"40 cywilów zginęło od bomb NATO"
Prawdopodobnie około 50 ludzi zginęło w eksplozji dwóch skradzionych cystern z paliwem po nalocie sił NATO w prowincji Kunduz na północy Afganistanu - podała agencja Associated Press. Jednak według afgańskiej policji, mogło zginąć nawet 90 osób, z czego 40 to cywile. NATO zapowiada śledztwo ws. akcji, którą przeprowadzono na żądanie niemieckiego kontyngentu, stacjonującego w Kunduz.
Jak wynika z informacji podanych przez szefa policji prowincji Gulama Mohiuddina, talibowie porwali dwie cysterny z paliwem przeznaczonym dla sił NATO. Cytowany przez BBC jeden z kierowców cysterny powiedział, że bezpośrednio po zatrzymaniu pojazdów talibowie zabili dwóch innych kierowców, ścinając im głowy.
Jeden z pojazdów przeprowadzono przez rzekę Kunduz, natomiast drugi utknął w bagnie na brzegu rzeki.
Talibowie mieli powiedzieć mieszkańcom pobliskiej wsi, że mogą opróżnić cysternę. Jak pisze internetowy portal BBC, powołując się na naocznych świadków, ludzie przybiegli na miejsce z pojemnikami. Na dachu cysterny siedziało kilkunastu talibów, pilnujących porządku. Właśnie wówczas cysterna została zbombardowana. Zginęli wszyscy ludzie, znajdujący się w strefie wybuchu.
NATO potwierdza nalot
Dowództwo NATO w Kabulu potwierdziło, że samoloty sił międzynarodowych zbombardowały uprowadzone przez talibów cysterny.
Jak relacjonuje agencja Reutera, NATO podało, iż w nalocie "zginęło wielu rebeliantów". Prowadzone jest także dochodzenie, czy wśród ofiar nie ma cywilów.
Według afgańskiej policji, nawet 40 z około 90 zabitych mogło być cywilami. Tymczasem dowództwo niemieckiego kontyngentu w Afganistanie podaje, że w nalocie zginęło 56 talibów, a wśród ofiar nie ma cywilów. - Zgodnie z naszym stanem wiedzy osoby postronne nie ucierpiały - rzecznik niemieckiego ministerstwa obrony Christian Dienst.
Dodał, że ochrona ludności cywilnej podczas operacji militarnych jest priorytetem Bundeswehry. Według rzecznika nadal prowadzone jest jednak dochodzenie, mające wyjaśnić, czy wśród ofiar bombardowania byli cywile.
Afgańskie źródła sugerują też, że między zabitymi znalazł się jeden z głównych dowódców talibskich w regionie oraz czterech bojowników pochodzących z Czeczenii.
Będzie śledztwo
Sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen zapowiedział w wszczęcie dochodzenia w sprawie ataku. - Afgańczycy muszą wiedzieć, że jesteśmy zaangażowani w ich ochronę i że natychmiast przeprowadzimy kompletne śledztwo w sprawie tego incydentu - powiedział Rasmussen.
Szef NATO dodał, że w tym roku łączna liczba ofiar cywilnych spowodowanych przez natowskie operacje spadła o 95%.
Akcja na prośbę Bundeswehry
Akcję przeprowadzono na żądanie niemieckiego kontyngentu, który stacjonuje na północy Afganistanu. O wsparcie lotnictwa zwrócił się niemiecki Prowincjonalny Zespół Odbudowy (PRT). Według rzecznika ministerstwa obrony dowódca, który zlecił akcję, to "wybitny oficer, który w żadnym razie nie jest hazardzistą".
W sumie wojska Bundeswehry w Afganistanie liczą 3405 żołnierzy, w tym 600 z elitarnych sił szybkiego reagowania, sprowadzonych w ramach prowadzonej od lipca wielkiej operacji przeciwko talibom i przenikającym przez granicę tadżyckim islamistom, związanym z Al-Kaidą.
W lipcu i sierpniu oddziały niemieckiego kontyngentu wraz z siłami afgańskimi prowadziły w Kunduzie wielką operację, której celem miała być likwidacja kryjówek talibów, coraz aktywniejszych na względnie spokojnej do tej pory północy Afganistanu.
Czytaj więcej: kim są talibowie?