Afera Łukasza Mejzy. Oficer służb mówi o tym, jak odpuszczono wiceministrowi

Jak nieoficjalnie ustaliła Wirtualna Polska, wiceminister sportu Łukasz Mejza jeszcze do niedawna nie był kontrolowany przez służby ani nie sprawdzano go na tzw. wirówce. Sytuacja zmieniła się dopiero po publikacjach Wirtualnej Polski. – Czerwona lampka powinna się zapalić służbom, kiedy nie złożył oświadczeń majątkowych – mówi Wirtualnej Polsce wysoko postawiony oficer służb.

Łukasz Mejza twierdzi, że publikacje o jego biznesach to największy atak polityczny po 1989 r.
Łukasz Mejza twierdzi, że publikacje o jego biznesach to największy atak polityczny po 1989 r.
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | GRZEGORZ KRZYZEWSKI
Sylwester Ruszkiewicz

- Gdyby nie dziennikarze, to obecne służby same z siebie nie ujawniłyby biznesowej działalności wiceministra sportu Łukasza Mejzy i żadnego skandalu dotyczącego władzy. A jeżeli zaczynają już działać, to jest podobnie jak prezesem Najwyższej Izby Kontroli Marianem Banasiem. Pod naciskiem opinii publicznej i mediów zmieniają narrację i wchodzą na zupełnie inne tory. Po pierwszych informacjach na temat Mejzy CBA powinno być w Zielonej Górze i sprawdzać jego działalność jako radnego i wszystkie jego firmy. Ale nic takiego nie miało miejsca, bo wszystkie sprawy są rozgrywane politycznie. Tak jak szefom służb jest wygodnie - mówi Wirtualnej Polsce doświadczony, były oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który zajmował się m.in. sprawdzaniem polityków przed objęciem ministerialnych stanowisk.

Przypomnijmy, Łukasz Mejza zasiada w Sejmie od marca tego roku, kiedy objął mandat po zmarłej posłance Jolancie Fedak. Zgodnie z przepisami polscy parlamentarzyści zobowiązani są co roku składać oświadczenia majątkowe i tym samym spowiadać się ze wszystkich dochodów i pokazywać cały majątek. Po tym, jak Mejza pojawił się na Wiejskiej, powinien złożyć dwa dokumenty. Jeden obejmujący czas przed złożeniem ślubowania i drugi, do 30 kwietnia, dokumentujący majątek na koniec ubiegłego roku. Mejza opublikował jednak tylko jedno oświadczenie, w którym ujawnił majątek, który posiadał w dniu objęcia przez niego mandatu.

Co robiło CBA tyle miesięcy?

– Już wtedy CBA powinno analizować jego sytuację, a także lukę prawną umożliwiającą Mejzie złożenie jednego dokumentu. Jeżeli jest luka, to CBA powinno taką sytuację zgłosić, żeby uniknąć takiej sytuacji z przeszłości. A na pewno służbom wówczas powinna zapalić się czerwona lampka – mówi informator ze służb.

Mejza złożył drugie oświadczenie majątkowe kilka miesięcy później. Wcześniej Prezydium Sejmu ukarało ówczesnego posła naganą. Nie można było nałożyć na polityka kary finansowej, bowiem nie był posłem zawodowym. Mimo braku oświadczenia w październiku Mejza objął stanowisko wiceministra sportu. – Po otrzymaniu posady w rządzie służby powinny zastosować niewymuszony prawem mechanizm sprawdzeń. Kandydaci na ministerialne stanowiska powinni być sprawdzani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. A jeśli ktoś miałby otrzymać poświadczenie bezpieczeństwa, to jego osobę powinno się prześwietlić od A do Z – mówi nam oficer służb.

Czy jako wiceminister sportu Łukasz Mejza otrzymał certyfikat dostępu do informacji niejawnych? Tego nie wiadomo. Służby milczą na ten temat. Wiadomo, że jako poseł – z urzędu – ma dostęp do informacji tajnych.

–Bez dwóch zdań przed objęciem stanowiska w rządzie Mejza powinien przejść przez tzw. wirówkę. Jej zadaniem jest zebranie wiedzy z policji i służb o kandydacie do objęcia wysokiego stanowiska. Sprawdza się bazy danych w ABW i CBA, w policyjnych rejestrach, a także w Centralnej Ewidencji Zainteresowań Operacyjnych (CEZO). Rejestrowane są w niej nazwiska nie tylko podejrzanych osób, ale też tzw. przechodzące w sprawach – mówi nasz drugi rozmówca, były oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Mejza powinien być już dawno prześwietlony

W rejestrze CEZO występują m.in. osoby, które np. były z osobą podejrzewaną w relacjach towarzyskich, partnerskich lub rodzinnych. Ale nie tylko. – To mechanizm kontrolny, żeby namierzyć również osoby, które mają zarzuty o szpiegostwo, o defraudację albo przewijają się w sprawie. Taki kandydat nie musi wszystkiego mówić, od tego jest sprawdzenie w CEZO – mówi nasze źródło. Jeśli Mejza miałby otrzymać dostęp do informacji tajnych bądź ściśle tajnych, musiałby wypełnić niezwykle szczegółową ankietę bezpieczeństwa osobowego.

– Tam wpisuje się bardzo szczegółowe dane. Od kwestii uzależnień, uprawiania hazardu, poprzez informacje finansowe, np. o niespłaconej racie kredytu, pożyczki, rozdzielności, transferach, stanach konta, kończąc na majątku najbliższej rodziny. Wszystkie informacje z formularza są następnie sprawdzane przez funkcjonariuszy z pionu informacji niejawnych ABW bądź SKW – mówi nam oficer służb.

Według nieoficjalnych informacji RMF FM, oświadczenia majątkowe posła Mejzy są obecnie analizowane przez CBA. Ma to być rutynowa analiza przedkontrolna dokumentów, które złożył parlamentarzysta. W czwartek wiceminister sportu miał też pojawić się na przesłuchaniu w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, ale rzecznik koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn tego nie potwierdził.

Polityczna wajcha w służbach

Według naszych ustaleń służby zainteresowały się politykiem dopiero po publikacjach Wirtualnej Polski. Wcześniej odpuszczono mu w trosce o delikatną większość w Sejmie, której Mejza miał być jednym z gwarantów - a stanowisko w rządzie miało być dla niego i frakcji, do której należy - Partii Republikańskiej - nagrodą za lojalność. Jak sam wiceminister powiedział Wirtualnej Polsce: - Wisi na mnie rząd.

Jak ujawniliśmy, Mejza założył w przeszłości firmę medyczną, która miała się specjalizować w kosztownym leczeniu nowatorskimi metodami chorych na raka, Alzheimera czy Parkinsona; Mejza miał osobiście przekonywać potencjalnych pacjentów, w tym dzieci, o skuteczności stosowanych przez firmę metod, które jednak zarówno w Polsce, jak i na całym świecie uznawane są za niesprawdzone i niebezpieczne. Interes Mejzy nie wypalił, za to pozostawił po sobie wielu oszukanych pacjentów i ich rodziny.

W środę Mejza na konferencji prasowej stwierdził, że publikacje na temat jego biznesowej działalności to "największy atak polityczny po 1989 roku", który jest wymierzony w niego, ale "celem jest obalenie większości rządowej". Konferencja, która miała pomóc Mejzie, jeszcze bardziej go pogrążyła. Suchej nitki nie zostawili na nim niektórzy politycy Zjednoczonej Prawicy, którzy – podobnie jak opozycja – wzywają do rezygnacji ze stanowiska wiceministra sportu.

- Służby w przypadku Mejzy działają w politycznej logice. To jest kwestia przełożenia wajchy: czy chronimy go, czy też od niego się odcinamy. Teraz w sprawie Mejzy dźwignia idzie w kierunku tej drugiej opcji. A to skontrolujemy wiceministra, niech złoży wyjaśnienia, w końcu niech sam się broni przed opinią publiczną. Gdyby służby chciały naprawdę sprawdzić Mejzę, to nigdy by do rządu nie wszedł – mówi nam oficer ABW.

Kiedy na początku listopada Wirtualna Polska opisywała wątpliwości związane z możliwością złamania przez wiceministra sportu ustawy antykorupcyjnej (według KRS posiadał w chwili objęcia stanowiska więcej niż 10 proc. akcji w spółkach – przyp. red.) służby również nie reagowały.

- Uprzejmie informujemy, że służby specjalne, w tym CBA, nie ujawniają, jakie sprawy, osoby, firmy i instytucje pozostają lub też nie pozostają w ich zainteresowaniu. Biuro informuje o efektach działań i zrealizowanych sprawach – odpisał nam wówczas Departament Bezpieczeństwa Narodowego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
łukasz mejzawirówkacba
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (468)