Absurdalne przepisy z PRL wciąż straszą Polaków
Przez 22 lata od częściowo wolnych wyborów nie udało się oczyścić prawa z peerelowskich zapisów - zauważa "Rzeczpospolita". W Polskim prawie do dziś mnóstwo jest absurdalnych przepisów z czasów PRL.
Dzisiaj mija rocznica pamiętnych wyborów z 4 czerwca 1989 r., jednak wciąż nie odcięliśmy się całkowicie od minionej epoki. Wyraża się to m.in. w pozostałościach po PRL-u w przepisach prawnych.
W wielu aktach czytamy jeszcze o "Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej". Pełno jest też nieaktualnych zapisów. - Moim ulubionym przykładem jest "ustawa o zasadach prowadzenia na terytorium Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej działalności gospodarczej w zakresie drobnej wytwórczości przez zagraniczne osoby prawne i fizyczne z 6 lipca 1982" - mówi "Rz" poseł Andrzej Dera (PiS) z Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. - Ostatnia nowelizacja tej ustawy była w zeszłym roku, a PRL ciągle w niej trwa - dodaje.
Okazuje się też, że wakacje i długie weekendy to czas, gdy Polacy masowo łamią prawo PRL - a dokładnie ustawę o ewidencji ludności, uchwaloną 36 lat temu. Mówi ona, że "osoba, która przebywa w określonej miejscowości pod tym samym adresem dłużej niż trzy doby, jest obowiązana zameldować się na pobyt stały lub czasowy najpóźniej przed upływem czwartej doby".
Jak przypomina "Rzeczpospolita" obowiązek meldunkowy zniknie 1 stycznia 2014 roku. By tak się stało, trzeba było zmienić aż 170 ustaw.
- Gdyby dziennikarz opublikował wywiad bez autoryzacji, to grozi mu za to kara pozbawienia wolności, choć przepis ten praktycznie nie jest stosowany. Odpowiedzialność karna grozi też za odmowę opublikowania sprostowania. To typowe myślenie prawne państwa autorytarnego - przywołuje - dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Od dawna podnoszona jest też kwestia artykułu 212 kodeksu karnego, w myśl którego od lat 80. można trafić za kratki nawet na dwa lata za zniesławienie innej osoby.