Afera mailowa w rządzie. Rozmawiała z Dworczykiem, awansowała w KPRM
Izabela Antos została podsekretarzem stanu, zastępcą szefa Kancelarii Premiera - ustaliła Wirtualna Polska. Urzędniczka to bliska współpracowniczka premiera Mateusza Morawieckiego, której nazwisko pojawia się w ujawnionej ostatnio rzekomej wymianie korespondencji z Michałem Dworczykiem. Polityk w rozmowie miał powoływać się na "starą zasadę SS".
Informacja o awansie dla Antos pojawiła się na stronach Kancelarii Premiera w czwartek. Wcześniej urzędniczka pełniła funkcję Dyrektora Departamentu Instrumentów Rozwojowych.
Zanim pojawiła się w Kancelarii Premiera, pracowała przez ponad trzy lata w PZU m.in. jako kierownik zespołu. A później jako ekspert w Ministerstwie Rozwoju. Ukończyła prawo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Do tego zrobiła studia podyplomowe z prawa międzynarodowego.
Do KPRM ściągnął ją Mateusz Morawiecki. I od razu obdarzył dużym zaufaniem. Najpierw była doradcą premiera, by szybko awansować na dyrektorskie stanowisko. Zasiada również w radzie nadzorczej Polskiego Funduszu Rozwoju.
Jak wynika z opublikowanej we wtorek w sieci korespondencji, Antos miała przesłać Dworczykowi listę sekretarzy i podsekretarzy stanu. Niektóre z nazwisk zaznaczono na niej kolorem zielonym. Ujawniona wymiana wiadomości odbywa się przed rekonstrukcją rządu w 2020 r. i dotyczy zaufania do poszczególnych wiceministrów.
Dworczyk powołał się na "starą zasadę Waffen-SS"?
Z opublikowanych maili wynika, że Dworczyk miał podać w wątpliwość lojalność niektórych osób z listy. "Nie wiem, jaki był dobór osób zaznaczonych na zielono, ale jeżeli mielibyśmy kierować się starą sprawdzoną zasadą wygrawerowaną na sztyletach Waffen-SS - Meine Ehre heißt Treue (moim honorem jest wierność) - to poddałbym pogłębionej analizie i namysłowi numery: 1, 31, 33, 50 - nie mam pojęcia, 67,76. Oczywiście to wszystko bardzo fajni i porządni ludzie, natomiast za mało ich znam, aby wypowiedzieć się ze 100-proc. pewnością..." - czytamy w wiadomości przypisywanej szefowi KPRM.
Pod numerami wskazanymi rzekomo przez Dworczyka znalazły się nazwiska: Jana Dziedziczaka, Marcina Horały, Piotra Dziadzio, Pawła Wdówika, Szymona Szynkowskiego vel Sęka i Małgorzaty Golińskiej.
Rzekome słowa szefa KPRM Michała Dworczyka spotkały się z ostrą reakcją ze strony opozycji. W trakcie sejmowych obrad były szef MSWiA, poseł KO Bartłomiej Sienkiewicz domagał się dymisji Dworczyka. "Za haniebne używanie słów rodem z SS, z faszystowskiego języka. To rzecz niedopuszczalna. Nie może być tak, że w stolicy kraju, odbudowanej na trupach, ludzi wymordowanych przez SS, jeden urzędnik państwowy do drugiego urzędnika państwowego, wykonując czynności służbowe, tak naprawdę mówi językiem zbrodniarzy wojennych, którzy tę stolicę zrównali z ziemią" – mówił Sienkiewicz w Sejmie.
Kancelaria Premiera nie komentuje
KPRM, pytane o zawartość publikowanych wiadomości, odpowiada znanym już komunikatem dotyczącym wszystkich treści, jakie ujrzały światło dzienne w ramach tzw. afery mailowej.
"Z ustaleń polskich służb wynika, że nasz kraj doświadczył ataku cybernetycznego i dezinformacyjnego prowadzonego przez osoby z terenu Federacji Rosyjskiej. Zaatakowanych zostało wiele adresów e-mail należących do polskich obywateli. Na liście ataku są także konta, z których korzystają osoby pełniące funkcje publiczne - członkowie byłego i obecnego rządu, posłowie, senatorowie czy samorządowcy. Atak dotknął osoby pochodzące z różnych opcji politycznych, a także pracowników mediów i organizacji pozarządowych" - informuje Kancelaria Premiera.