5 najbardziej zapalnych punktów na mapie świata w 2017 r.
Najczarniejsze scenariusze na nadchodzące 12 miesięcy
Najczarniejsze scenariusze na nadchodzące 12 miesięcy
Rok 2016 był kolejnym rokiem pełnym niepokojów. Tlący się konflikt na Ukrainie, wojna z tzw. Państwem Islamskim i ataki terrorystyczne, napięcia na linii Zachód-Rosja, zaostrzające się spory terytorialne w Azji - te wydarzenia nie schodziły z czołówek mediów na całym świecie.
Niestety, prognozy na nadchodzące 12 miesięcy rysują się w równie ciemnych barwach. Potencjalnych zagrożeń dla globalnego bezpieczeństwa nie brakuje. Postanowiliśmy wybrać pięć najbardziej zapalnych punktów na mapie świata, na których w 2017 roku będzie koncentrować się uwaga społeczności międzynarodowej. Dwa z nich znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie Polski.
Jednocześnie trzymamy kciuki, by żadna z tych prognoz się nie urzeczywistniła. Po wydarzeniach z ostatnich lat, świat potrzebuje oddechu od nieszczęść i wojen.
Tomasz Bednarzak, WP
Kraje bałtyckie
Jeżeli dojdzie do III wojny światowej, to najprawdopodobniej właśnie tutaj. Od aneksji Krymu i rosyjskiej agresji na Ukrainę trwa nowa zimna wojna pomiędzy NATO a Rosją. Litwa, Łotwa i Estonia to najsłabsze ogniwa w systemie obronnym Paktu Północnoatlantyckiego, stanowiące łatwy cel dla Kremla. Planowane na przyszły rok dodatkowe sojusznicze bataliony to siła zbyt skromna, by obronić je przed potencjalną rosyjską agresją.
Do konfrontacji może dojść przypadkiem. Wystarczy niezamierzony incydent, który doprowadzi do zbrojnej eskalacji. Przy agresywnych demonstracjach siły ze strony Rosjan łatwo sobie wyobrazić taki scenariusz. Tym bardziej, że Moskwa być może będzie chciała "przetestować" nową administrację w Białym Domu.
Putin może również w inny sposób rzucić wyzwanie NATO, wykorzystując w tym celu liczną mniejszość rosyjską w krajach bałtyckich. Wysłane przez granice "zielone ludziki" wywołają tam niepokoje pod płaszczykiem ludowego powstania, co da pretekst zachodnim "gołębiom", by nie interweniować. Sojusz pogrąży się w wewnętrznych sporach, a Moskwa ogłosi plan wysłania na Litwę, Łotwę i Estonię "sił stabilizacyjnych".
Syria i Irak
Ostatnie 12 miesięcy były jednymi z najkrwawszych od początku syryjskiej wojny domowej. Jednak po strategicznym zwycięstwie sił reżimu Baszara al-Asada w Aleppo, kraj nie zazna spokoju. Wspierane przez Rosję i Iran wojska rządowe przystąpią do kolejnych krwawych ofensyw przeciwko zbrojnej opozycji. W tym samym czasie trwać będzie wojna przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu. Według ostatnich prognoz amerykańskich generałów pokonanie samozwańczego kalifatu może potrwać nawet dwa lata.
Również w Iraku toczyć będą się zacięte walki z ISIS, zwłaszcza w ich największym bastionie po tej stronie granicy - Mosulu. Niestety, wiele wskazuje na to, że wypędzenie dżihadystów nie będzie końcem konfliktów w tym kraju. Kiedy zabraknie wspólnego wroga, iraccy Kurdowie mogą wystąpić przeciwko rządowi w Bagdadzie, walcząc z nim o terytoria i niepodległość. A w konflikt ten łatwo mogą zostać wciągnięci również regionalni mocarze - Turcja i Iran.
Morza Południowochińskie i Wschodniochińskie
Agresywna postawa Chin na okalających je akwenach spędza sen z powiek zarówno regionalnym graczom, jak i Amerykanom. W ostatnich latach w Azji przyspieszył wyścig zbrojeń, napędzany strachem przed rosnącą potęgą Państwa Środka. Powodów do wojny nie brakuje, bo na okolicznych morzach roi się od gorących sporów terytorialnych.
Najbardziej drażliwą kwestią są roszczenia Chin do 90 proc. obszaru Morza Południowochińskiego. Pekin buduje tam sztuczne wyspy i umieszcza na nich swoje bazy, co z kolei nie podoba się Amerykanom, stojącym na straży swobody żeglugi na wodach międzynarodowych. Z kolei na Morzu Wschodniochińskim narasta konflikt z Japonią o archipelag Senkaku (przez Chińczyków nazywany Diaoyu).
Oliwy do ognia dolewa Donald Trump, który podsyca napięcia wokół Tajwanu, uznawanego w Pekinie za "zbuntowaną prowincję", wysyłając sygnały, że zaostrzy kurs wobec Państwa Środka. To wszystko powoduje, że w przyszłym roku może zrobić się tam naprawdę gorąco.
Wschodnia Ukraina
Na frontach wschodniej Ukrainy wciąż giną ludzie i ten tlący się konflikt może w każdej chwili wybuchnąć ze zdwojoną siłą. O ile takie będzie życzenie i interes Kremla.
Donald Trump co prawda dawał do zrozumienia słowem i czynem, że nie ma żadnego punktu sporu z Władimirem Putinem, a nawet będzie chciał się z nim dogadać, przede wszystkim na gruncie wspólnej walki z islamskim terroryzmem. Ale historia pokazuje, że Kreml rozumie tylko język siły. Ustępstwa Zachodu zawsze postrzegał jako zachętę do dalszych działań.
Tak samo może być w przypadku Ukrainy. Jak wskazywał ostatnio magazyn "National Interest", Putin może uznać, że wraz z przychylnym mu prezydentem USA łatwiej będzie mu rozszerzyć strefę wpływów na wschodniej Ukrainie i doprowadzić zmiany rządu w Kijowie na bardziej uległy. A to oznacza tylko jedno - kolejną ofensywę prorosyjskich separatystów, wspieraną przez regularne wojska rosyjskie.
Pakistan-Indie
Sytuacja na indyjsko-pakistańskim pograniczu w regionie Kaszmiru napięta jest od dziesięcioleci, jednak w tym roku temperatura sporu osiągnęła poziom wrzenia. Wystarczy jeden incydent, by rozkręcić spiralę, która może doprowadzić do wojny z użyciem broni nuklearnej.
Oba mocarstwa dzieli burzliwa historia, konflikt o Kaszmir i trzy stoczone wojny, nie licząc pomniejszych starć zbrojnych, do których nieustannie dochodzi nawet dziś. Łatwo wyobrazić sobie scenariusz, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli i dochodzi do eskalacji zbrojnej, która przyćmi wszystkie inne konflikty na świecie.
Najgorsze jest to, że konsekwencje nawet ograniczonej wymiany jądrowej na lokalną skalę odczulibyśmy wszyscy. Eksplozje i pożary wyniosłyby do atmosfery miliony ton sześciennych dymów i pyłów, które przesłoniłyby Słońce, wywołując efekt nuklearnej zimy. Świat pogrążyłby się w głodzie i chaosie, a ofiary liczone byłyby setkach milionów.
Korea Północna
W 2016 roku Korea Północna przeprowadziła dwie próby jądrowe i liczne testy rakietowe. Przyszły rok ma być przełomem, bo Pjongjang chce wykorzystać zmianę władzy w USA i Korei Południowej, by sfinalizować swój program nuklearny. Kolejne testy i prowokacje mogą doprowadzić do poważnego kryzysu międzynarodowego, a nawet konfliktu zbrojnego.
Celem komunistycznej dyktatury jest jak najszybsze uzyskanie zminiaturyzowanej głowicy nuklearnej i sprawnego pocisku balistycznego dalekiego zasięgu, które połączone razem dałyby jej narzędzie do szantażowania USA i ich sojuszników. Według zeznań zbiegłego niedawno z Korei Północnej dyplomaty, Kim Dzong Un chce tego dokonać za wszelką cenę do końca 2017 r. i planuje co najmniej dwie kolejne próby atomowe.
Reżim w Pjongjangu jest jednak tak nieobliczalny, że można spodziewać się po nim praktycznie wszystkiego. Dlatego Korea Północna rok w rok uznawana jest za jeden z najbardziej zapalnych punktów na mapie świata, niosąc zagrożenie destabilizacji całego regionu.
Tomasz Bednarzak, WP