Afera polskiego pisarza na Wyspach Owczych. "Mamy żal, że podszył się pod nasze nazwisko i napisał nieprawdę o kraju" - żali się mieszkanka archipelagu
"O tajemniczym Ove Løgmansbø, pół-Polaku, pół-Farerczyku nikt nic nie wiedział. Bardzo mnie to zaintrygowało, więc wysłałam zapytanie do Urzędu Imigracyjnego, Statystycznego i na policję. Z każdego miejsca przyszła ta sama odpowiedź: Ove Løgmansbø nie istnieje - opowiada Polka mieszkająca na Wyspach Owczych.
17.03.2017 | aktual.: 18.03.2017 11:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
James Bond zawdzięcza swoje imię i nazwisko autorowi książki o „Ptakach Indii Zachodnich”. To właśnie na jej grzbiet w 1953 roku padł wzrok mieszkającego na Jamajce i uwielbiającego podglądać życie ptaków Iana Fleminga, autora Casino Royal. Fleming szukał personaliów dla swojego bohatera, najsłynniejszego agenta w służbie Jej Królewskiej Mości i uznał, że krótkie, męskie, mało romantyczne, anglosaskie nazwisko ornitologa świetnie pasuje do 007, który pierwotnie nie miał być uwodzicielskim bawidamkiem, a jedynie narzędziem w rękach brytyjskiego wywiadu. Napisał list do prawdziwego Jamesa Bonda, z prośbą o zgodę na użycie jego imienia i nazwiska, co ten skwitował krótko: „W porządku.”
Takiej prośby o zgodę na wykorzystanie nazwiska nie wysłał autor trylogii kryminalnej, której akcja dzieje się na WyspachWyspach Owczych, ukrywający się pod pseudonimem Ove Løgmansbø.
Pół-Farerczyk, pół-Polak
Pół godziny przed północą, jesienią 2015 roku, do Moniki Kaczmarek-Klose, dyrektorki wydawniczej wrocławskiego Wydawnictwa Dolnośląskiego przyszedł mail. – Chcący zadebiutować na łamach mojego wydawnictwa autor przedstawił się jako pół-Polak, pół Farerczyk – opowiada. – Napisał, że wysłał propozycję do kilku wydawnictw, ale nie planuje robić licytacji, które z nich przedstawi najlepszą ofertę, i jest zdecydowany podpisać umowę z tym, które odpisze jako pierwsze. Pomysł na książkę wydawał mi się intrygujący, więc szybko odpowiedziałam w nieco żartobliwym tonie, że mam nadzieję na bycie pierwszą.
Była. Umowa została podpisana dość szybko, a pierwszy tom trylogii kryminalnej, zatytułowany „Enklawa”, ukazał się na polskim rynku w połowie marca 2016 roku. Druga powieść z serii została wydana siedem miesięcy później, a trzecia, trzy dni temu. Na archipelag wieści o Ove Løgmansbø dotarły błyskawicznie.
Poszukiwanie tajemniczego autora
- W marcu zeszłego roku, dzięki Facebookowi, dowiedziałam się o debiutanckiej książce pół-Polaka, pół-Farerczyka – relacjonuje Kinga Eysturland, Polka od pięciu lat mieszkająca na Wyspach Owczych, absolwentka Skandynawistyki na Uniwersytecie Gdańskim, tłumaczka, przewodniczka wycieczek i właścicielka pensjonatu w Klaksvík. - Znam całą farerską polonię i historię polskiej emigracji do krajów skandynawskich, i nie kojarzyłam ani Ove, ani jego polskiej matki, o której wspominał w wywiadach. Tak się jednak złożyło, że mój mąż zna Farerczyka wżenionego w rodzinę Á Løgmansbø, który potwierdził, że najprawdopodobniej mamy do czynienia z mistyfikacją. Potwierdziła to także lektura książek, które obfitowały w liczne przekłamania faktograficzne, topograficzne, kulturowe, społeczne, a nawet językowe.
Gdy pytam ukrywającego się pod nazwiskiem Ove Løgmansbø autora o to, dlaczego przed rozpoczęciem pracy nad książką nie pojechał do miasteczka porozmawiać z ludźmi i zrobić research na miejscu, odpowiada mi, że czytał polskie i angielskie wydania na temat Wysp Owczych, przewodniki, blogi mieszkańców, publikacje internetowe, dzień zaczynał od oglądania kamer z kempingu w Vestmannie, słuchał audycji radiowych z Farojów i płyty farerskiego zespołu Týr. - Nie tworzę reportażu, nie chcę oddawać rzeczywistości jeden do jednego. – tłumaczył w mailu. - Nie trzeba lecieć na Międzynarodową Stację Kosmiczną, by napisać powieść SF, która się tam rozgrywa. Oczywiście, bycie na miejscu stanowiłoby ogromne ułatwienie w zbieraniu informacji, ale czas mi na to nie pozwalał, a dodatkowo wiązałoby się to z ryzykiem, że moja tożsamość zostanie odkryta.
W poszukiwania tożsamości Løgmansbø włączyła się także Sabina Poulsen, Polka mieszkająca na Wyspach Owczych od 11 lat. – Tutejsza polonia liczy około stu osób, więc wszyscy się znamy, a przynajmniej o każdym coś słyszeliśmy – mówi. - O Ove nikt nic nie wiedział. Bardzo mnie to zaintrygowało, więc wysłałam zapytanie do Urzędu Imigracyjnego, Statystycznego i na policję. Z każdego miejsca przyszła ta sama odpowiedź: Ove Løgmansbø nie istnieje.
Nietrafiony pseudonim z Wysp Owczych
Nazwisko Á Løgmansbø ma historyczne korzenie, głęboko osadzone w farerskiej tradycji, a na całym archipelagu tylko jedna rodzina muzyków może poszczycić się tym nazwiskiem. Samo słowo løgmaður, we współczesnym języku farerskim, oznacza premiera rady ministrów, zaś wcześniej odnosiło się do głównego przedstawiciela zbiorowości parlamentarnej. - To właśnie farerski parlament - Løgting jest najstarszy na świecie, a stanowisko løgmanna było i jest najbardziej prestiżową funkcją w farerskiej hierarchii władzy – wyjaśnia Kinga Eysturland. - Dosłownie nazwisko Á Løgmansbø oznacza „Na polu løgmanna” i odnosi się do określonego miejsca położonego na wyspie Vágar. Do dziś miejsce to uważa się za historyczne, ponieważ to właśnie tam znajdowała się siedziba løgmanna zanim została ostatecznie przeniesiona do stolicy Wysp Owczych – Tórshavn. Z pewnością, zamieszanie byłoby mniejsze, gdyby pisarz zdecydował się na bardziej pospolite nazwisko, jak Joensen albo Jacobsen, które są odpowiednikami Kowalskiego i Nowaka.
Dlaczego więc pisarz nie chciał ukryć się w tłumie? Czy wiedział, co oznacza nazwisko, które wybrał za swój pseudonim? - Owszem, sprawdzałem znaczenie nazwiska, ale nie śledziłem drzewa genealogicznego – pisze do mnie tajemniczy autor. - Przez myśl powinno zapewne przejść mi, że w kraju o ludności zbliżonej do liczby mieszkańców Wejherowa, nie będzie zbyt wielu osób o takim nazwisku i że szybko ustalą, że w ich rodzinie nie ma żadnego pisarza o imieniu Ove. A dlaczego nie bardziej pospolite? Pewne nazwiska po prostu wpadają w oko i pisarz wie, że są tymi odpowiednimi. Poza tym budziło naturalne skojarzenie z Jo Nesbø – pisarzem, którego bardzo cenię, więc uznałem, że lekka modyfikacja nazwiska będzie dobrym sposobem, by oddać mu swoisty hołd.
Spotkanie z rodziną Á Løgmansbø
Rodzina Á Løgmansbø nie była zachwycona. – Jesteśmy rodziną muzyków i nasze nazwisko stanowi znak rozpoznawczy, dlatego też nie jesteśmy zadowoleni z faktu, że ktoś posłużył się naszym nazwiskiem pisząc o Wyspach Owczych rzeczy, odbiegające od rzeczywistości i mamy z tego powodu żal – napisała Jana Á Løgmansbø w mailu z dnia 16 marca tego roku, czyli kilkanaście dni po spotkaniu z autorem, który przyjechał na Wyspy i ujawnił swoją tożsamość.
Ove Løgmansbø okazał się być Remigiuszem Mrozem, autorem poczytnych kryminałów. Zapytany przez obecnych na spotkaniu, dlaczego nagle zdecydował się ujawnić swoją tożsamość, odpowiedział, że książki pod pseudonimem nie miały wielkiej sprzedaży i trzeba było poprawić wyniki, relacjonowała mi obecna na spotkaniu Sabina Poulsen. - Gdy przetłumaczyłam rodzinie Á Løgmansbø motywacje autora, zobaczyłam jak wzbiera w nich złość - dodaje. - Remigiusz Mróz nie sprawiał wrażenia skruszonego. Zdaje się, że nie wstydził się swojej zagrywki, która sprawiła Farerczykom wiele przykrości, a wręcz wydawało się, że nie rozumie pretensji kierowanych pod jego adresem. Po tym zdarzeniu nikt na Wyspach Owczych nie czeka na tłumaczenie książek Remigiusza Mroza na język farerski.
Gdy zadzwoniłam do wydawnictwa potwierdzić informacje na temat sprzedaży trylogii Ove Løgmansbø, Monika Kaczmarek-Klose przyznała, że od momentu ujawnienia prawdziwej tożsamości autora, sprzedaż wzrosła, choć z jej punktu widzenia, jak na debiutanta, nie była wcale zła. Tylko, że Ove Løgmansbø to Remigiusz Mróz, który debiutował cztery lata temu.