Abp Życiński: ws. o. Hejmy trzeba odwołania do akt IPN
W opinii arcybiskupa Józefa Życińskiego, po tym jak
w środę prezes IPN ujawnił, że w zasobach Instytutu znajdują się
dokumenty wskazujące, iż o. Konrad Hejmo w latach 80. był
współpracownikiem organów bezpieczeństwa PRL, aby dokonać oceny w
tej sprawie, "trzeba odwołać się do akt i szczegółów dokumentów
IPN".
29.04.2005 | aktual.: 29.04.2005 11:27
Życiński pytany w Radiu Zet, czy podoba mu się sposób, w jaki szef IPN przekazał informacje nt. o. Hejmy, odparł: Od kilku miesięcy chodziły wiadomości, że znaleziono dokumenty na ważne osoby w Kościele i każde środowisko podawało inne nazwiska tych osób, a komentarz był - nie ujawnia się tego, bo nie chce się powiększać bólu Ojca Świętego. Więc to był wulkan. (...) I teraz pracownicy IPN występują we roli chodzących po kipiącym wulkanie.
Nie miejmy pretensji do profesora Kieresa, że nie chodził w smokingu i lakierkach. Tutaj nie bardzo widzę, jak można by elegancko przeprowadzić pewne sprawy - dodał abp Życiński.
Według prezesa IPN Leona Kieresa, celem tego ujawnienia była realizacja jednego z ustawowych zadań Instytutu, jakim są prace badawcze, bo sprawa o. Hejmy ma być w maju przedmiotem publikacji IPN. Kieres powtórzył w czwartek wieczorem, że decyzję o ujawnieniu nazwiska o. Hejmy podjął, opierając się na art. 22 ustawy, który - jego zdaniem - był wystarczającą podstawą prawną tej decyzji. Ta sprawa to właśnie "szczególnie uzasadniony wypadek", o jakim mówi art. 22 - dodał.
Do mnie te pomruki dochodziły kilka miesięcy wcześniej, nim wypowiedział się profesor Kieres. Nie dotyczyły one ojca Hejmy, tylko kilku innych nazwisk. Sytuacja księdza (Mieczysława) Malińskiego była nie mniej dramatyczna - powiedział Życiński.
Pytany, co powinien zrobić Episkopat w sprawie księży, którzy byli agentami, odparł: Wydaje mi się, że stopniowo będzie ujawniać się grono tych, którzy mają rzeczywiście poważne, bolesne działania na swoim koncie.