Afera korupcyjna przy egzaminach na prawo jazdy
Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku rozpoczął się proces ośmiu osób, oskarżonych o udział w aferze korupcyjnej w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego (WORD) w Białymstoku.
05.12.2007 | aktual.: 05.12.2007 13:07
Przed sądem miało stanąć 12 osób, ale cztery złożyły wnioski o skazanie bez przeprowadzenia rozprawy i sąd w środę ich sprawę wyłączył z głównej części procesu. Wśród oskarżonych są byli egzaminatorzy ośrodka.
Składający wyjaśnienia oskarżeni egzaminatorzy nie przyznali się do zarzutów korupcyjnych. W śledztwie jednak je potwierdzali.
Sąd odczytał zeznania m.in. byłego policjanta, potem egzaminatora WORD w Białymstoku, który mówił wówczas o przekazywaniu mu na karteczkach danych osób egzaminowanych i przyjmowaniu po 300-400 zł za zdany egzamin.
Zleceniodawcą miał być właściciel jednej ze szkół nauki jazdy (już skazany bez przeprowadzania rozprawy). Jak wynika z zeznań, pieniądze przekazywane były po kilku dniach, spotykali się na parkingach.
Pytany przez sąd, dlaczego złożył wówczas takie zeznania, a przed sądem zaprzeczył, oskarżony egzaminator powiedział, że zrobił to, bo chciał opuścić areszt.
Śledztwo w sprawie białostockiego WORD-u trwało półtora roku, prowadziła je olsztyńska prokuratura. Białostocka się wyłączyła, bo w śledztwie pojawiły się wątki dotyczące miejscowych policjantów, znanych białostockim prokuratorom.
Zajmowała się procederem z lat 2003-2005, ale w śledztwie ujawnione zostały zdarzenia także z lat 1999 i 2001. Zarzuty dotyczą przyjmowania, wręczania i pośredniczenia w przekazywaniu łapówek za egzaminy na prawo jazdy, przeprowadzane w białostockim ośrodku.
W sumie było to przynajmniej kilkadziesiąt łapówek lub obietnic ich wręczenia, a kwoty trafiające do egzaminatorów, wahały się od 250 do 500 zł.
Proceder opierał się w dużej mierze na współpracy skorumpowanych egzaminatorów. Wynikało to z tego, że byli oni losowani do poszczególnych kursantów, więc z góry nie było wiadomo, kto kogo będzie egzaminował.
Wśród oskarżonych są osoby, które za inne próbowały zdać egzamin. Od ujawnienia takiej właśnie sytuacji zaczęło się śledztwo. Na egzamin przyszedł bowiem za kursanta podstawiony mężczyzna, który uciekł, gdy odkryto jego tożsamość. Zatrzymała go policja, a potem śledztwo rozrastało się o kolejne wątki. Akta sprawy liczą blisko 5 tys. stron, w sumie oskarżonym postawiono 60 zarzutów.
Do sądu trafiły akty oskarżenia dotyczące ponad 30 osób. Przed miesiącem ponad 20 z nich poddało się karze bez przeprowadzania rozprawy.
Najsurowsza orzeczona wówczas kara (dla właściciela szkoły nauki jazdy) - to 3,5 roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat, blisko 20 tys. zł grzywny oraz 6-letni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie szkolenia kierowców.
Śledztwo jeszcze nie zostało zakończone, prokuratura zamierza postawić zarzuty kolejnym ponad 20 osobom zdającym egzaminy na prawo jazdy. Chodzi o osoby, które przebywają obecnie za granicą, ale postanowienia o postawieniu im zarzutów wręczenia łapówek są gotowe. Na razie w tym zakresie śledztwo zostanie zawieszone.