A. Kwaśniewski: wcześniejsze wybory to kolejne osłabienie polskiej demokracji
Polska naprawdę potrzebuje rządu i tutaj przeciąganie takich okresów niejasnych jest błędem, (...) gdyby trzymać się tego scenariusza rządowego, czyli obstrukcji w powołaniu rządu, no to wybory wypadną w końcówce czy w ostatniej dekadzie sierpnia, co wydaje mi się również z punktu widzenia kampanii wyborczej niekorzystne. To będzie kolejne osłabienie polskiej demokracji, bo zafundujemy wybory wakacyjne i bardzo duża część społeczeństwa tak może je potraktować, to znaczy niska frekwencja, brak zainteresowania kampanią i zwyciężą elektoraty najbardziej zdyscyplinowane - powiedział prezydent Aleksander Kwaśniewski w radiowych "Sygnałach Dnia".
Krzysztof Grzesiowski: Słowo się rzekło. Dzień dobry, panie prezydencie.
Aleksander Kwaśniewski: Witam pana, witam wszystkich państwa.
Krzysztof Grzesiowski: Albo rząd Marka Belki, albo przedterminowe wybory? To jest ta alternatywa, jedyna, którą pan przyjmuje?
Aleksander Kwaśniewski: Nie, ja ją przyjmuje, tak to wynika z logiki Konstytucji. Oczywiście, gdyby misja profesora Belki się nie powiodła, są kolejne kroki, ale trudno sobie wyobrazić, że nagle urodzi się jakaś większościowa koalicja, bo gdyby miała się urodzić, to ma czas do 2 maja i wtedy rozmowy mogą toczyć się zupełnie inaczej. Tak że sądzę, że taka jest w istocie alternatywa — albo stworzymy 2 maja rząd, który będzie mógł działać i umożliwić politykom zajęcie się wyborami, wyborcami, kontaktami ze społeczeństwem, i przyspieszonymi wyborami, których termin powinien być ustalony w wyniku zgody politycznej partii, które zasiadają w parlamencie.
Krzysztof Grzesiowski: Zgody politycznej partii, które zasiadają w parlamencie?
Aleksander Kwaśniewski: W tej sprawie, bo decyzja musi być podjęta dwoma trzecimi głosów. I myślę, że dojrzewa przekonanie, iż któregoś dnia trzeba taką decyzje podjąć.
Krzysztof Grzesiowski: A dlaczego Marek Belka?
Aleksander Kwaśniewski: Z wielu powodów: doświadczenia, kompetencji, jego wiedzy ekonomicznej, która gwarantuje, że w tej końcówce nie będzie żadnych eksperymentów, żeby szukać głosów wyborców poprzez decyzje szkodliwe ekonomicznie, jego znajomość spraw Unii Europejskiej, do której wchodzimy, moim zdaniem jest osobą świetnie przygotowaną, aby Polska umiała wykorzystać środki finansowe z Unii Europejskiej. (Przepraszam, będę trochę kaszlał, ale jestem przeziębiony.) I myślę również, że zaletą profesora Belki jest to, że on nie ma ambicji politycznych, to znaczy że on nie będzie zakładał żadnej partii, nie będzie kandydował w wyborach ani europejskich, ani polskich; on po prostu skupi się na tej pracy, która jest dzisiaj do wykonania w rządzie.
Krzysztof Grzesiowski: Jest jeszcze jednocześnie osobą, za którą nie przepadają tak zwane doły partyjne, na przykład Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zarzucają mu, że SLD nie wygrało wyborów i nie rządziło samodzielnie tylko dlatego, że przed wyborami dwukrotnie się odezwał. Spowodowało to spadek notowań.
Aleksander Kwaśniewski: To jest teza, której nie da się w żaden sposób udowodnić. Poza tym SLD wygrało wybory, mając poparcie powyżej 40% i mógłbym się zapytać, gdzie te procenty, kiedy już profesora Belki w rządzie nie było. Więc to są takie opowieści, jak rozumiem, wyciągane na okoliczność znalezienia bata na kandydata. (Nawet powiedziało się do rymu.) Więc nie w tym jest rzecz. Pamiętam również, że obecny premier, czyli pan Leszek Miller, kiedyś cieszył się wielkim poparciem dołów, jak pan to powiedział, bo dzisiaj, zdaje się, już mniej. Tak że to się zmienia i w tych kategoriach trudno dyskutować. Ten rząd musi przeprowadzić kilka bardzo istotnych spraw do wyborów parlamentarnych, a później, po wyborach, gdzie głos oddamy społeczeństwu, zobaczymy, jaki będzie układ polityczny.
Krzysztof Grzesiowski: A czy Marek Belka, konsultując, dowiadując się od różnych środowisk, jakie mają poglądy, jakie mają propozycje, by to potem zebrać bardzo ładnie w formę exposé, które być może wygłosi w Sejmie, dojdzie do wniosku, że nie da się skleić z tego niczego sensownego i zrezygnuje, to czy wtedy kolejna inicjatywa padnie z ust prezydenta Rzeczpospolitej, kolejne nazwisko?
Aleksander Kwaśniewski: Od momentu przyjęcia dymisji obecnego rządu, czyli Leszka Millera, inicjatywa jest cały czas po stronie prezydenta. Gdyby Marek Belka miał powiedzieć, że nie wyobraża sobie objęcia urzędu, no to, oczywiście, ja będę musiał podejmować dalsze decyzje. Natomiast nie wydaje mi się, żeby Marek Belka łatwo zrezygnował, bo jestem po rozmowach z nim. Poza tym on wraca ze swojej misji irackiej, a więc jest człowiekiem dzisiaj silniejszym, a nie słabszym, bardziej twardym, a nie miękkim, bardziej zdeterminowanym i jednocześnie patrzącym na to wszystko z dystansu, bo wie, jak na świecie może być. Polska, mimo wszystkich swoich kłopotów, mieści się wśród tych krajów o kłopotach średnich, to nie są ciągle kłopoty (i oby nigdy ich takich nie było), jakie przeżywają inne kraje.
Krzysztof Grzesiowski: Ale czy ma pan inne nazwiska na wszelki wypadek?
Aleksander Kwaśniewski: W czterdziestomilionowym narodzie...
Krzysztof Grzesiowski: Trzydziestoośmio-, panie prezydencie. To już sporo.
Aleksander Kwaśniewski: Trzydziestoośmio-. No to dwa miliony, że tak powiem, straciłem już na wstępie, ale ciągle to jest 38 milionów i myślę, że, oczywiście, kandydaci są, ale ja wierzę i profesor Belka ma moje poparcie, i, tak jak rozumiem, ma też istotne poparcie wielu polityków, z którymi rozmawiałem, także z SLD, chociażby Krzysztofa Janika czy innych liderów, z którymi rzecz była konsultowana i którzy zgadzali się, że to jest dobra koncepcja.
Krzysztof Grzesiowski: Skoro pan wspomniał to nazwisko, Krzysztof Janik powiada, że szanse na to, że rząd stworzy profesor Belka, są takie same jak szanse Józefa Oleksego na stworzenie rządu.
Aleksander Kwaśniewski: Ja bym powiedział co innego — że dzisiaj szanse Marka Belki na stworzenie, jak i na nie stworzenie są takie same i też je oceniam pół na pół. Gdybym miał oceniać szanse innych kandydatów, to z moich konsultacji, które przeprowadziłem, wynika, że są jak 40% na tak, 60% na nie, czyli są mniejsze. Natomiast tak po prostu wynika z arytmetyki parlamentarnej i z przekonania bardzo wielu ugrupowań, że trzeba po prostu wybory przyspieszyć i że skuteczniejszym sposobem na przyspieszenie wyborów jest właśnie doprowadzenie do niepowoływania rządu, czyli przeciągający się kryzys rządowy, bo wtedy nie trzeba dwóch trzecich na rozwiązanie parlamentu, a uzyskanie tych dwóch trzecich jest trudne i jest wystarczająco dużo sił blokujących.
Natomiast ja przestrzegam przed takim myśleniem z dwóch względów: po pierwsze Polska naprawdę potrzebuje rządu i tutaj przeciąganie takich okresów niejasnych jest błędem, a dwa — gdyby trzymać się tego scenariusza rządowego, czyli obstrukcji w powołaniu rządu, no to wybory wypadną w końcówce czy w ostatniej dekadzie sierpnia, co wydaje mi się również z punktu widzenia kampanii wyborczej niekorzystne. To będzie kolejne osłabienie polskiej demokracji, bo zafundujemy wybory wakacyjne i bardzo duża część społeczeństwa tak może je potraktować, to znaczy niska frekwencja, brak zainteresowania kampanią i zwyciężą elektoraty najbardziej zdyscyplinowane.
Przeczytaj cały wywiad