5 marca wyrok w precedensowym procesie za zwrot "polski obóz"
5 marca warszawski sąd wyda wyrok w precedensowym procesie cywilnym, wytoczonym przez obywatela Polski wydawcy "Die Welt" za zwrot "polski obóz koncentracyjny". W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie zakończył ten proces.
Powód Zbigniew Osewski chce by sąd nakazał stronie pozwanej przeprosiny w głównych polskich mediach oraz wpłatę miliona złotych na cel społeczny. Pozew poparła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która przyłączyła się do procesu po stronie powoda. Pełnomocnicy pozwanej spółki wnieśli o oddalenie pozwu lub też o jego odrzucenie.
Powód pozwał za naruszenie swych dóbr osobistych spółkę Axel Springer AG, wydawcę m.in. "Die Welt". Przyczyną było użycie przez tę gazetę w 2008 r. zwrotu "polnische Konzentrationslager Majdanek" (zaraz po tym "Die Welt" opublikował przeprosiny).
Osewski poczuł się dotknięty osobiście, bo jeden jego dziadek zmarł w niemieckim obozie pracy w Iławie, drugi był więziony w obozach w Niemczech. Zdaniem Osewskiego przeprosiny "Die Welt" nie były szczere, gdyż potem znów użyto tam słów o "polskim obozie zagłady".
Pozew żąda przeprosin w "Rzeczypospolitej", "Gazecie Wyborczej" i w Wiadomościach TVP za naruszenie dóbr osobistych, jakimi są tożsamość i godność narodowa oraz prawo do poszanowania prawdy historycznej. Chce też wpłaty przez pozwanego miliona złotych na cel społeczny oraz "zaniechania używania tych słów".
Osewski zeznał, że te słowa to powtarzające się zakłamywanie historii. Podkreślił, że jego dziadek zginął w niemieckim obozie, a nie polskim. - Chciałbym na innym świecie móc mu spojrzeć w oczy - dodał powód, tłumacząc, czemu złożył pozew. Inną przyczyną było to, że "polski rząd nie reagował". Osewski ocenił, że kwota miliona zł byłaby adekwatna do dokonanego naruszenia i nie jest wygórowana.
Naczelny "Die Welt" Thomas Schmid, przesłuchany w drodze pomocy prawnej przed sądem w Berlinie, zeznał, że była to "niezamierzona pomyłka". - Nie wierzę, by taki zwrot był przypadkiem - replikował powód. - Ta nacja powinna w tej sprawie dokładać szczególnej rzetelności - podkreślił.
Powód uważa, że takie zwroty to przejaw niemieckiej polityki historycznej. Strona pozwana podkreśla, że przedmiotem procesu nie jest taka polityka. - Jej podmiotem mogą być też niemieckie media - replikowali adwokaci Osewskiego.
Polscy pełnomocnicy pozwanej spółki wnosili o oddalenie pozwu, choć przyznali, że używanie takiego "wadliwego kodu pamięci", zwłaszcza przez niemieckie media, jest haniebne. Dodali zarazem, że autorka miała na myśli tylko położenie geograficzne obozu i nie zamierzała przypisywać Polakom, by go założyli.
Adwokaci kwestionują, aby tożsamość narodowa czy prawo do poszanowania prawdy o historii narodu podlegały ochronie jako dobra osobiste z kodeksu cywilnego - chroniona jest zaś pamięć zbiorowa, o którą dba aparat państwa. Strona powodowa replikuje, że katalog dóbr osobistych z kodeksu cywilnego jest katalogiem otwartym, a ochrona pamięci zbiorowej nie wyklucza dochodzenia roszczeń przez jednostkę. - Czy mamy oddzielnie przepraszać każdego czytelnika? - pytali adwokaci spółki.
- Pamięć o losie najbliższych w latach wojny była żywą pamięcią w rodzinie powoda i to należy do sfery dóbr osobistych - mówił prok. Marek Maciejko, który poparł pozew "co do zasady". Według niego sama przynależność narodowa jako taka do dóbr osobistych nie należy.
- Jurysdykcja polskich sądów w takiej sprawie jest wątpliwa - dowodzili adwokaci pozwanego. Mówili o możliwości wystąpienia sądu z pytaniem do Trybunału Sprawiedliwości UE lub też o odrzuceniu pozwu. Pełnomocnicy Osewskiego i prokurator byli przeciw, bo ta kwestia jest już rozstrzygnięta.
Początkowo SO odrzucił pozew, bo uznał, że sądy polskie nie są właściwe do rozstrzygania sporu wobec niemieckiej spółki prawa handlowego. W 2010 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał jednak, że wydawca "Die Welt" może być pozwany w Polsce, bo artykuł rozpowszechniono także w Polsce (w formie papierowej i elektronicznej) i w Polsce jej obywatel mógł doznać krzywdy.
Zwrot "polskie obozy zagłady" nie wskazuje na to, by zakładali je Polacy, ale tylko na ich położenie geograficzne - uznała w 2013 r. stołeczna prokuratura. Odmówiła ona wtedy śledztwa ws. znieważenia narodu polskiego takim zwrotem z "Rheinische Post". Podkreśliła, że w takich przypadkach konieczne jest reagowanie np. MSZ z żądaniem sprostowań.
PiS wniosło do sejmu projekt by używanie takich zwrotów było przestępstwem, zagrożonym karą do pięciu lat więzienia (dotyczyłoby to także zagranicznych dziennikarzy).