3,5 roku więzienia dla skarbnika banku za przywłaszczenie ponad 400 tys. zł
Na 3,5 roku bezwzględnego więzienia skazał Sąd Rejonowy w Koszalinie (Zachodniopomorskie) byłego skarbnika banku Pekao SA oskarżonego o przywłaszczenie 414 700 zł. Sąd orzekł również czteroletni zakaz pełnienia przez niego funkcji kierowniczych w bankowości. Skazany ma też zwrócić bankowi przywłaszczoną kwotę wraz z odsetkami.
Wymierzona przez sąd kara dokładnie odpowiada żądaniom prokuratury. Prowadzący proces sędzia Jacek Bytner w ustnym uzasadnieniu wyroku powiedział, że "choć brak było bezpośrednich dowodów winy oskarżonego, wyrok musiał być skazujący, gdyż ciąg poszlak jednoznacznie wskazywał na Janusza W., jako jedyną osobę, która mogła przywłaszczyć pieniądze."
Sędzia Bytner dodał, że kara musiała być surowa ze względu na kwotę przywłaszczenia, pozycję zawodową oskarżonego, który miał dostęp do zdeponowanych w skarbcu banku milionów złotych, oraz - jak to określił - chwiejne wyjaśnienia, składne przez niego w czasie procesu.
Przywłaszczenia 38-letni dziś Janusz W. - jak wynika z aktu oskarżenia - miał dokonać między 6 a 23 lipca 2005 r., kiedy był skarbnikiem koszalińskiego oddziału Pekao SA, Odpowiadał tam m.in. za wydawanie gotówki do zasilania bankomatów w Koszalinie, Kołobrzegu i Kukinii (Zachodniopomorskie).
Brak pieniędzy wykryła wewnętrzna kontrola banku. Z jej ustaleń wynikało, że we wskazanym w akcie oskarżenia czasie ze skarbca pobrano 414 700 zł, które ani nie trafiły do bankomatów, ani nie wróciły do skarbca.
Już na etapie wewnętrznej kontroli o przywłaszczenie zaczęto podejrzewać Janusza W., który pod koniec lipca 2005 został na polecenie prokuratury zatrzymany przez policję.
Początkowo w tej sprawie podejrzanym był również podwładny skarbnika - bankomatowy kasjer Marek J. Mężczyznę oczyszczono jednak z zarzutów, po tym jak okazało się, że nie miał od dostępu do skarbca.
Janusz W. nigdy nie przyznał się do winy. W czasie procesu twierdził, że pobierane ze skarbca pieniądze umieszczał w kastetach bankomatów lub obok nich ułatwiając w ten sposób pracę kasjerowi, który w razie braków mógł dokonywać tzw. "pozaproceduralnych doładowań" (nie wymagały one obecności ochrony) albo z powrotem deponował w skarbcu.
Sąd nie dał jednak wiary tym wyjaśnieniom, gdyż inni pracownicy banku nie potwierdzili istnienia "pozaproceduralnych doładowań", a Janusz W. nie potrafił precyzyjnie wskazać miejsca, w którym składował pieniądze w bankomacie. Raz mówił, że umieszczał jej pod bankomatową kasetą, raz, że obok niej.
Ani w czasie śledztwa, ani w procesie nie ustalono co naprawdę stało się z 414 700 zł, których do dziś nie odnaleziono.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrona zapowiedziała apelację. Nie ma mocnych dowodów na to, że mój klient przywłaszczył te pieniądze, mogły je z bankomatu zabrać również inne osoby, które miały dostęp do tych urządzeń - powiedział mecenas Jan Daszko.