"Afera bakszyszowa" w Iraku - przesłuchania oskarżonych
Kolejni oskarżeni w tzw. aferze bakszyszowej złożyli wyjaśnienia przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. W procesie odpowiada 14 osób. Prokuratura Wojskowa zarzuca im udział w grupie przestępczej w
Iraku, która ustawiała przetargi na odbudowę prowincji, za co
miała pobierać od Irakijczyków łapówki.
14.11.2005 | aktual.: 15.11.2005 13:13
Większość oskarżonych to oficerowie Wojska Polskiego. Jest też jeden podoficer oraz cywilni pracownicy Centralnej Grupy Wsparcia i Współpracy Cywilno-Wojskowej (CIMIC), która zajmowała się odbudową Iraku. Według prokuratury, oskarżeni zagarnęli w sumie ok. 750 tys. dolarów łapówek, odzyskano tylko 232 tys. dolarów.
W poniedziałek sąd przesłuchał trzech poruczników - Jacka Z., Jarosława R. i Dominika K. Pierwszy z nich przyznał się do winy i wnioskował o dobrowolne poddanie się karze. Do tej pory oprócz niego postąpiło tak siedmiu oskarżonych. Sąd rozpatrzy ich wnioski po przesłuchaniu wszystkich 14 oskarżonych.
Por. Jacek Z., który w Diwanii pracował przy projektach przetargów na odbudowę Iraku, zeznał, że były one ustawiane. Kpt. Robert G. (jeden z oskarżonych) przybliżył nam wiedzę, jak sprawić, by dana oferta wygrała - zeznał. Dodał, że istniała lista przetargów z podziałem na te, z których na pewno będzie łapówka - czy, jak nazywali ją żołnierze, bakszysz - i te, z których jej nie będzie.
Jacek Z. zgromadził w ten sposób 37 tys. dolarów. Jak zeznał, pierwszą ratę "bakszyszu" - 11 tys. dol. - znalazł pod poduszką. Dalsze pieniądze otrzymywał już od współoskarżonych.
Z wypchanymi dolarami śpiworem i kieszeniami zatrzymano go na lotnisku we Wrocławiu w lutym 2005 r. po powrocie do Polski. Oprócz własnych pieniędzy miał przy sobie też paczki z 9 i 8 tys. dolarów. Jacek Z. powiedział, że były to pieniądze innych oficerów - obecnie współoskarżonych - które miał dla nich przewieźć: mjr. Michała M. i dowódcy CIMIC płk. Mariusza S.
Według Jacka Z., podczas pożegnalnej kolacji we własnym gronie S. powiedział, że ktoś na niego doniósł i na lotnisku musi być "czysty jak łza". Jego pieniądze miał więc przewieźć, na polecenie kpt. Roberta G., Jacek Z.
Robert G. zaprzeczył w poniedziałek przed sądem, że pieniądze miały należeć do płk. S. Powiedział, że porucznikowi paczkę z dolarami przekazał "spontanicznie".
Nie przyznaję się do brania żadnych łapówek - powiedział płk S. Nigdy nie polecałem nikomu, by przewoził dla mnie pieniądze - dodał. Przyznał, że jest możliwe, iż jego winą jest brak właściwego nadzoru nad podległymi mu żołnierzami. Szczegółowych informacji S. nie chciał udzielić, ponieważ nie składał jeszcze wyjaśnień przed sądem i uznał, że w ten sposób mógłby zaszkodzić sprawie.
Porucznicy Jarosław R. i Dominik K., którzy również zeznawali w poniedziałek, nie przyznają się do winy. Obu prokuratura zarzuca fałszowanie dokumentów przetargowych. Oskarżeni zeznali, że przepisywali druki na polecenie przełożonych, nie wiedząc, że popełniają przestępstwo.
Była to czynność mechaniczna, nie wgłębiałem się w to, czego przepisywane przeze mnie dokumenty dotyczą. Dostawałem za to pieniądze (łącznie 7,7 tys. dol), nie pytałem jednak, za co były. Traktowałem je jako zapłatę za pomoc - zeznał Jarosław R.
Obaj oskarżeni oświadczyli, że ich wcześniejsze zeznania, w których przyznali się do fałszowania dokumentów, zostały na nich wymuszone przez oficerów śledczych Żandarmerii Wojskowej.
Część zeznań oficer wręcz mi podyktował grożąc, że jeśli się na to nie zgodzę, trafię do więzienia - powiedział Dominik K. Nie było trudno mnie wtedy zastraszyć. Wróciłem właśnie z misji, w której narażałem życie i perspektywa dalszej rozłąki z rodziną sprawiła, że przystałem na sugestie śledczych - dodał.
Jeden z oskarżonych powiedział nieoficjalnie PAP, że "sprawa jest większa i nie kończy się na szarży pułkownika". Dodał, że "proceder byłby niemożliwy bez wiedzy szefostwa". Swoje słowa - ze szczegółowymi wyjaśnieniami - zamierza powtórzyć przed sądem. Do tej pory jednak chce pozostać anonimowy.
We wtorek sąd będzie kontynuował przesłuchiwanie oskarżonych.