Adam Mickiewicz ekumeniczny
26 listopada mija 150 lat od śmierci Adama Mickiewicza. O jego odejściu pisano wiele. Do dziś trwa spór, czy zmarł na cholerę, niedomagania żołądkowe, czy może został otruty. Nikt jednak nie podejmuje kwestii pośredniej przyczyny jego śmierci, o której mówili ludzie dobrze znający poetę. Pierwszą reakcją na jego zgon w gronie towiańczyków (zwolenników nauki Andrzeja Towiańskiego, do których przez wiele lat należał Mickiewicz) było przekonanie, że „ten koniec był skutkiem zaparcia się przez niego swojej misji” (zanotował Seweryn Goszczyński, w „Dzienniku Sprawy Bożej”, t. 1, s. 540). A misja ta, według słów samego Mickiewicza, najważniejsza sprawa jego życia, polegała na wprowadzeniu zasad ewangelicznych w stosunki społeczne i międzynarodowe.
25.11.2005 | aktual.: 25.11.2005 11:34
Poeta podjął trud stania się prawdziwym chrześcijaninem, autentycznie naśladującym Zbawiciela. Bo trzeba rzeczywiście przejąć się słowami Chrystusa, żeby głosić miłość bliźniego mimo wszystko - w czasach zaborów nawet do zaborcy. Narazić się na posądzenie o zdradę, brak patriotyzmu, obłąkanie. Był też ogłoszony heretykiem, a jego wykłady 15 kwietnia 1848 roku zostały potępione przez Piusa IX. Bowiem na początku lat 40. XIX wieku poeta głosił z katedry w College de France m.in. idee towianizmu. Nie sposób tu wyjaśnić ogromu spraw, których dotyczyła nauka Towiańskiego, zasygnalizujmy jedynie sprawę ekumenizmu. Samo pojęcie nieznane było jeszcze w romantyzmie, ale jego ideę jak najbardziej realizowano i to w odniesieniu nie tylko do chrześcijan.
Koło Sprawy Bożej – wspólnota ludzi różnych wyznań, światopoglądu, narodowości, statusu społecznego - założone w 1842 roku przez Andrzeja Towiańskiego miało być zalążkiem nowej społeczności. Nadrzędnym celem było wypracowanie, a następnie rozpowszechnianie świadomości, że wszyscy ludzie, niezależnie od różnic, jakie ich dzielą na ziemi, są dziećmi jednego Boga i powinni się traktować jak bracia. Dlatego mniej ważne są obrządki religijne od “prawdziwej pobożności, którą człowiek powinien nosić w duszy i p r a k t y k o w a ć w życiu swojem” – pouczał Towiański.
Właśnie na tę praktykę, czyli realizację zasad ewangelicznych, zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym, kładziono szczególny nacisk. Nie wystarczy bowiem słuchać nauki Chrystusa, należy wprowadzać ją w życie w każdych okolicznościach, nawet wtedy, gdy wydaje się być niewygodna lub wręcz niewłaściwa z ludzkiego punktu widzenia. To jest właśnie ofiara, którą Kościół nazywa niesieniem krzyża, bo często wymaga zaparcia się samego siebie, swoich przyzwyczajeń, łamania paradygmatów, z którymi wygodniej żyć, a nawet narażania się na śmierć.
Sprawa Boża połączyła “arystokratów i demokratów, katolików, prawosławnych, protestantów i Żydów”, zachwycał się ksiądz Edward Duński, który po kilkuletniej walce z towiańszczyzną, stał się jej wyznawcą i jednym z najgorliwszych jej obrońców przed duchowieństwem katolickim. Towiański był przekonany, że pozbycie się różnych wzajemnych uprzedzeń dzielących chrześcijaństwo, doprowadzi kiedyś do jedności wiary. Istota religii może być realizowana w różnych wyznaniach, bo w każdym są “prawdziwi synowie Kościoła Chrystusowego”. Należy zatem wznieść “trzecie piętro Kościoła, którego pierwszym piętrem była synagoga żydowska, drugim dotychczasowy rzymski”- tłumaczył towiańczykom Mickiewicz, jako przywódca Koła, na zebraniu 27 grudnia 1842 roku.
Tym trzecim piętrem miał być Kościół jako wspólnota wszystkich wierzących w Chrystusa i realizujących Jego naukę. Wspólnota otwarta na świat i uwzględniająca ewolucję, jaka się w nim dokonuje. “Bo dzieckiem Boga jest człowiek zbiorowy, ludzkość. Teraz młodzieńcem jest człowiek zbiorowy i pójdzie na wojnę ze złem”.
Za Towiańskim nazywał poeta Żydów “starszymi braćmi” i uważał, że ich starotestamentowa podróż przez pustynię to historia każdego z nas. “Ile tam razy lud z Mojżeszem, tyle razy nasze namiętności i myśli kłócą się z wiarą” - pisał w liście do Lucjana Stypułkowskiego. Dlatego w chwilach ważnych dla Żydów, łączył się z nimi, organizując “służbę” towiańczyków, jak to miało miejsce w sierpniu 1845 roku, w rocznicę zburzenia świątyni w Jerozolimie. “Bracia przebywali w synagodze na modlitwie, łącząc się z Żydami w boleści”, a sam Mickiewicz spotkał się następnie z rabinem, aby rozmawiać o męczeństwie “Żydów polskich, Wschodu i całego świata.”
Pisząc, wspólnie z Andrzejem Towiańskim, list do cara Mikołaja I w 1844 roku, poeta stanął ponad powszechną nienawiścią do Rosjan, podobnie jak sto dwadzieścia jeden lat później polscy biskupi w stosunku do narodu niemieckiego. I tak jak oni nie został zrozumiany, tylko oczerniany i znienawidzony przez rodaków. Ale o ile o orędziu biskupów Polacy wiedzą i zaczynają do jego idei dorastać, o tyle o prekursorskim w stosunku do niego piśmie do cara nie wie prawie nikt (patrz: felieton “Między Rosją a Niemcami” na str. EAI).
Poeta ostatecznie nie wytrzymał nacisków polskiej emigracji i spróbował ratować swój ziemski honor patrioty. Zaangażował się w walkę zbrojną przeciwko Rosji i ... umarł. (Podobnie jak wielu przyjaciół Karola Wojtyły w czasie II wojny światowej, podczas gdy przyszły papież wiedział, że mimo wszystko droga walki zbrojnej, choć oczywista, nie jest drogą Chrystusa.)
Mickiewicz nie sprostał do końca radykalnym wymaganiom Ewangelii, które przypominał Andrzej Towiański. Nie zwalczył w sobie po staremu rozumianego patriotyzmu, objawiającego się w chęci pokonania wroga siłą oręża. Choć sam pisał w “Dziadach”, że “broń broń odbije” i walka ta nie będzie miała końca, póki jedna ze stron się nie opamięta. Wierzył w odzyskanie niepodległości samą siłą ducha (jak to miało miejsce w ubiegłym roku na Ukrainie, czy u nas w latach 80.).
Ale gdy to nie następowało, niecierpliwość kazała mu działać po staremu. Kompleks wynikający z niewzięcia udziału w powstaniu listopadowym, chciał pokonać próbą rehabilitacji w oczach rodaków poprzez udział w wojnie krymskiej. Trzeba jednak pamiętać, że, jako jeden z nielicznych w tamtym czasie, pojął ideę wybiegającą co najmniej sto lat do przodu, która w jego czasach była utopią, ale na naszych oczach staje się rzeczywistością: globalne myślenie o ludzkości jako jednej rodzinie dzieci Bożych, “Izraelu z ducha” wędrującego do ziemi obiecanej. Oto Mickiewicz współczesny! Mickiewicz jednoczący ludzkość na wszystkich płaszczyznach, “opasujący ziemskie kolisko wspólnymi łańcuchy”. Mickiewicz spełniający się na naszych oczach.
Jakże się musiał cieszyć duch Adama zaklęty w kamień na Rynku Krakowskim, patrzący na ingres arcybiskupa Dziwisza. Jego marzenie o przemianie Kościoła z “oblężonej twierdzy” we wspólnotę duchownych i świeckich, otwierających drzwi Chrystusowi, o ile jest bliższe spełnieniu dziś niż 150 lat temu!
Agnieszka Zielińska