Afera szczepionkowa. Nieoficjalne wyniki kontroli NFZ ws. celebrytów
Jak nieoficjalnie ustaliła Wirtualna Polska, kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym dotycząca szczepienia celebrytów miała wykazać nieprawidłowości. Kontrolerzy mieli odkryć, że zgłoszenia części osób do rejestracji w systemie miały miejsce wcześniej od publikacji przez NFZ pisma, w którym mowa była o "wykorzystywaniu dawek, które mogłyby się zmarnować".
04.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 02:50
Przypomnijmy, po tym, jak ujawniono, że grupa osób spoza tzw. grupy zero została zaszczepiona w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym poza kolejnością, do placówki weszli kontrolerzy NFZ.
Urzędnicy Funduszu pojawili się w placówce w poniedziałek rano. Sprawdzali dokumentację, rejestrację szczepień i rozmawiali z kierownictwem uczelni.
Nieoficjalnie, już teraz wiadomo, że kontrola wykazała pierwsze nieprawidłowości.
- Okazało się, że część osób nienależąca do grupy zero została wskazana przez WUM jako personel niemedyczny szpitala do rejestracji w Centrum e-Zdrowia już 28 grudnia. Tego samego dnia do CEZ została przekazana lista, a pierwsze szczepienia celebrytów miały miejsce 29 grudnia ok. godziny 12 - mówi nam informator znający szczegóły kontroli.
- To o tyle ważne, że pismo NFZ, na które powołuje się część osób z WUM, w sprawie możliwości szczepień w przypadku ryzyka zmarnowania dawki otwartej szczepionki, wyszło z centrali NFZ 29 grudnia o godzinie 16 - ujawnia nasz rozmówca.
I jak dodaje, w piśmie nie było żadnej informacji umożliwiającej wykorzystanie szczepionki przez osoby nieuprawnione, np. celebrytów. - Odnosiło się do sytuacji zagrożenia utylizacji szczepionki, np. z powodu, że umówiony medyk nie mógł stawić się na szczepienie - mówi nasz informator.
Zgodnie z przyjętym przez rząd Narodowym Programem Szczepień w tzw. etapie zero mieli zostać szczepieni pracownicy sektora ochrony zdrowia, domów pomocy społecznej i miejskich ośrodków pomocy społecznej oraz personel pomocniczy i administracyjny w placówkach medycznych, w tym stacjach sanitarno-epidemiologicznych.
Tymczasem, jak ujawnili studenci z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego na Facebooku w etapie zero zostali zaszczepieni celebryci. Do przyjęcia szczepionki w Centrum Medycznym WUM (spółka należąca do WUM) poza kolejnością przyznali się między innymi: Krystyna Janda, Magda Umer, Michał Bajor, Edward Miszczak, Andrzej Seweryn, Maria Seweryn, Wiktor Zborowski, Krzysztof Materna czy Leszek Miller.
Po wybuchu skandalu powoływano się jednak na pismo NFZ i Centrum e-Zdrowia.
"Z uwagi na konieczność efektywnego wykorzystania szczepionek dostarczonych do Państwa na potrzeby szczepienia personelu, co może być utrudnione zwiększoną absencją pracowników w bieżących dniach, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów oraz Ministerstwa Zdrowia wyraziły zgodę na elastyczne podejście w kwalifikowaniu do szczepień. Do dnia 6 stycznia 2021 roku możliwe będzie, oprócz szczepienia pracowników, także szczepienie członków ich rodzin oraz pacjentów Państwa szpitali, którym stan zdrowia na to pozwoli, wykorzystując dawki, które mogłyby się zmarnować, bo wcześniej zgłoszone osoby nie mogły się stawić w tym świąteczno-noworocznym terminie - czytamy w rządowym piśmie.
Jak wynika z kontroli, pismo wyszło z NFZ 29 grudnia o 16. Zgłoszenia do szczepień celebrytów miały zacząć się dzień wcześniej.
Oburzenia całą sytuacją nie krył minister zdrowia Adam Niedzielski. "Jestem zdegustowany postępowaniem władz Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, które dokonały nadużycia interpretacyjnego organizując ustawione szczepienie dla grupy SWOICH wybrańców" - napisał na Twitterze.
Władze uczelni bronią się i argumentują, że "18 znanych osób ze świata kultury" zostało zaszczepionych, ponieważ mieli być oni ambasadorami przygotowywanej kampanii promocyjnej szczepień.
Z kolei rektor WUM, prof. Zbigniew Gaciong podkreślał, że celebryci byli zaszczepieni z dodatkowej puli dawek szczepień przekazanej z Agencji Rezerw Materiałowych. To oznaczałoby, że lekarzom oczekującym w kolejce na szczepienia nie działa się krzywda. Problem w tym, że prezes ARM Michał Kuczmierowski zaprzecza, żeby do uczelni trafiła jakaś dodatkowa pula szczepionek.
Nieoficjalnie, wyniki kontroli w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym mają być ujawnione we wtorek.