Afera w Trójce. Rowerzystka zatrzymana przed radiem, odpowiada rzecznikowi policji
Pani Beata protestowała samotnie w weekend pod siedzibą Trójki. Została zatrzymana przez policję i przewieziona na komisariat. Rzecznik policji zasugerował, że była to medialna prowokacja. Teraz kobieta przedstawia własną wersję zdarzeń.
Policja w sobotę po południu zabrała do radiowozu kobietę, która stała przed siedzibą radiowej Trójki z rowerem i transparentami "PiSiory mordują utwory" oraz "Wolna Trójka bez dyrektora PiSiora". Na nagraniu opublikowanym przez posłankę Lewicy Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk widać, jak kobieta rozmawia z dwoma policjantami. Po chwili podjeżdża radiowóz, wysiada kolejnych trzech policjantów. Funkcjonariusze zabierają kobietę z rowerem do samochodu. Słychać, jak kobieta krzyczy "proszę mnie zostawić".
Policja poinformowała, że powodem zatrzymania było niepodanie danych osobowych, gdy funkcjonariusze chcieli wylegitymować kobietę. Tłumaczyli, że musieli upewnić się, że nie była ona osobą poszukiwaną lub zaginioną.
- Niestety można odnieść wrażenie, że raczej zatrzymanej zależało na tym, żeby zostało to zarejestrowane przez media i podkręcane. W momencie, kiedy ta osoba została przewieziona do komendy, nie było żadnego problemu z podaniem swoich danych - stwierdził w poniedziałek rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. I dodał, że kobieta podała swoje dane policji jeszcze przed wejściem na komendę.
#
"Piszę ten list w nocy z 25 na 26 maja, bo chciałabym sprostować słowa rzecznika prasowego Komendanta Stołecznego Policji o sposobie przekazania przeze mnie danych osobowych, gdy zawieziono mnie do komisariatu przy ulicy Wilczej. Postaram się opisać wszystko najlepiej jak to pamiętam" - napisała w liście opublikowanym przez portal wyborcza.pl pani Beata.
"Nie jest prawdą, że podałam komukolwiek dane przed wejściem do komendy. Być może taki przekaz trafił też do innych stacji telewizyjnych czy radiowych, ponieważ widać kilka mikrofonów w trakcie udzielania wyjaśnień" - tłumaczy kobieta.
Kobieta podkreśliła, że policjanci w trakcie zatrzymania i próby wylegitymowania, jak i później zachowywali się uprzejmie, a funkcjonariusze "grzecznie rozmawiali" i nie zabronili skorzystania z telefonu.
Pani Beata szczegółowo opisuje to, co wydarzyło się na komisariacie przy ul. Wilczej w Warszawie oraz sposób, w jaki przekazała swoje dane policji. "Powiedziałam, że napiszę dane na kartce i powierzę je tylko jemu i poprosiłam go o przedstawienie się. Dostałam kartkę, zdezynfekowany długopis i napisałam imię, nazwisko, datę urodzenia, imiona rodziców i adres zamieszkania" - napisała kobieta w liście opublikowanym przez portal wyborcza.pl.
"Nie wiem, dlaczego rzecznik nie przedstawił informacji o przekazaniu przeze mnie danych tak, jak faktycznie ono przebiegało. Chciałabym wierzyć, że nie było jego zamiarem insynuowanie celowego działania z mojej strony, tzn. że chciałam być zatrzymana i przewieziona na komendę, bo to nieprawda" - komentuje słowa rzecznika stołecznej policji pani Beata.
Kobieta zapewnia, że nie wie, kto sfilmował scenę jej zatrzymania przez policję. "O nagraniu dowiedziałam się o wiele później, gdy jeździłam pod Trójką po powrocie z komisariatu" - zapewniła.
"Nie jestem osobą aktywną politycznie, ale wyraziłam swój niechętny stosunek do formacji rządzącej za to, co zrobiła Trójce - mogli ją przecież zostawić w spokoju, mając publiczną telewizję i inne programy radiowe. Trójki słuchali przeważnie inni ludzie niż zwolennicy "dobrej zmiany", więc można było tę jedyną stację, której słuchałam, oszczędzić" - napisała pani Beata.
Źródło: wyborcza.pl