8 września podpisano rozbiór Gruzji
Przywódcy zachodnioeuropejscy 8 września podpisali rozbiór Gruzji. Niczym ich poprzednicy rozbiór Czechosłowacji – 70 lat temu. Nawet miesiąc ten sam.
16.09.2008 | aktual.: 17.12.2008 13:50
Inne są za to miejsca (wtedy „Brunatny Gmach” w Monachium, teraz podmoskiewski zamek Meiendorf) i inni gospodarze (wtedy Hitler, teraz duet Miedwiediew–Putin). Przywożę wam pokój – ogłosił po sprzedaniu czeskich Sudetów III Rzeszy Neville Chamberlain.
Unikniemy śmierci, nieszczęścia i cierpienia – zapewnił Sarkozy, w imieniu całej UE (także Polski) akceptując oderwanie od Gruzji zbuntowanych regionów Abchazji i Osetii Południowej. Wbrew temu, co usiłują wmówić Sarkozy i Solana, „pakt z Meiendorf” jest krokiem wstecz, a nie naprzód w porównaniu z niesławnym „planem Miedwiediewa–Sarkozy’ego”.
Pakt z Meiendorf
Z góry było wiadome, że wynik rozmów będzie mizerny, gdyż za punkt wyjścia uregulowania konfliktu przyjęto nieszczęsny „plan pokojowy” z 12 sierpnia. Kwartet Sarkozy–Kouchner–Barroso–Solana ponownie przyleciał do Moskwy, żeby nakłaniać Rosjan do wywiązania się ze wszystkich punktów pierwotnego planu. Tyle że pojawiły się nowe okoliczności. Rosja uznała niepodległość Osetii Południowej i Abchazji. Pojawiły się nowe spojrzenia na to, jak powinniśmy wdrażać plan – z góry zapowiedział Miedwiediew. Skutek był taki, że obie strony pozostały przy swoim stanowisku ws. samozwańczych republik, a „pakt z Meiendorf” w ogóle nie wspomina o pełnym wycofaniu się Rosjan na pozycje sprzed wybuchu wojny, co oznacza faktyczną zgodę Unii na oderwanie Abchazji i Osetii od Gruzji.
Dyplomaci unijni nawet nie zamierzali walczyć o tak „nierealistyczne rzeczy”. Ani tym bardziej urazić gospodarzy jakimś zbyt stanowczym żądaniem. Były za to, znowu, słowa o nadziei, pokoju, zaufaniu. Wszystko w tonie przepraszającym i usprawiedliwiającym... Rosjan („Podobnie jak nasi rosyjscy przyjaciele, my też bronimy naszych przekonań”). Zresztą Sarkozy i spółka wprost powiedzieli, że nie chodzi im bynajmniej o przestrzeganie prawa międzynarodowego przez Moskwę („Razem z panem Barroso jesteśmy wyrazicielami nadziei wszystkich 27 krajów UE. Kraje te oczekują od Rosji pokoju i zaufania, chcą z nią dobrych stosunków”.).
Francuski prezydent prosto z Moskwy poleciał do Tbilisi, gdzie zapewniał, że nie powtórzą się już problemy z interpretacją umowy (jak poprzednio): mając wynegocjowany tekst, mogę wam powiedzieć z absolutnie naukową precyzją: 15 października nawet jeden żołnierz rosyjski nie może być na pozycji, na której nie było go przed wybuchem konfliktu. To jasne i proste. Kreml zdezawuował Sarkozy’ego – na terenie Abchazji i Osetii ma stacjonować wielokrotnie więcej rosyjskich żołdaków niż uprzednio.
Sztuka interpretacji
Głębokie wątpliwości budzi nawet ten najważniejszy dla Sarkozy’ego punkt, rzekomo ustalony z „naukową precyzją” – o wycofaniu żołnierzy rosyjskich. Po pierwsze, upokarzająca formuła, w której Rosja łaskawie pozwoliła UE, żeby siły międzynarodowe weszły na terytorium innego suwerennego państwa. Po drugie, wszyscy jakoś przeszli do porządku dziennego nad kolejną zmianą terminu wycofania Rosjan z Gruzji (po raz chyba piąty czy szósty). Tymczasem odraczanie tego terminu aż o miesiąc oddala ten kraj od perspektywy członkostwa w NATO. Przecież już w grudniu państwa Sojuszu będą decydowały, czy przyznać Gruzji plan na rzecz członkostwa (MAP). Po trzecie, warunkiem odejścia wojsk okupacyjnych ma być uprzednie wejście tam międzynarodowych sił rozjemczych. Co teoretycznie oznacza, że po upływie wyznaczonego miesiąca Rosjanie nadal mogą stać w Gruzji, bo nie będzie międzynarodowych zmienników. A tych zmienników może nie być, jeśli tak zechcą Rosjanie.
MSZ Rosji poinformowało, że jest przeciwne niezależnej misji obserwacyjnej Unii Europejskiej, bo doprowadziłoby to do zbędnego „rozdrobnienia” międzynarodowych wysiłków obserwacyjnych z ramienia ONZ i OBWE. Moskwa woli misję mieszaną np. pod auspicjami OBWE, bo jako członek tej organizacji miałaby bardzo duży wpływ na kształt, skład i przebieg misji.
Solana zdążył zapewnić europarlamentarzystów, że cywilna misja obserwacyjna UE „ma być rozmieszczona tak, by była wszędzie”, w tym w Abchazji i Osetii Południowej, a jeszcze tego samego dnia Ławrow zdecydowanie wykluczył wpuszczenie obserwatorów UE do separatystycznych regionów. O „naukowej precyzji” ustaleń na zamku Meiendorf świadczy choćby taki fakt: dzień po tym, jak Sarkozy zapewnił, że obserwatorzy UE będą też przebywać w Abchazji i Osetii Płd., Solana przyznał, że na spotkaniu w Moskwie nie omawiano dokładnie sprawy stref, w których mogą być rozmieszczeni obserwatorzy. Rosji udało się w Meiendorf nie tylko ugruntować niezależność (oczywiście na drodze do aneksji) zbuntowanych republik, ale też faktycznie rozbroić Gruzinów.
Termin wycofania sił gruzińskich na pozycje sprzed wojny jest, w przeciwieństwie do drugiej strony, ściśle określony co do dnia. Saakaszwili został też zmuszony do zobowiązania się do nieużywania siły wobec separatystów, a gwarantem tego – na żądanie Moskwy – stała się Unia. Kolejne upokorzenie to sprawa międzynarodowych rozmów na temat separatystycznych regionów (15 października, Genewa). Sarkozy ustalił szczegóły, by dzień później usłyszeć od Ławrowa, że pełnoprawnymi uczestnikami będą też przedstawiciele Osetii Płd. i Abchazji. Żeby rozwiać resztki wątpliwości co do losów obu regionów, zaraz po rozmowach z UE Moskwa poinformowała, że w Osetii i Abchazji powstaną silne rosyjskie bazy wojskowe. Zaczęliśmy cytatem z ubiegłego wieku, sięgnijmy i na koniec do historii. „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę. Wybrali hańbę, a i tak będą mieli wojnę” – Winston Churchill.
Antoni Rybczyński