99 % - festiwal dokumentów Watch Docs
Rusza festiwal dokumentów Watch Docs, którego tematem są prawa człowieka. To największa w Polsce filmowa impreza „z misją” wydarzenie
10.12.2007 | aktual.: 10.12.2007 10:15
Środki masowego przekazu stworzyły wizję świata bardzo politycznego, chaotycznego i zupełnie oderwanego od »długiego trwania«, czyli od instytucji społecznych, postaw, mentalności i kłopotów zwykłych ludzi, którzy stanowią dziewięćdziesiąt dziewięć procent każdego społeczeństwa” – pisał Ryszard Kapuściński w „Autoportrecie reportera”. I właśnie tym 99 procentom i ich kłopotom poświęcony jest grudniowy festiwal Watch Docs.
Skupiony wokół tematu praw człowieka (w końcu jego organizatorem jest Helsińska Fundacja Praw Człowieka) ten przegląd filmów pokazuje świat z zupełnie innej perspektywy niż telewizyjne wiadomości czy mainstreamowe kino mające ambicje naprawiania świata i apelowania do sumień. Taka tendencja od dłuższego czasu utrzymuje się choćby w Hollywood, gdzie w role autorytetów moralnych chętnie wcielają się aktorskie gwiazdy – George Clooney- czy Robert Redford. Powstaje coraz więcej filmów o terroryzmie, grzechach Ameryki, wojnach w Iraku i Afganistanie. Większość jednak skażona jest tezą, podsuwa jedynie słuszne racje, natrętnie narzuca „przesłanie”, posługuje się schematami i banalnymi chwytami. Już na starcie przegrywa z dokumentem, gatunkiem coraz silniejszym, coraz ciekawszym, coraz szybciej reagującym na bieżące wydarzenia, coraz umiejętniej opisującym skomplikowanie współczesnego świata.
Watch Docs nie jest jednak zwykłym przeglądem dokumentów na temat – jego organizatorzy wybrali filmy, które nie boją się stawiać pytań bez odpowiedzi, unikają łatwych osądów, dają do myślenia. Poszukują bohaterów, którzy nie wpływają na losy świata, nie tworzą wielkiej polityki, lecz ponoszą jej konsekwencje. Jak Darshika i Puhalchudar, dwie roześmiane 24‑latki, członkinie antyrządowej partyzantki, które w dżungli na północy Sri Lanki przygotowują się do samobójczego ataku terrorystycznego. Chętnie opowiadają, jak działa mina, która rozerwie je – i innych – na strzępy, i demonstrują fiolki z cyjankiem, które noszą pod mundurem. Bezwzględne terrorystki czy nieszczęsne ofiary okrutnej wojny domowej? „Moja córka – terrorystka” nie odpowiada na to pytanie, pokazuje jednak złożoność sytuacji, w której znalazły się dziewczyny.
Nienawiść i nuda
Cierpliwa i otwarta postawa twórców, którzy nie stawiają tez, przynosi zaskakujące efekty: bo czy jakikolwiek scenarzysta wymyśliłby scenę, w której wiekowy były esesman, wciąż gloryfikujący Hitlera i twierdzący, że Auschwitz ocaliło Żydów przed bombardowaniami, nagle dostaje bolesnego szczękościsku w trakcie oglądania dokumentu o obozach koncentracyjnych? – To tylko film, to niczego nie dowodzi – cedzi, trzymając się za szczękę. Kapitalny „Raj Hafnera” opowiada o naziście, który spokojnie dożywa swoich dni pod słońcem Hiszpanii w to-warzystwie takich jak on. Do chwili, kiedy w jego domu pojawia się ekipa filmowa, która w finale zaprasza jesz-cze do rozmowy byłego jeńca z Dachau. Nie muszę chyba dodawać, że przebieg tego spotkania jest porażający. Takie rzeczy mogą wydarzyć się tylko na żywo. Tegoroczna impreza, choć ma sekcję „białoruską”, „propagandową”, „terrorystyczną” i retrospektywę filmów kambodżańskiego reżysera Rithy Panha (na festiwalu zobaczycie między innymi „Nie można zawinąć żaru w papier”, za
który Panh otrzymał w tym roku Europejską Nagrodę Filmową!), nie jest skupiona ani wokół konkretnych krajów, ani konkretnych wydarzeń.
W konkursie i sekcjach pobocznych znalazło się kilkadziesiąt dokumentów, których jedynym wspólnym mianownikiem jest temat praw człowieka, czasem zresztą potraktowany jako pretekst, jak w przypadku mistrzowsko zrealizowanej „Operacji powrót” (jest wśród kandydatów do Oscara), na którą składają się relacje amerykańskich żołnierzy powracających z Iraku i Afganistanu. Znani pisarze, sami weterani wojen z Wietnamu czy Kambodży, pomogli im nadać kształt wspomnieniom, w których jest miejsce na strach, na śmierć, na moralne rozterki, absurd i nudę. Mimo różnych doświadczeń wszyscy tu jednak powtarzają jak mantrę: „Wojna nie jest tak wspaniała i chwalebna, jak to pokazują w kinie i telewizji”. Prywatna perspektywa pozwala zobaczyć więcej i zajrzeć głębiej. Festiwalowa podróż przez kraje i problemy uświadamia, że prawa człowieka to rzecz płynna, zależna od „punktu siedzenia”: gdzieś będzie to sprawa życia i śmierci, gdzieś codziennych upokorzeń i pogardy, gdzie indziej sprawiedliwych wyroków, a jeszcze gdzieś
dyskryminacji.
W Uzbekistanie (piękny, smutny „Między niebem a ziemią”) działalność opozycyjna jest bardziej ryzykowna niż chodzenie po linie w rodzinnym cyrku. Na chińskim posterunku granicznym („Zbrodnia i kara”) bicie, upokarzanie i torturowanie zatrzymanych (oficjalnie zabronione) jest czymś tak codziennym, że nikomu tu nie przeszkadza włączona kamera. Z kolei francuska rodzina zmaga się z uczuciem nienawiści do zabójców ich syna, homoseksualisty. Skoro padł ofiarą nienawiści, oni – zgodnie z tytułem „Ponad nienawiścią” – muszą opanować gniew i spróbować wybaczyć.
Festiwal taki jak Watch Docs nieuchronnie podsuwa jeszcze jedną refleksję: że mimo wszystko żyjemy w najlepszym z istniejących światów. Na głowę pada nam śnieg, a nie bomby, a głównym problemem większości jest to, do którego centrum handlowego udać się w weekend. Jeśli jednak, drogi Czytelniku, uważasz (słusznie), że i tak daleko temu światu do doskonałości – zrób coś. Na początek możesz wybrać się na festiwal, by tam poszukać inspiracji do działania. I naprawdę nie masz żadnej wymówki – wstęp na wszystkie seanse jest bezpłatny.
Małgorzata Sadowska
- Międzynarodowy Festiwal Filmowy „Watch Docs. Prawa człowieka w filmie”, 7–16.12, Warszawa. Od stycznia festiwal rusza w objazd po 21 polskich miastach, szczegóły na www.watchdocs.pl
Mówmy głośniej!
– Polscy dokumentaliści wciąż rzadko podejmują tematy drażliwe – twierdzi dyrektor festiwalu Maciej Nowicki
Małgorzata Sadowska: Mówi pan, że Watch Docs to festiwal „kina zaangażowanego”. Czyli jakiego?
Maciej Nowicki: Misją festiwalu jest podnoszenie świadomości, uwrażliwianie ludzi na kwestie związane z prawami człowieka. Wybieramy dokumenty, które mają nie tylko ambicje artystyczne, ale również mogą pełnić ważną funkcję społeczną. Dotyczą kwestii szczególnie nas interesującej: relacji władza – jednostka, a jednocześnie są pozbawione dydaktyzmu, nie zahaczają o propagandę. Owszem, mamy w programie filmy propagandowe, zebrane jednak w osobnej sekcji „Dyskretny urok propagandy” i opatrzone merytorycznym komentarzem. Organizujemy również panel, podczas którego dyskutować będą znawcy tematu.
Czy propaganda wciąż jest obecna w dokumentach?
– Oczywiście! Możemy mówić choćby o propagandzie alterglobalistycznej, która nadużywa perswazji, manipuluje obrazami i używa animacji czy szybkiego montażu, by ideologiczne treści były lepiej przyswajalne.
To też filmy „zaangażowane”, ale w bardzo wąskim sensie, bo nie zostawiają żadnej przestrzeni do dyskusji, agitują, a nie skłaniają do namysłu. Takim dokumentem jest choćby „Venezuela Bolivariana” Marcela Andrade Arreazy, przykład nowoczesnej, atrakcyjnie – nawet „modnie” – podanej propagandy, pełnej niezwykle emocjonalnych obrazów. Arreaza kieruje ją przeciw Ameryce, korporacjom, światowemu establishmentowi, po stronie „dobra” sytuując Hugo Cháveza i innych wrogich USA przywódców z Ameryki Łacińskiej.
W programie Watch Docs znalazły się też polskie filmy. Czy nasi dokumentaliści chętnie zajmują się prawami człowieka?
– Niestety nie. Polski dokument jest w dobrej kondycji, ale wciąż niewiele osób próbuje się mierzyć z kwestiami, które bywają społecznie i politycznie drażliwe. Jeśli reżyserzy podejmują temat praw człowieka, to zwykle dotyczy on zagranicy. W ubiegłym roku mieliśmy film Mirosława Dembińskiego o Białorusi czy Grzegorza Packa o RPA, w tym roku znów pojawiły się filmy dotyczące naszego sąsiada: „Białoruski walc” Andrzeja Fidyka i „Muzyczna partyzantka” Dembińskiego.
Nasz mainstreamowy dokument – z rzadkimi wyjątkami, do których należy na przykład „Jak to się robi” Marcela Łozińskiego – nie jest zainteresowany obecną rzeczywistością społeczno‑polityczną. Dużo chętniej sięgają po takie tematy reportażyści, zresztą reportaż zawsze reaguje pierwszy, dokument potrzebuje więcej czasu na refleksję.
W takim razie jakie tematy dotyczące praw człowieka w Polsce mógłby pan podsunąć polskim dokumentalistom?
– Te związane z kwestiami dyskryminacji, problemem nierówności. Nie mówi się głośno o przepełnieniu więzień czy nadużywaniu tymczasowego aresztowania. Jest mnóstwo tematów dotyczących naszej najnowszej historii, choćby tak zwanej IV RP: rozumienia demokracji, niezależności i prestiżu sądownictwa, obecności populistów w polityce, rozpowszechniania tak zwanej mowy nienawiści w przestrzeni publicznej.
Rozmawiała Małgorzata Sadowska
Podpis pod zdjęciem: Fot. Bogdan Krężel Na zdjęciu dyrektor festiwalu Maciej Nowicki