utrzymał wyrok sędziego Domagały. Ogłoszenie tego orzeczenia także nie zostało nagrane. A na pisemne uzasadnienie trzeba było czekać aż pięć miesięcy, choć przepisy nakazują sporządzenie go w ciągu 14 dni. Co zastanawiające, uzasadnienie sporządzono dopiero wtedy, gdy jeden z trzech sędziów zasiadających w składzie orzekającym udał się na urlop.

Wyrok łudząco podobny

Losy drugiej sprawy toczącej się równolegle w Sądzie Okręgowym w Warszawie, w której to Wojciechowski został pozwany przez Jasikowskiego, wyglądają jeszcze bardziej zagadkowo. To w tym orzeczeniu wydanym przez sędziego Kipera pojawiło się kilkanaście stron tekstu żywcem skopiowanego z wyroku Domagały: całe akapity, włącznie z błędami interpunkcyjnymi i literówką. Ogłoszenie tego wyroku także się nie nagrało. Oficjalnie - zadecydowały "względy techniczne". Sędzia Kiper zasłania się niepamięcią pytany, jak do jego wyroku trafiły fragmenty przeniesione metodą kopiuj-wklej z orzeczenia wydanego na Pradze.

Orzeczenie sędziego Kipera obecnie jest analizowane przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. Proces odwoławczy niestety toczy się nieśpiesznie. Rozprawę, na której powinno dojść do ostatecznego rozstrzygnięcia, odraczano już dwukrotnie. Służby prasowe sądu w odpowiedzi na nasze pytania twierdzą, że "termin rozprawy zostanie wyznaczony w drugiej połowie października". Dlaczego tak późno? Wszystko przez "okres urlopowy i konieczność zachowania niezmiennego trzyosobowego składu orzekającego - tłumaczy sąd.

Nikt nic nie wie

Sędzia Domagała, który już zeznawał w prokuraturze, zapewnia, że Kiper nie miał oficjalnego dostępu do jego wyroku w wersji cyfrowej. "Systemy elektroniczne obu Sądów Okręgowych w Warszawie nie są połączone. Sędziowie, asystenci i pracownicy obu Sądów nie mają do nich wzajemnie dostępu" - czytamy w piśmie z praskiego sądu. Domagała twierdzi też, że nie udostępniał nikomu pliku ze swoim uzasadnieniem.

Służby prasowe Wojciechowskiego przekazują z kolei, że ani on, ani jego pełnomocnik - znany krakowski adwokat prof. Piotr Kardas - nie kontaktowali się poza salą rozpraw z sędziami. Spółka zapewnia też, że działa zgodnie z prawem i etyką biznesową.

Ciekawe, jak w takim razie ze splagiatowanego wyroku wytłumaczy się śledczym sędzia Kiper, który prawdopodobnie zostanie przesłuchany po zakończeniu czynności z asystentami.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (353)