Abp Tadeusz Gocłowski: LPR mówi to, co im pasuje
(PAP)
Księże arcybiskupie, po poniedziałkowym wystąpieniu Ojca Świętego Bogdan Pęk z Ligi Polskich Rodzin powiedział tak: „Ojciec Święty zapewne nie zna traktatu akcesyjnego i dokładnie warunków, na jakich chcą nas przyjąć do Unii Europejskiej. Gdyby lepiej znał warunki polskiego członkostwa, nie wypowiadałby się w ten sposób”. Trudno mieć pretensje do pana posła dlatego, że on powtarza pewne tezy z góry pewnie wyuczone. Tak mu pasowało i tak to powiedział, nie licząc się z tym, że przy okazji kogoś dotyka, nie tylko Ojca Świętego, ale przede wszystkim całą rzeczywistość prawdy - i tu jest właśnie z tym kłopot. Właśnie, a jaka jest rzeczywistość, jaka jest prawda? Czy Ojciec Święty jednoznacznie wypowiedział się za tym, żebyśmy powiedzieli „tak” dla Unii Europejskiej, tak prawie wszyscy zrozumieli, ale nie ci, którzy są trochę dalej? Jest przekonany, że papież wyraźnie się wypowiedział. Oczywiście nie powiedział „tak”, bo przecież jest człowiekiem taktownym i pełnym szacunku dla wszystkich, którzy będą w dniach 7
i 8 czerwca przystępowali do urn wyborczych, ale ton tej wypowiedzi jest jednoznaczny. Ojciec Święty bardzo wyraźnie w swojej kulturze, swoim takcie mówił o tym, iż wie, że wielu jest przeciwników tej integracji, docenia ich troskę o zachowanie kulturalne, religii i tożsamości, mówił o kłopotach ekonomicznych związanych z gospodarką będącą wynikiem rabunkowej gospodarki minionego systemu, o tym wszystkim mówił. Równocześnie potem z całą mocą powiedział, że przecież jest to historyczny moment dla Polski i że Polska, która zawsze stanowiła część Europy, dziś nie może wyłączyć się z tej wspólnoty. Czy można jeszcze mocniej powiedzieć? Właśnie, ale czy to mocne powiedzenie nie zaskoczyło księdza arcybiskupa, bo to jest krok dalej niż to, co zrobili biskupi w liście do Polaków? Mnie nie zaskoczyło - a pani doskonale, nawet pewnie na pamięć zna ten list - więc tam jest pewna logika tego. Przecież biskupi powiedzieli, że nie będziemy się włączać w agitację, ale jednocześnie jasno wypowiedzieli... I przede wszystkim
były te dwie wielkie wypowiedzi papieża - wypowiedź papieża w parlamencie, wypowiedź papieża na spotkaniu z ambasador Suchocką. To są tak ewidentne treści, że właściwie wniosek się sam narzucał, natomiast biskupi konsekwentnie mówili, że nie będą się włączać w agitację. Inaczej trochę niż to zrobili biskupi litewscy, bo biskupi litewscy wyraźnie powiedzieli, że trzeba nie tylko iść, ale trzeba powiedzieć „tak”. I dlatego wydaje mi się, że nie ma rozdźwięku między tym, co powiedzieli biskupi, a co będzie czytane 1 czerwca, a tym, co Ojciec Święty powiedział - bo Ojciec Święty powiedział więcej niż powiedzieli biskupi. Właśnie, Ojciec Święty powiedział więcej. Czy po tym „więcej” biskupi polscy i księża nie powinni namawiać Polaków do tego, żeby powiedzieli „tak”? Poszczególni biskupi to mówią. Nie ukrywałem i nie ukrywam, że mówię „tak” - oczywiście mówię to jako Tadeusz Gocłowski, ale przecież wiadomo, że nie mogę się oddzielić od tego, kim jestem, jaką pełnię funkcję. I dlatego wydaje mi się, że jeśli były
jakieś opory, by nie włączać się w agitację, to wydaje się, że teraz nie tyle się włączamy w agitację, ile mówimy prawdę społeczeństwu, całą prawdę, która dotyczy miejsca Polski w Europie i przyszłości Polski. Po prostu nie tylko dlatego, że nie ma wyjścia, ale dlatego, że to jest dobre. To jest dobre, a czy według księdza arcybiskupa uprawnione jest to, co robią eurosceptycy, co robi Radio Maryja, wciągając Ojca Świętego do obozu przeciwników - pomimo poniedziałkowego wystąpienia - interpretując słowa Ojca Świętego tak, żeby powiedzieć Polakom, że oto Ojciec Święty zauważa, że nie wchodzimy na równych prawach? Co to znaczy „równe prawa”? Przecież wiadomo, że jeśli się zestawi ekonomiczną sytuację Polski z ekonomiczną sytuacją Piętnastki, to pewno nie jesteśmy na równych prawach. Ale jeśli się powie, że mamy trzydzieści osiem milionów, jeśli się powie, że mamy taki potencjał, Ojciec Święty mówi o tym potencjale gospodarczym... Naprawdę uważam, że nie ma sensu polemika z tymi ludźmi, którzy nie chcą mówić
językiem normalnym, tylko mówią językiem uporu, który sobie ułożyli przedtem – czy kiedykolwiek ktoś miał coś do powiedzenia, jeśli chodzi o argumenty? Po prostu oni argumentów nie słuchają. Oni mają swoją własną tezę: nie można wejść do Europy, bo Europa jest zgniła, jest zniszczona, Europa nam zabierze tożsamość, Europa nam zabierze suwerenność - to są slogany, które się powtarza. Ale czy to nie jest pewien dysonans, bo z jednej strony dla wielu tych ludzi Ojciec Święty jest autorytetem, a z drugiej strony, tak jak powiedziałam, interpretuje się na własną modłę słowa Ojca Świętego? To jest pewna bieda z tym radiem, jest to bieda z ośrodkiem, któremu w jakiś sposób patronuje to radio, i jest bieda z tymi pewnymi ugrupowaniami politycznymi skrajnie prawicowymi, nacjonalistycznymi. Przecież Ojciec Święty za każdym razem mówi, że nacjonalizm jest grzechem, a oni mówią, że to cnota. I na tym polega cały problem. Przeczytam księdzu arcybiskupowi, co mówił profesor Piotr Jaroszyński w Radiu Maryja: „Kapitalnie
Ojciec Święty pokazuje, z jakiego powodu przeciwnicy integracji zgłaszają swoje zastrzeżenia. Chodzi o to, że realnie zagrożone są pewne fundamentalne wartości istotne w życiu narodu”. One będą zawsze zagrożone, jeśli człowiek chce na te zagrożenia się otwierać. Jeśli natomiast człowiek chce pilnować Ewangelii, jeśli człowiek chce pilnować chrześcijaństwa, to właśnie on pójdzie do tej zachodniej Europy, która nie jest znowu taka całkowicie zniszczona, gdy chodzi o postawy chrześcijańskie. W bazylice św. Piotra spotkałem grupę młodych Francuzów pełnych entuzjazmu, którzy wcale nie lękają się powiedzieć prawdy tym, którzy chcą niszczyć życie, którzy chcą spychać chrześcijaństwo na margines i tak dalej. Po prostu chrześcijanie mają pełne prawo do tego, żeby własnym głosem mówić w Europie. I właśnie Ojciec Święty liczy na to, że Polska wniesie coś właśnie do tej Europy. Tak więc nie chodzi o to, by zamykać się w jakiejś izolacji, ale próbować iść i głosić Ewangelię w tych środowiskach, które – owszem, trzeba
przyznać - zostały dotknięte sekularyzmem, laicyzmem i konsumpcyjnym stylem życia, niekiedy bezideowym. To są pewne problemy. Ale jeśli mamy być chrześcijanami jak święty Piotr, święty Paweł, inni apostołowie - chociażby ci, których Ojciec Święty kanonizował. Gdyby Urszula Ledóchowska miała poglądy radiomaryjne, to by prawdopodobnie siedziała w swoim Krakowie, byłaby tak zwaną urszulanką Unii Rzymskiej, natomiast ona poszła do Petersburga, potem poszła do Skandynawii, nie liczyła się z trudnościami, które się zjawiają. Wyrzucił ją car, to poszła do Skandynawii. I właśnie na tym polega ewangelizacyjne otwarcie na problemy, które nas otaczają. Czy katolik może powiedzieć „nie” Unii Europejskiej? To jest za mocne pytanie, czy katolik może powiedzieć „nie”? Bo nie chciałbym powiedzieć, że cytowany przez panią jakiś tam przedstawiciel tego ugrupowania nie jest katolikiem, on pewnie jest katolikiem, więc może tak powiedzieć. Natomiast co innego jest po wysłuchaniu Ojca Świętego - ale nie tylko, bo także po
analizie całej sytuacji - czy katolik, który kocha naród, który otwarty jest na głos papieża, otwarty na nauczanie biskupów, może dzisiaj powiedzieć „nie”? To już trzeba zostawić dzisiaj jego sumieniu. A sumieniu księży? Z księżmi jest pewien problem, dlatego że księża bardzo często są w środowisku ludzi mieszkających na wsi, w środowisku bezrobotnych, w środowisku Śląska, czy koszalińskiego – gdzie jest strasznie dużo bezrobocia. I oni słyszą nieustannie, że to się jeszcze bardziej pogłębi, kiedy Polska wejdzie w struktury Unii Europejskiej. Był czas, że sami księża mieli lepsze notowania, jeśli tak można powiedzieć, niż ogół społeczeństwa. Mówiło się o 80% księży, którzy opowiadali się za wejściem Polski w struktury Unii Europejskiej. Potem się to wahało. I ja im się nie dziwię, bo oni słuchają nieustannie tych bólów, żalów, obaw ludzi, wśród których oni żyją. Oni są bliżej ludzi niż biskupi. Właśnie, to jak mogą pogodzić ten ból tych ludzi i to, co mówi papież? Tak więc to jest problem. I dlatego mam
nadzieję, że po wysłuchaniu Ojca Świętego - a autorytet papieża jest jednoznaczny dla polskich kapłanów - kapłani, chociaż widzą pewne trudności, które są sygnalizowane przez wiernych, z którymi pracują, dojdą jednak do wniosku, że przecież papież jest doskonale zorientowany i przecież on wie, co mówi. Wie co mówi, czyli? Po prostu popiera wejście Polski w struktury Unii Europejskiej. Nie ma Europy bez Polski, nie ma Polski bez Europy - przecież to jest jednoznaczne. A przed kościołami rozdawane są ulotki Ligi Polskich Rodzin, między innymi na tych ulotkach można przeczytać, że jak wejdziemy do Unii Europejskiej, to będą i małżeństwa homoseksualne, i eutanazja, i aborcja i tak dalej, i tak dalej. Przecież wszyscy wiedzą doskonale, że jeśli chodzi o te sprawy, które są faktem w niektórych ustawodawstwach zachodniej Europy - powtarza się to jako tezę fundamentalną - decyzja o tych sprawach będzie zależała od parlamentu danego kraju. Dlatego mówię, że to ociera się o kłamstwo, bo nie można tego uogólniać.
Jakieś tam wypowiedzi pewnej grupy w Strasburgu, czy nawet uchwała w Strasburgu - przecież wiadomo, wszyscy to wiedzą, że nie ma obligatoryjnego charakteru. Ale jeśli ktoś nie chce tego uznać, tylko powtarza to, co tam gdzieś się stało, że jakaś uchwała została podjęta w Strasburgu i uogólnia się to, to wiadomo, że potem jest to zwykła wstrętna propaganda. Prezydent Kwaśniewski powiedział w Rzymie - zresztą arcybiskup słuchał tego: „Nie ma w Polsce większego autorytetu, osoby o większej pozycji, mądrzejszej, bardziej wykształconej niż Ojciec Święty”. Czy to szczere wystąpienie, czy obłuda - jak pisze „Nasz Dziennik”? Wiadomo, że reakcja na głos ludzi, którzy dzisiaj są przy władzy, a którzy kiedyś, w okresie przed 1989 r., uczestniczyli w sprawowaniu władzy, jest taka, jaka jest. I dlatego te pierwsze reakcje tych dwudziestu tysięcy na głos pana prezydenta były jak gdyby oszczędne. Natomiast później, kiedy dwadzieścia tysięcy ludzi słuchało tego, co pan prezydent mówił, mówił z ogromną logiką, mówił
przekonująco - oczywiście potem telewizja trochę tam okroiła, bo pan prezydent zakończył słowem takim bardzo religijnym „Bóg zapłać”, to już telewizja tego „Bóg zapłać” nie przekazała, bo trochę niedobrze brzmiało pewnie w Telewizji Polskiej, w pierwszym programie... Ja osobiście słuchałem tego, co mówił pan prezydent, i to bardzo współbrzmiało z tym, co mówił Ojciec Święty - tym bardziej, że Ojciec Święty po przemówieniu pana prezydenta powiedział „to było ważne przemówienie”. Dziękuję bardzo, to był ważny głos w Radiu Zet, czyli głos arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Do widzenia, szczęść Boże.